Poniedziałkowe deja vu. 30 lat temu doszło do największego oszustwa w historii sportu

Mierzący 166 cm wzrostu Diego Armando Maradona wygrał pojedynek powietrzny z wyższym o 19 cm potężnym Peterem Shiltonem. Możliwe? W piłce nożnej wszystko jest możliwe. Ale czy uczciwe?

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
CARLO HERMANN / AFP / CARLO HERMANN / AFP

Poniedziałkowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisane tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Gdzie jest ten pierd***** karzeł!? - twarz Petera Shiltona przypominała rozgrzany do czerwoności hutniczy piec. - Gdzie? Trenerze, zróbmy coś. Protest, strajk, nie wiem. Kur** nie siedźmy tak z opuszczonymi głowami.

Rzeczywiście, angielska szatnia przypominała pobojowisko. Glenn Hoddle, Gary Lineker, Chris Waddle, Peter Beardsley, a nawet Terry Butcher - wszyscy siedzieli i patrzyli na swoje buty. Zero reakcji, zero dyskusji, zero emocji. A przecież kwadrans wcześniej odpadli w ćwierćfinale mistrzostw świata.

- Panowie, co jest z wami!? - Shilton krzyczał coraz głośniej. - Ruszmy tyłki, chodźmy do tego Tunezyjczyka, wytłumaczmy mu, co ma wpisać do protokołu meczowego. Musimy zagrać o medal mistrzostw.

- Zamknij się - odezwał się w końcu trener, Bobby Robson. - Jak jesteś taki mądry, to mogłeś tego karła powstrzymać na boisku. Jak mogłeś dać się tak oszukać? Jak?!

Shilton usiadł...

***

Przerwać 20-letnią klątwę

Mistrzostwa świata w 1986 roku miały przynieść angielskiej piłce wielki sukces. Wyczekany, upragniony, wymarzony. Od 1966 roku (złoto MŚ) i 1968 roku (brąz ME) Wyspiarze nie mogli przebić się do fazy medalowej wielkiego turnieju. Dziennikarze pisali już nawet o klątwie, którą ktoś zrzucił na brytyjską piłkę.

- Eliminacje przeszliśmy jak burza - wspominał po latach czołowy strzelec reprezentacji, Gary Lineker. - Nie przegraliśmy meczu!

- Mało tego, straciliśmy w ośmiu meczach zaledwie dwa gole - dodawał nieżyjący już, legendarny selekcjoner ówczesnej reprezentacji, Bobby Robson. - Mieliśmy potencjał na medal mistrzostw świata.

ZOBACZ WIDEO Napoli skromnie pokonało beniaminka. Zobacz skrót. [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Jedziemy po złoto! - angielskie bulwarówki w przeddzień mundialu w Meksyku nie zamierzały ściągać z zawodników ogromnej presji.

Porażka 0-1 z Portugalią, a zwłaszcza bezbramkowy remis z Marokiem, to był niewątpliwie zimny prysznic. Nie takiego początku mundialu spodziewali się kibice zespołu, który miał po 20 latach przerwy przywieźć na Wyspy Brytyjskie medal MŚ. - Szło nam jak po grudzie - stwierdził Glenn Hoddle. - Nie mogliśmy się zaaklimatyzować w Meksyku, wszystko nam przeszkadzało. Nie potrafiliśmy znaleźć na to recepty. Potrzebowaliśmy impulsu.

19 centymetrów Impulsem okazał się Lineker. W meczu ostatniej szansy na wyjście z grupy - z Polską - angielski napastnik zdobył hat-tricka. Klasycznego! Potrzebował zaledwie 25 minut (od 9. do 34.), aby ustalić wynik całego meczu. 3-0 i Anglicy znów uwierzyli w swoją wielkość. - Na dodatek udało nam się wskoczyć do tej potencjalnie łatwiejszej części drabinki - przekonywał Chris Waddle. - Omijaliśmy Brazylijczyków, Francuzów, Niemców. Uwierzyliśmy, że już jesteśmy w finale.

Tę wiarę umocniło jeszcze wysokie zwycięstwo (3-0) z Paragwajem. - Byliśmy na fali, czuliśmy się coraz pewniej - powiedział Terry Butcher. - Było wspaniale.

***

Tumult, zamieszanie, okrzyki - tunezyjski arbiter Ali Bennaceur czuł się coraz mniej pewnie. Przed momentem uznał bramkę dla Argentyny, pokazał gestem na środek boiska. Choć tak naprawdę niewiele widział. - To był chyba ładny gol - pomyślał. - Obejrzę go sobie potem na wideo.

- Ręka, człowieku on zagrał ręką - Tony Fenwick "dopadł" sędziego jako pierwszy. - Tylko dlatego, że miał na koncie żółtą kartkę nie użył mocniejszych słów.

Bennaceur spojrzał wymownie na swojego asystenta, sędziego liniowego, który pewnie widział lepiej całą sytuację. Bułgar Bogdan Doczew nie zareagował. - Gol uznany - drżącym i cichym głosem odpowiedział Fenwickowi.

***

19 centymetrów - to była najczęściej podawana przez media liczba po ćwierćfinale MŚ 1986. Peter Shilton mierzący 185 cm wzrostu "przegrał" z mikroskopijnym Diego Maradoną (166 cm). A przecież brytyjski bramkarz miał jeszcze wyciągnięte ręce. Teoretycznie nie jest więc możliwe, aby przegrał pojedynek w powietrzu. A jednak.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. CO DIEGO MARADONA KRZYKNĄŁ DO SWOICH KOLEGÓW Z REPREZENTACJI TUŻ PO ZDOBYCIU BRAMKI RĘKĄ ORAZ O PEWNYM LIŚCIE, KTÓRY OTRZYMAŁA FIFA W ZWIĄZKU Z TYM OSZUSTWEM.

Czy "Ręka Boga" jest Twoim zdaniem największym oszustwem w historii sportu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×