Marek Wawrzynowski: Zacznijmy od grania w piłkę (felieton)

Przez ostatnie lata do polskiej piłki dotarła świadomość. Ludzie nie tylko mówią, że jest źle, ale szukają sposobów na to, jak rzeczywistość zmienić. W mediach wciąż jest duża grupa ludzi chcących zachować status quo. Ale i to się powoli zmienia.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Forum Polskiego Futbolu, które zorganizował Dariusz Mioduski, właściciel Legii Warszawa, miało na celu nalezienie odpowiedzi na pytanie: "Co zrobić, żeby nasza piłka była lepsza?". Wydaje się ona w sumie prosta. Najlepiej ujął to Richard Grootscholten, obecnie dyrektor akademii młodzieżowej Feyenoordu Rotterdam: "Futbol, futbol i jeszcze raz futbol". Prawda?

Klęska Legii Warszawa w meczu z Borussią Dortmund nieco ostudziła nasz optymizm po Euro 2016 i awansie mistrza Polski do Ligi Mistrzów. Gdyby do tego dorzucić fakt, że nie mamy żadnej drużyny w Lidze Europy, to okazuje się, że Polska musi poczekać z aspiracjami do bycia futbolową potęgą. Ale, paradoksalnie, z tej przegranej się cieszę. Może ona pomóc naszej piłce.

Pojedyncze wygrane albo heroiczne remisy tylko zamazują obraz. Lepiej od razu dowiedzieć się w którym miejscu w europejskiej hierarchii jesteśmy. Przez ostatnich kilka lat zaczęliśmy na szczęście zyskiwać, jako środowisko, coś co popchnie nas do przodu. Świadomość. I to było podczas tego warszawskiego forum widać.

Kilka lat konsekwentnej walki z grupą ludzi piłki, również różnych "dziennikarzy śmieszków" (niestety to całkiem liczna grupa), o nowatorskie podejście do systemów szkolenia, tworzenia akademii piłkarskich, powoli zaczyna przynosić efekty. Powoli dociera do nas to wszystko, co na zachodzie jest normą.

ZOBACZ WIDEO: Boniek: problem polskiej piłki klubowej, to odpływ młodych, zdolnych piłkarzy

Z mojego punktu widzenia jest to trochę zabawne, trochę smutne. Sytuację porównałbym do XIX-wiecznej pracy u podstaw. Wciąż jeszcze znajduje się wielu ludzi, którzy uważają, że "dzieci chłopów nie należy uczyć czytać, bo to im do niczego nie potrzebne, skoro i tak będą pracowały w polu". Tych ambasadorów ciemnoty z ich niezbyt mądrym, ale bardzo popularnym myśleniem, powoli udaje się wypychać na margines, również dzięki takim inicjatywom jak Forum Polskiego Futbolu.

Coraz więcej w piłce nożnej mają do powiedzenia ludzie związani z dużym biznesem, tacy jak Mioduski czy szef Ekstraklasy Dariusz Marzec. Na razie świetnie rozumieją marketing i odczytują kierunki i trendy europejskiej piłki. Niestety od razu widać, że nie mają wiedzy w dziedzinie piłki. Ich projekty, takie jak np. Akademie Klasy Ekstra, są bardziej marketingowe niż sportowe. Mają na celu tworzenie w pierwszej kolejności przyszłego klienta, a nie piłkarza. Oczywiście można je potraktować jako pierwszy krok. Mam nadzieję, że będzie też drugi. Czyli rozwój sportowy. Bo dziś to musi iść dwutorowo - sport dla najlepszych i sport dla wszystkich. Czyli rozwój piłki i biznesu.

Podczas "FPF", prezes PZPN, Zbigniew Boniek, pytał: "Co musimy zrobić, żeby być tam i nie wyglądać jak ubogi krewny". Tam, czyli na szczycie europejskiej piłki, w Lidze Mistrzów, na dużych turniejach.

Boniek jest jak lekarz, który zawsze potrafił postawić trafną diagnozę (i to się chwali), problemy pojawiają się, gdy ktoś go zapyta o lekarstwo. A przecież to nie jest jakiś tajny eliksir.

Przede wszystkim trzeba zrozumieć, jakie są drogi rozwoju piłki na świecie. Być bardziej inwazyjnym. Tak jak robią to inne europejskie federacje. Potrzebne są bardziej zdecydowane działania niż Akademia Młodych Orłów (moim zdaniem to tylko nieskoordynowany projekt PR-owy, ale ludzie w związku upierają się, że nie).

W połowie lat 90. miały miejsce dwa zdarzenia, które zmieniły europejską piłkę: Po pierwsze - nastały czasy telewizyjne. Różnice finansowe między pierwszą piątką a resztą kontynentu zaczęły gwałtownie wzrastać. Potem te kluby z wielkich krajów weszły też na rynki azjatyckie, co jeszcze zwiększyło różnicę. Dziś, jak mówił jeden z prelegentów forum, pierwsza piątka ma w rękach 50 procent przychodów z praw telewizyjnych. Po drugie, w grudniu 1995 roku zapadł wyrok w sprawie Bosmana. To oznacza, że kluby z największych lig zaczęły wykupować masowo piłkarzy z Unii Europejskiej.

