Słowo na niedzielę. Kamil Kosowski: Nie dostawaliśmy po łbie

- Legia weszła do Ligi Mistrzów, zarobiła pieniądze i powinna świętować. Kibice poświętowali trochę za bardzo, a piłkarze chyba nie mają nastroju - mówi były reprezentant kraju Kamil Kosowski.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Kamil Kosowski Newspix / Na zdjęciu: Kamil Kosowski

WP SportoweFakty: Odpoczął pan już po Euro?

Kamil Kosowski: Dochodzę do siebie.

To znaczy?

- Jak znajomi pytają, jak było w La Baule, gdzie spędziłem turniej, zanim odpadli Polacy, odpowiadam, że jeszcze nie czas, by o tym rozmawiać. Przecież tam na trzy tygodnie zaszło słońce!

Cieszy się pan, że mistrz Polski po 20 latach przerwy gra w Lidze Mistrzów? Czy raczej do tego grona nie pasujemy?

- Na boisku było widać, że nie pasujemy, ale przypadkiem Legia do Ligi Mistrzów przecież nie awansowała. Przez lata kolekcjonowała punkty w rankingu, aż przyszedł taki moment, kiedy mogła się cieszyć z udanego losowania. Poprzedzone to było jednak ciężką pracą wszystkich ludzi w klubie. Zaczynając od zaplecza, od marketingu, pracowników biurowych po piłkarzy - każdy dołożył swoją cegiełkę do tego sukcesu. Legia zasłużyła na Ligę Mistrzów. A to, że akurat ma najgorszą drużynę od wielu lat, to inna sprawa.

ZOBACZ WIDEO: Ruszył projekt Akademia Klasy Ekstra (źródło TVP)

Zwolniłby pan trenera Besnika Hasiego?

- Zwolniłbym go dużo wcześniej. Rozumiem prezesów klubu, że nie podjęli jeszcze takiej decyzji, jednak to nie jest tak, że Legia ma za sobą fatalny ostatni tydzień. Od przyjścia Hasiego do klubu dobra była tylko pierwsza połowa meczu z Jagiellonią, kiedy błysnął Thibault Moulin, a później było tylko gorzej. Nie można powiedzieć, że porażka 0:6 z Borussią Dortmund była jakąś kulminacją. Legia zagrała fatalnie w Niecieczy, z Arką, z Ruchem... To były mecze niegodne mistrza Polski. Nazwiska nie są złe, ale ten trener nie potrafi wyciągnąć z piłkarzy tego, co najlepsze. Guilherme regularnie cofa się w rozwoju, pozostali także. Ciężko po dwóch miesiącach przyznać się do błędu i zwolnić trenera, który ponoć dostał dużo zaufania, ale jest sposób, by wyjść z tego z twarzą.

Jaki?

- Zatrudnić w jego miejsce Jacka Magierę, który miał obiecane stanowisko trenera, zanim ściągnięto Henninga Berga. Magiera świetnie sprawdza się teraz w Sosnowcu, jest legionistą z krwi i kości, ma doświadczenie i wiele potrafi. To byłby naturalny ruch.

Legia czeka na wyrok od UEFA za wybryki kibiców…

- Nie rozumiem zachowania ludzi na trybunach, nie potrafię tego w żaden sposób wytłumaczyć. Legia dla kibiców robiła wszystko. No, może poza grą w piłkę. Właściciele dbają o fanów, zrobili to także, pokazując plan dystrybucji biletów na Ligę Mistrzów. Doping był fantastyczny, nawet kiedy drużyna grała fatalnie, więc widać było, że trybuny doceniają zarządzanie klubem i chcą się odwdzięczyć. Jak bardzo kibice byliby rozżaleni grą, jak bardzo zawiedzeni, nic nie tłumaczy tego, co zrobili podczas meczu z Borussią. Strzelili sobie w stopę, zrobili krzywdę całemu klubowi, a nawet polskiej piłce - teraz być może stadion zostanie zamknięty na mecz z Realem Madryt. Nie wiem, jak Legia się wybroni przed UEFA, ale gdyby jej się nie udało, to byłaby wizerunkowa i finansowa katastrofa.

Zauważył pan, że w ogóle nie potrafiliśmy się cieszyć tą Ligą Mistrzów?

