Dogrywka z Bartoszem Białkowskim: Celuję w Premier League

W Anglii jest od ponad dziesięciu lat. Swoje widział, swoje przeżył, swoje przesiedział na ławce rezerwowych. Ale chyba nigdy nie szło mu tak dobrze, jak w ostatnich miesiącach. Bo ma pewne miejsce w zespole Ipswich Town i broni bardzo dobrze.

 Redakcja
Redakcja
Bartosz Białkowski East News / Na zdjęciu: Bartosz Białkowski

Nieczęsto zdarza się, żeby piłkarz dostał kopniaka w twarz od kolegi z drużyny.

Bartosz Białkowski: - To było, kiedy grałem jeszcze w Notts County. W sparingu z Galatasaray Stambuł doszło w sumie do śmiesznej sytuacji - mówi Bartosz Białkowski. - Straciliśmy w końcówce bramkę, kolega trochę się zdenerwował i chciał kopnąć piłkę. Tyle że ja szybciej podniosłem się z ziemi i... przyjąłem woleja. Wszystkiego się spodziewałem, ale nie tego. Dziś można się z tego śmiać, ale wtedy wszyscy wystraszyli się. Kilka miesięcy wcześniej zszedłem z boiska z silnym wstrząśnieniem mózgu i kolega poprawił mi tym kopniakiem. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, na szczęście po paru minutach doszedłem do siebie, a kumpel przeprosił. Sytuacja wyglądała jednak na tyle poważnie, że po meczu do naszej szatni przyszedł Didier Drogba i dopytywał, czy ze mną wszystko w porządku.

Graliście akurat z Turkami, natomiast w meczach Championship można często zobaczyć naprawdę ostre wejścia. Można się do tego przyzwyczaić?

- Kości trzeszczą, to fakt. Nie oszukujmy się, umiejętności czysto piłkarskie zawodników nie są tak wysokie, jak w Premier League, więc nadrabiać trzeba walką. I to widać. A sędziowie nierzadko przymykają oczy na pewne zagrania. Ja nawet w wieku juniorskim nie bałem się wychodzić do dośrodkowań czy piłek prostopadłych, na pewno mi to pomogło. Choć czasami łatwo nie jest, wychodzisz do centry, wydaje ci się, że teraz sędzia to już musi gwizdnąć faul na tobie, a tu cisza. Kilka razy zdarzyła mi się taka sytuacja, potem piłka lądowała w bramce. Trzeba z tym żyć.

Który z zawodników obecnej Championship dał ci się najbardziej we znaki w walce o piłkę?

- Wszyscy grają twardo, jest pełno przepychanek, natomiast jeszcze w League One grałem przeciwko Adebayo Akinfenwie. Kawał chłopa, jakbyś go zobaczył na ulicy, w życiu nie powiedziałbyś, że jest piłkarzem. Obrońcy, nawet bramkarze, kiedy wychodził do dośrodkowania, nie mieli szans. W grze FIFA jest bodaj najsilniejszym zawodnikiem. Taka piłka, chłopaki z Ipswich też trzy razy w tygodniu chodzą na siłownię i przerzucają kilogramy, bo wiedzą, co czeka ich w meczu.

Czuć kasę w Championship? Kluby z zaplecza angielskiej ekstraklasy latem wydały rekordowe pieniądze na transfery, ponad 200 milionów funtów.

- Szaleństwo. Gram w Anglii jedenasty rok i nie pamiętam, żeby Championship była tak silna. Przed sezonem ponad połowa klubów deklarowała, że walczy o miejsce w szóstce w końcowej tabeli, co da możliwość gry w play-offach o awans do Premier League. Niesamowita liga: nie jesteś na sto procent w meczu, nie masz co myśleć o punktach. Pieniądze nie grają, niemniej jednak kiedy je masz, zyskujesz swobodę na rynku transferowym. Spadkowicze z Premier League dysponują dużą gotówką, bo dostają jeszcze pieniądze z kontraktu telewizyjnego dla angielskiej ekstraklasy, wywalczyć awans jest niezwykle ciężko.

Organizacyjnie też wszystko jest zapięte na ostatni guzik.

- Dokładnie, mamy wszystko podane pod nos. Dla przykładu w autokarze mamy kuchenkę i po meczu od razu serwowany jest ciepły posiłek... O nic nie musimy się martwić - poza grą.

A jak jest z kasą? W Championship można dobrze zarobić?

- Takich pieniędzy w Polsce nigdy bym nie dostał. I to nie dlatego, że Ipswich tak świetnie płaci, po prostu tu zawodnicy wszędzie zarabiają dobrze. Najlepsze kluby Championship są w stanie płacić piłkarzom nawet 60 tysięcy funtów tygodniowo... Astronomiczna kasa.

