Tłusty czwartek: Znikający bramkarz
Kadrą zatrzęsło: ktoś czołgał się po schodach, ktoś zabrudził korytarz. Otóż przy Młynarczyku dzisiejsi reprezentanci to zuchy na obozie harcerskim. To on jest bohaterem największej alkoholowej afery w historii polskiej piłki. On i Boniek.
Cykl "Tłusty czwartek" to okazja do dłuższej lektury. Autor przedstawia portrety najlepszych piłkarzy w historii polskiej i światowej piłki.
***
Piłkarze mieli nieco pretensji, że polska prasa podniecała się Rinatem Dasajewem, reprezentantem Związku Radzieckiego, choć miała pod nosem jego. Józef Młynarczyk w latach 80. był jednym z najlepszych bramkarzy świata.
Najpierw Adria, potem Wera
To właśnie z jego powodu doszło do największej alkoholowej afery w historii polskiej piłki. Tzw. "Afery na Okęciu", rozpoczętej pijaństwem, zakończonej skandalem.
Wszystko zaczęło się od wieczornego wypadu "Młynarza" z Włodzimierzem Smolarkiem i dwoma przypadkowo spotkanymi Libijczykami do warszawskiej restauracji "Adria". Tam spotkał dziennikarza Wojciecha Zielińskiego. Ten wypytywał bramkarza o swoją żonę, która była w Rzymie w tym samym czasie co klub zawodnika - Widzew Łódź. "Młynarz" z zazdrosnym dziennikarzem dyskusję skończyli o 7 rano w hotelu "Wera" na warszawskiej Ochocie. Było przy tym trochę krzyków i przechwałek, jak to bywa podczas męskiej libacji.
ZOBACZ WIDEO Zapłakany, chciał uciekać. Oto początki Cristiano Ronaldo. Wróci jeszcze do domu?Oczywiście Młynarczyk nie był jedynym, który balował, ale akurat on został złapany.
- Pamiętam, że gdy nad ranem wracaliśmy do hotelu i zobaczyłem Józka na schodach, prosiłem go, żeby wrócił do pokoju, bo nie skończy się to dobrze - wspominał Andrzej Iwan.
Afera rozkręciła się dopiero wtedy, gdy szkoleniowcy uznali, że za karę nie zabiorą bramkarza na mecz kadry narodowej na Maltę. Wstawiło się za nim kilku kolegów, a przodował oczywiście Zbigniew Boniek, który 35 lat później zamieni się ze zwierzyny w myśliwego.
Afera zakończyła się zawieszeniem czołowych graczy kadry: Młynarczyka, Bońka, Żmudy, Smolarka i Terleckiego.
PZPN zrobił pokazówkę. Śledztwo było długie i relacjonowane przez prasę. Psycholog sportowy Marek Pilkiewicz usprawiedliwiał wówczas Młynarczyka. Uważał, że w jego stanie człowiek mógłby nawet podjąć próbę samobójczą, zaś bramkarz Widzewa wybrał po prostu łagodniejszą formę odreagowania:"Ostatni okres w życiu Młynarczyka charakteryzował się nagromadzeniem zdarzeń o wyjątkowej wręcz sile emocjonalnej, przekraczającej możliwości psychiczne normalnego człowieka (...) na zgrupowanie stawił się, co jest zrozumiałe, w fatalnym wręcz stanie psychicznym i w zasadzie powinien być w tym momencie wycofany ze zgrupowania (...). Ponieważ nikt jednak nie pomógł Młynarczykowi w tej trudnej sytuacji, uważam, że sam jego czyn jest w pełni zrozumiały psychologicznie, że była to jedyna znana mu skuteczna forma (w jego przekonaniu) wcześniej wyuczona i kilkakrotnie już stosowana w przeszłości w sytuacjach dla niego krytycznych".
Afera z 1980 r. zakończyła się dyskwalifikacjami, nawet dwuletnimi, oraz zwolnieniem ze stanowiska selekcjonera kadry narodowej.
Jeśli już nalano do kielicha, to zawsze się napiłem
W obronie zawodnika wykorzystywano fakt, że stało się to krótko po śmierci ojca piłkarza. Ale to nie był jednorazowy wyskok. Już wcześniej Młynarczyka wynoszono nieprzytomnego z samolotu wracającego z RFN. Po prostu miał poważny problem alkoholowy.