- To prawda. Wydawało się, że po dwudziestu latach czekania odtrąbiony zostanie wielki sukces. Tymczasem atmosfera jest pogrzebowa. Wszyscy narzekają na styl gry, ale przecież stylem się nie wygrywa. Czy Real był lepszy od Sportingu? Nie. Ale wygrał. Podobnie Legia z Dundalk - po prostu zrobiła swoje. Zastanawiam się, czy atmosfera wokół warszawskiego klubu byłaby lepsza, gdyby drużyna odpadła w eliminacjach po meczach z jakąś Kopenhagą. Znowu byśmy obgryzali paznokcie i powtarzali: "A było tak blisko"?.

Jest sposób, by Legia wyszła z tego z twarzą (...). Powinna zatrudnić Jacka Magierę. (...). Jest legionistą z krwi i kości, ma doświadczenie i wiele potrafi. To byłby naturalny ruch.


Może to strach przed sześcioma kompromitacjami?

- Legia weszła do Ligi Mistrzów, zarobiła pieniądze i powinna świętować. Kibice poświętowali trochę za bardzo, a piłkarze chyba nie mają nastroju. W taki sposób nie można oddawać punktów nikomu. W 18 minut stracić trzy gole, to naprawdę duża sztuka. Oczywiście, wszystkie drużyny z grupy są poza zasięgiem Legii, ale na boisku trzeba jakoś wyglądać. Grałem w piłkę i przyjeżdżała do nas Barcelona - wiedzieliśmy, że nie mamy większych szans. Ale byliśmy ambitni, wymiotowaliśmy, a nie odpuściliśmy. Trzeba biegać, walczyć, zostawić na boisku serce. Wtedy nawet za porządny oklep kibice nie mają pretensji.

Ma pan żal do losu, że pana wielkiej Wiśle nigdy nie udało się zagrać w Lidze Mistrzów?

- Żalu może nie, ale jestem zły. Legii i naszej Wisły nawet nie ma co porównywać, to są inne światy. Zresztą obecnej Legii nie ma co porównywać nawet z Legią Berga czy Stanisława Czerczesowa. Myślę, że mistrzowie Polski w tym sezonie będą jeszcze dobrze grać, ale nie wiem, czy Hasi jest w stanie do tego doprowadzić. Za poprzednich trenerów też nie zawsze było kolorowo, ale teraz jest fatalnie. To nie jest drużyna.

To znaczy?

- Wisła Wisłą, ale w Lidze Mistrzów grałem w APOEL-u Nikozja. Z Marcinem Żewłakowem i Adrianem Sikorą mieliśmy w pierwszym składzie także sześciu Cypryjczyków. Na dzień dobry zremisowaliśmy 0:0 z Atletico Madryt i teraz jeszcze bardziej to doceniam. Umieraliśmy za siebie na boisku. Tymczasem od Legii lepszym zespołem był nawet półamatorski Dundalk. Irlandczycy byli słabsi piłkarsko, ale prezentowali się dobrze jako drużyna. Legia nie musi się martwić o atak, to nie jest jej główne schorzenie. Na polską ligę ma dobrych napastników, którzy może poradziliby sobie także w Lidze Europy, ale na Ligę Mistrzów są już za słabi. Problemem Legii zawsze była obrona, w Ekstraklasie ten problem można przykryć skutecznością w ataku, ale kiedy w pucharach napastnicy nie dają rady, to błędy w defensywie będą szczególnie widoczne.

Pana Wisła poradziłaby sobie z Borussią?

- Nie wiem. Ale graliśmy z wielkimi i nie dostawaliśmy po łbie 0:6. Trzy gole strzeliliśmy Barcelonie, zdobyliśmy bramkę w meczu z Realem Madryt. Parma nie dała nam rady, Schalke też, Real Saragossa przegrał u nas 1:4. To była drużyna, która zakończyła sezon na tyle wysoko, by grać w europejskich pucharach, czyli to tak jakby teraz do Warszawy miała przyjechać na przykład Sevilla. Ciężko mi sobie wyobrazić, by miała jakiekolwiek problemy ze zwycięstwem. Moja Wisła potrafiła przy silniejszym przeciwniku wskoczyć na wyższy poziom, a to chyba podstawa gry w piłkę. Tymczasem kiedy Legia traci piłkę w środku pola, od razu śmierdzi golem. W Ekstraklasie można stracić piłkę dziesięć razy bez konsekwencji, w Lidze Mistrzów nikt nie wybacza. Wszyscy walczą o wyjście z grupy, o trzecie miejsce, albo zwyczajnie o wielką kasę. Do mnie nie dociera jedno - jak stałem przed wielkim piłkarzem, to zdawałem sobie sprawę, że może być lepszy taktycznie czy technicznie, ale ma takie same nogi jak ja i biegać akurat potrafię. A nie wiem, czy w Legii są dobrze przygotowani choćby do tego.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×