To który z zawodników Ipswich ma najlepszą furę?

- Kilka fajnych aut można znaleźć. Audi R8 należy do Davida McGoldricka, Leon Best podjeżdża Audi RS6.

Myślałem, że powiesz, że ty masz najlepszą.

- Akurat właśnie zmieniłem auto. Dotychczas jeździłem BMW X6, teraz samochód przejęła żona, a ja przesiadłem się do Mercedesa CLA 45 AMG. Coś szybszego.

Podobno odrzuciłeś ofertę z Chin, gdzie płaci się przecież duże pieniądze, bo wolałeś zostać w Championship.

- Po pierwsze jestem zadowolony z tego, jak wygląda moja sytuacja finansowa, po drugie oferta z Chin pojawiła się w styczniu, a ja już byłem w trakcie rozmów na temat przedłużenia kontraktu z Ipswich, po trzecie - mam rodzinę, która w Anglii jest szczęśliwa. Na dorobienie do emerytury jeszcze przyjdzie pora.

Chińczycy proponowali lepsze warunki finansowe?

- Tak, ale pieniądze nie są najważniejsze. Po prostu chcę coś jeszcze w piłce osiągnąć.

W wywiadach mówiłeś, że wolałeś pójść do League One, która jest trzecim poziomem rozgrywkowym w Anglii, niż wrócić do Polski. Tak nisko oceniasz ekstraklasę?

- W Southampton spędziłem siedem lat, a w pierwszym zespole rozegrałem wszystkiego może 50 meczów. Czyli tyle co nic. Musiałem coś zrobić, postanowiłem trzymać się rynku angielskiego. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że była to świetna decyzja, niczego nie żałuję. Wiedziałem, że będę cały czas obserwowany. Zadzwonił do mnie były trener bramkarzy Southampton, który teraz jest w Ipswich, powiedział, żebym poszedł do League One, a on będzie mi się przyglądał. Z tyłu głowy miałem więc powrót na poziom Championship. Gra w Polsce wiązała się z ryzykiem, o kolejny wyjazd zagraniczny mogłoby być trudno. Postawiłem wszystko na jedną kartę, bo gdyby w League One jednak mi nie poszło, miałbym spory kłopot.

Oferty z Polski były. Z Wisły Kraków, Śląska Wrocław i Zagłębia Lubin.

- No tak, tyle że to było parę lat temu. Szczerze? Z obecną formą w ogóle nie biorę pod uwagę gry w Polsce, co nie znaczy, że się zupełnie zamykam na ten temat, gdyż nie wiadomo, co przyniesie jutro, natomiast aktualnie patrzę wyżej, celuję w Premier League. Mam ambicje. Do Polski na pewno chciałbym wrócić po zakończeniu kariery, ale czy tak będzie - nie wiem. Dyskutujemy na ten temat z żoną, mamy dwoje dzieci, chodzą tu do szkoły, mają znajomych. Za kilka lat, kiedy będą już nastolatkami, może być ciężko powiedzieć im: zmieńcie całe swoje życie, wracamy do Polski. Na razie jednak za daleka to perspektywa. Równie dobrze może być tak, że moja sytuacja zawodowa zmusi nas do powrotu.

Jak wygląda życie wewnątrz drużyny Ipswich?

- Luke Chambers to postać kluczowa, świetny kapitan, dba o atmosferę, bywa wesoło. Ale smaczki zostawię dla siebie, bo jest pomysł, żebym kiedyś napisał książkę. Może za dużo indywidualności nie mamy, ale tworzymy fajną grupę. Raz na jakiś czas organizujemy sobie wspólne wyjście. Wkrótce będzie kolejne - jedziemy do Londynu.

Jak prowadzą się piłkarze Championship? Dla mnie to liga fajnych kontrastów, z jednej strony organizacyjny profesjonalizm, duże pieniądze, z drugiej klimat angielskich stadionów, pubów, nie do końca jeszcze skomercjalizowana.

- Jak wszędzie, trzeba wiedzieć kiedy, gdzie i na co można sobie pozwolić. W Anglii wspólne wyjścia, za zgodą trenera, są normą. Niejednokrotnie w trakcie wypadów spotykaliśmy w tych samych klubach całe drużyny z Premier League. Czasami trzeba odreagować stres.

Którego z zawodników Ipswich cenisz najbardziej?

- McGoldricka, tyle że ostatnio ma pecha, prześladują go kontuzje. Zdrowy robi rzeczywiście różnicę na boisku. Nie jest szybkim zawodnikiem, nie jest wysoki, ale technikę ma świetną, prawą nogą dokonuje cudów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×