Od tej pory kluby z małych krajów zaczęły tracić na znaczeniu. Dawne potęgi, jak Ajax Amsterdam czy Anderlecht Bruksela, przestały się kompletnie liczyć w światowej piłce. A jako że od 2004 roku jesteśmy w Unii Europejskiej, nasi piłkarze, jeśli tylko się wyróżniają, również wyjeżdżają. Przekonywanie, że "młodzi nie powinni wyjeżdżać", co wydaje się jedyną linią obrony polskiego futbolu, jest jałowe. Nic nie wnosi poza gadaniem. Zawsze będą wyjeżdżać. Do lepszego świata, do lepszych trenerów, do lepszych boisk, do większych możliwości.

Dlatego w wielu krajach federacje doszły do wniosku, że jedyną drogą by przetrwać, jest stworzenie nowego systemu piłkarskiej edukacji. Efekty przyszły, choć trzeba było poczekać. W ciągu około 10 lat przychody belgijskich klubów z transferów wzrosły ponad 7-krotnie. Belgowie po wielu latach kryzysu znowu liczą się w piłce. Podczas gdy nasz selekcjoner nie może zrobić na Euro 2016 zmiany, żeby znacząco nie osłabić zespołu, oni mają kilkudziesięciu piłkarzy w najlepszych ligach. Doszło do tego, że ćwierćfinał mistrzostw Europy, który u nas przyjęto z nabożną czcią, tam był traktowany jako narodowy dramat (u nas porażka Belgów spowodowała niesłychaną radość ludzi związanych z PZPN, jakby było to potwierdzenie ich racji).

Drugi, często przywoływany przeze mnie przykład, to Szwajcaria. Tamtejsza federacja stworzyła plan szkolenia i dziś zbiera fantastyczne efekty. Ok, przegrali z nami w 1/8 finału Euro 2016, ale brali udział w 6 z 7 dużych imprez, trzykrotnie wychodzili z grupy. Ich mistrz brał udział w 6 z 8 ostatnich edycji Ligi Mistrzów. Zdarzało mu się wychodzić z grupy. Dochodzili do półfinału i ćwierćfinału Ligi Europy. A jest to kraj, w którym miesza 8 milionów ludzi, pięciokrotnie mniej niż w Polsce. Dlatego głosy o tym, że Polska przecież pokonała Szwajcarię podczas EURO 2016, uważam za całkowicie niepoważne. Tam wszystko rozpoczęło się od wielkiego programu federacji, od świadomości.

To są kraje, o których często piszę, gdyż one wykorzystały swoją szansę najlepiej. Nie chcę podawać przykładów Niemiec czy Anglii bo tamtejsze federacje są arcybogate, więc zestawianie ich z nami jest ryzykowne (choć wiele elementów można wykorzystać bezpłatnie).

Oczywiście najbardziej skorzystali na tych szwajcarskich i belgijskich programach uchodźcy z różnych biednych krajów, jak Kosowo czy Albania, czy z krajów afrykańskich. Ktoś stworzył im warunki (prezes Boniek stwierdził, że uchodźcy zapewnili Szwajcarom sukces. To pokazuje jaki jest dzisiejszy stan wiedzy w piłkarskiej centrali. I to nie jest optymistyczne). To zrozumiałe, piłka zawsze była sportem tych najbiedniejszych warstw społecznych. W krajach najwyżej rozwiniętych często są to uchodźcy. W wielu krajach, takich jak Polska, tych uchodźców nie ma. Ale to nie znaczy, że nie mamy utalentowanych dzieci. Jeśli czegoś nie ma my, to strategii. A nawet jeśli coś zostanie stworzone, jak Narodowy Model Gry, nie ma konsekwencji we wdrażaniu tego programu. W PZPN mówią: "Napisaliśmy książkę, kto chce może sobie przeczytać". I tyle. Tak jakby minister edukacji powiedział: "Nie twórzmy uniwersytetów, przecież wystarczy, że napiszemy książki".

Nikt dziś nie mówi: skopiujcie program belgijski, szwajcarski czy północnoirlandzki (od niedawna też mają) czy niemiecki. Stwórzmy swój, polski, który będzie dopasowany do naszych warunków, będzie uwzględniał nasze tradycje, naszą mentalność, naszą szerokość geograficzną, warunki atmosferyczne, długą zimę, coraz lepszą infrastrukturę.

Chodzi przecież o to, żeby piłkę nożną dzieci uprawiały i żeby robiły to na możliwym najwyższym poziomie. Stwórzmy im do tego warunki przez masowe kształcenie trenerów, bo przecież do tego głównie sprowadzają się te wszystkie mityczne "systemy szkolenia". Dobry trener to często dobry piłkarz. Boniek przekonuje, że dziecko, jeśli będzie chciało grać w piłkę, będzie grało. Ok, ale dobry trener wypatrzy talent i go poprowadzi, słaby trener albo go przegapi albo co gorsza wrzuci w swój schemat, każe grać jak seniorowi (podaj! nie kiwaj!), zahamuje jego rozwój.

Boniek ma przed sobą drugą kadencję prezesa PZPN, bo nie widać dziś dla niego kontrkandydata. Jego najważniejszym zadaniem na tę kadencję powinno być dogadanie się z Ekstraklasą S.A. i stworzenie dobrego programu, który przyniesie nam efekty za kilka lat.

Przeczytaj inne teksty autora

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×