Reprezentacja Polski. Krajobraz po alkoaferze
Jak należało się spodziewać, nie będzie strzałów na wiwat po zakręcie, który drużyna narodowa wzięła podczas październikowego zgrupowania, kiedy piłkarze przygotowywali się do meczów z Danią i Armenią.
Tyle że winowajcom występek ma nie ujść na sucho. - To że kara będzie, nie ulega dla mnie wątpliwości. A jaka, dopiero zobaczymy. Dowiecie się od trenera Nawałki w odpowiednim czasie - zadeklarował prezes PZPN, Zbigniew Boniek podczas briefingu przedwyborczego, który zorganizował dla mediów na koniec ubiegłego tygodnia.
Po publikacjach, w których padły nazwiska dyrektora Tomasza Iwana, a także Artura Boruca i Łukasza Teodorczyka, można było odnieść wrażenie, że kozły ofiarne zostały już wskazane. A także, że pozycja Adama Nawałki, który jeszcze po meczu w Kazachstanie miał usłyszeć publicznie od prezesa kilka cierpkich słów, osłabła. Boniek mocno jednak zdystansował się od sugerowanych rozwiązań:
Nowe zasady dla zbłąkanych owieczek
Z Iwanem "PN" próbowała się skontaktować już przed tygodniem, ale dyrektor kadry grzecznie odmówił komentarza. Stwierdził jedynie, że na napisane w taki sposób artykuły nawet nie zamierza odpowiadać. Szkoda, rzuciłby zapewne nieco inne światło na zdarzenia, które miały miejsce w hotelu Double Tree by Hilton. A w zaistniałej sytuacji wiemy nadal tyle, ile podczas briefingu zdecydował się powiedzieć Boniek.
- To już Adam zdecyduje, czy odłączyć zbłąkane owieczki od stada, czy nie. A jeśli zostaną - to czy już na innych zasadach. Natomiast nie zapominajmy też, że dziś jesteśmy piętnastą drużyną rankingu FIFA. I nie dlatego przesunęliśmy się z 78. na 15. miejsce, nie dlatego reprezentacja nie przegrała 11 meczów o punkty z rzędu, czego nie było nawet za tłustych czasów Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka, że tu się baluje, pije i jest nocne rozluźnienie. Nie, to jest efekt pracy trenera i sztabu. Inteligencji, taktyki, powtarzalności. A że ostatnie mecze były trudne? Z Armenią powinniśmy prowadzić do przerwy 3:0, nie prowadziliśmy. Pytanie, czy gdyby skończyło się 5:0, byłby klimat do takich rozliczeń? Chyba nie, więc może dobrze, że zwycięstwo było skromne.
Wskazówka dla Lewego i spółki
To akurat jest jasne - klimatu do pisania o baletach nie było podczas finałów Euro 2016 (choć podobno miały miejsce), nie byłoby też w sytuacji, gdyby w starciach z Danią i Armenią Biało-Czerwoni wbili osiem goli i nie stracili żadnego. Problem polega na tym, że wygrane przyszły z wielkim trudem, po okresach gry w chodzonego, które - jak się okazało - nie były dziełem przypadku. Nawałka na razie jest wycofany, dotąd można było od trenera wyciągnąć jedynie tyle, że na nikogo - za publikacje - się nie gniewa. A czy wyciągnie konsekwencje personalne wobec zawodników, przekonany się w momencie ogłoszenia zagranicznych powołań na listopadowe kwalifikacyjne spotkanie z Rumunią i towarzyskie ze Słowenią. Jeśli miałby poświęcić dwóch wspomnianych na wstępie zawodników - a trzeba oddać zarówno Teodorczykowi, jak i Borucowi, że po powrocie do klubów zaprezentowali po zgrupowaniu wysoką dyspozycję - to od razu pojawia się pytanie, jak zareagują pozostali piłkarze. To znaczy - na ile solidarnie.
Historia, w dużej części pisana przez Bońka, zna przecież przypadki stawania w obronie kolegi, który zabalował w bardzo nieodpowiednim momencie. Podczas słynnej afery na Okęciu w 1980 roku, obecny prezes PZPN stanął wraz z Władysławem Żmudą i Stanisławem Terleckim w obronie Józefa Młynarczyka, wyrzuconego z reprezentacji za to, że przyjechał nietrzeźwy na zbiórkę na lotnisku przed wylotem na eliminacyjne spotkanie z Maltą. - Wtedy sytuacja rozegrała się dziesięć dni przed meczem. Młynarczyk zasiedział się z dziennikarzem w nocnym klubie i wrócił do hotelu około siódmej. Wtedy w każdej kadrze był cichociemny, który pisał raporty, więc jeszcze Młynarczyk nie wszedł do hotelu, a już zrobiła się afera. Postawiliśmy sprawę jasno: Młynarczyk popełnił błąd, ale wylatujmy na Maltę z nim. I trener na miejscu uzna, czy Młynarczyk ma wracać do kraju. Ale wkroczyły już organy propagandy, chciały pokazówki w ciężkich czasach, które były wtedy w kraju, i posypały się dyskwalifikacje. Po kilku miesiącach prosili mnie jednak, żebym napisał prośbę o odwieszenie - przypomniał.
A co stałoby się, gdyby teraz drużyna stanęłaby w obronie tych, których zdecydowałby się rzucić na żer mediom trener Nawałka? - Nie będę gdybać. To nie ma sensu. Gdy wtedy nas zdyskwalifikowali, to drużyna grała dla nas, wygrywała i czekała aż wrócimy - uciął Boniek.
Czyżby była to wskazówka dla Roberta Lewandowskiego i spółki? Przekonamy się już za kilka dni.
Adam Godlewski