Poniedziałkowe deja vu. "Trenerze, Ronaldo, piana na ustach, leży, umiera!"

80 tysięcy kibiców świętowało zdobycie mistrzostwa świata. Rwetes był niewyobrażalny. Najlepszy piłkarz świata zdawał się tego nie zauważyć, stał jak wryty. Nie mógł ruszyć nogą, ręką, czuł totalną bezsilność. Chciał zapaść się pod ziemię.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Ronaldo Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Ronaldo

Poniedziałkowe deja vu to nowy cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły będą wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Trenerze, trenerze! - Roberto Carlos wrzeszczał na hotelowym korytarzu. Brazylijski piłkarz prawdopodobnie postawił na nogi cały personel Chateau de Grande Romaine.

Ale Mario Zagallo nie słyszał. Wzrok brazylijskiego selekcjonera był wbity w ekran telewizora, na którym Zinedine Zidane właśnie ośmieszał - zwodem, który znał już cały świat - kolejnego rywala. "Cholera, czy moja taktyka zadziała, czy jesteśmy w stanie go powstrzymać?" - tylko jedna myśl krążyła po jego głowie.

Nagle poczuł czyjeś ręce na swoich barkach, przez chwilę pomyślał nawet, że to jakiś szaleniec przedarł się przez hotelową ochronę i wpadł do jego pokoju, choć z pewnością szukał Ronaldo, Rivaldo czy Bebeto. Odwrócił się. Zobaczył przerażoną twarz Roberto Carlosa.

- Ttttttrenerze, ja, on, tam... - jąkał się piłkarz.

- A tak konkretnie - mimo wszystko Zagallo próbował obrócić zachowanie Carlosa w żart. Jeszcze nie wiedział, jak poważna jest sytuacja.

- Ronaldo, piana na ustach, leży, umiera!

ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski o karnym: nie było zatrzymania (Źródło: TVP S.A.)

Rzucił rowerem o ścianę

Mistrzostwa świata w 1998 roku były areną jednego piłkarza - Ronaldo. W fazie grupowej brazylijski napastnik co prawda strzelił zaledwie jedną bramkę (w meczu z Maroko), ale fazę pucharową rozpoczął z wysokiego "C". Najpierw strzelił dwa gole i poprowadził "Canarinhos" do wysokiego (4:1) zwycięstwa nad Chile (nie pomógł Marcelo Salas). W ćwierćfinale (3:2 z Danią) wprawdzie nie wpisał się na listę strzelców, ale już w półfinale w regulaminowym czasie gry trafił do siatki Holendrów, a w serii rzutów karnych swój wyczyn powtórzył.

Z czterema bramkami przystępował więc do najważniejszego meczu turnieju - finału z Francją. Musiałby ustrzelić hat-tricka, aby zostać samodzielnym królem strzelców (Davor Suker trafił aż sześciokrotnie). - To nie jest takie nierealne - twierdzili dziennikarze brazylijskiego "O Globo". - Ronaldo jest w szczytowej formie. Jak wyjdzie mu mecz, to będziemy mieli i tytuł, i króla strzelców.

Napastnik nie radził sobie z presją. Nie było tego widać na zewnątrz, ale jego koledzy z zespołu byli świadkami kilku zastanawiających sytuacji. Raz rzucił rowerem o ścianę, potem Roberto Carlos zastał go w pokoju, kiedy płakał, jak małe dziecko. Sztab szkoleniowy wiedział, że Ronaldo ma problem z psychicznym udźwignięciem odpowiedzialności.

- Cztery lata wcześniej wywalczyliśmy tytuł mistrzowski po 24-letniej przerwie - wspomina Bebeto. - Dziennikarze i kibice nawet nie dopuszczali do myśli, że tak szybko możemy oddać Puchar Świata. Zwłaszcza że graliśmy naprawdę dobrze.

To nie był atak padaczki!

Przez wiele lat karmiono nas informacjami, że Ronaldo kilka godzin przed finałem miał atak padaczki (opisany na początku tego artykułu). Bruno Caru, słynny kardiolog, przeanalizował bardzo wnikliwie dokumentację medyczną z 12 lipca 1998 roku.

- To nie była padaczka - twierdzi Caru. - Ronaldo został źle zdiagnozowany. Podano mu nieprawidłowe lekarstwa. Narażono go nawet na poważne niebezpieczeństwo. Dziwię się lekarzom, że popełnili taki błąd. Przecież mieli dokładny obraz z elektrokardiogramu. Tego nie dało się nie zauważyć!

Czego? Co ma na myśli Caru?

- Widać jak na dłoni, że przyczyną omdlenia i konwulsji piłkarza był przyzwojak kłębka szyjnego - dodaje lekarz. - To właśnie ten niewielki guzek spowodował nagłą zmianę rytmu serca. Takie przypadki są niezwykle rzadkie, ale jak widać potrafią zaatakować w każdej sytuacji.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O TYM, CO "ŁĄCZY" RONALDO Z PREZYDENTEM USA ORAZ SENSACYJNYCH INFORMACJACH ANONIMOWEGO INFORMATORA BRAZYLIJSKIEJ PRASY.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×