Kierownik Legii zdradza kulisy swojej pracy. "W Legii szanują go jak Boruca w kadrze"

W jakich sprawach zawodnicy Legii potrzebują najczęściej pomocy, który z piłkarzy zatankował złe paliwo i kto ma w szatni największy posłuch - o tym wszystkim mówi Konrad Paśniewski, kierownik drużyny.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
WP SportoweFakty

"Przejdźmy na Ty" to cykl rozmów, w których osoby ze świata sportu opowiadają nam o swoim bardziej prywatnym życiu. Tym razem jest to Konrad Paśniewski, wieloletni kierownik reprezentacji Polski, który pracował w niej za kadencji Leo Beenhakkera, Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika. W trakcie mistrzostw Europy w 2012 roku był dyrektorem technicznym kadry. Od sierpnia 2014 roku pracuje jako kierownik Legii Warszawa.

WP SportoweFakty: Jakbyś określił swoją rolę? Jesteś...?

Konrad Paśniewski: Opiekunem.

Rozwiń.

- Niedawno do Vadisa Odjidy-Ofoe przyjechała rodzina. Dzieci, kuzyni. Podesłałem mu listę atrakcji, jakie może zapewnić bliskim w Warszawie. Kręgle, trampoliny, gokarty. To kwestia jednego telefonu i sprawa jest załatwiona. Staramy się ułatwiać życie zawodnikom. Chłopaki wymogli na mnie, bym sprawił sobie dobry ekspres do kawy. Zrobiłem to, jest w moim gabinecie. Często wpadają porozmawiać.

"Kierownik" brzmi jednak dumnie.

- To określenie na początku nie za bardzo mi pasowało. Kojarzyło mi się ze staropolską nomenklaturą. W tej chwili bardziej do mnie przemawia. Spinam wszystkie ogniwa drużyny: zawodników, rzeczy związane ze sprzętem, zakwaterowaniem, podróżą, kuchnią na miejscu. Pomagam też piłkarzom w życiu prywatnym, zwłaszcza zagranicznym.

A masz swoje życie prywatne?

- Pracujemy na bardzo wysokich obrotach. Wielkim świętem w klubie jest dzień wolny dla drużyny i pracowników. Wolny czas w ciągu tygodnia mierzymy w godzinach. To praca, w której jesteś ciągle poza domem, Warszawą, krajem. Odwożę dzieci do szkoły i ok. godziny 8.30 jestem na Legii. W zależności od czasu, staram się zrobić w klubie też własny trening. Często pytamy się siebie nawzajem, jaki jest właściwie dzień tygodnia. Na szczęście dzięki mojej żonie nie muszę specjalnie martwić się o dom i wszystko, co jest związane z jego normalnym funkcjonowaniem. Muszę o tym wspomnieć, bo od wielu lat to właśnie zaangażowanie Doroty w nasze życie prywatne pozwala mi skupiać się na futbolu.

ZOBACZ WIDEO Prijović: Możemy pokonać każdego
Często o czymś zapominasz?

- Pewne rzeczy planuję sobie nawet z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. W dzisiejszych czasach, przy tak dużej liczbie aplikacji, urządzeń elektronicznych, które pomagają organizować pracę i życie, nie jest trudno tak funkcjonować. Podstawowym narzędziem mojej pracy jest komputer i telefon. Mam taką praktykę, że jak coś mi się przypomni i nie jestem w danym momencie w biurze, to wysyłam maila sam do siebie. W temacie wpisuję myśl, którą chcę później zamienić w czyn. To mój autorski system, sprawdza się.

Dlaczego kierownik, nie dyrektor, czy menadżer?

- Wywodzę się z firmy Sportfive, która współpracowała i współpracuje z PZPN-em. Dla Leo Beenhakkera organizowałem najpierw dwa zgrupowania dla zawodników z polskiej ligi. Spodobało mi się, mnie również doceniono. Przez kolejne lata utrzymywałem się w reprezentacji naturalnie, selekcjonerzy chcieli ze mną współpracować, miałem dobry kontakt z zawodnikami.

Piłkarze wchodzą na głowę?

- Czasem któryś przyjdzie do mnie z pierdołą, ale mówię wtedy, że "trafił pod zły adres". Dziś zbieram informacje i pomagam w załatwianiu różnych spraw, choć nie sam, bo w klubie są osoby odpowiedzialne za pomoc w zorganizowaniu mieszkania, przedszkola, samochodu. Najczęściej załatwiam rzeczy nowe dla obcokrajowców, jak odebranie przesyłki od kuriera, czy po prostu przetłumaczenie korespondencji napisanej w języku polskim. Bywają też sytuacje... zabawne.

Jakie na przykład?

- Thibault Moulin dwie godziny po odebraniu klubowego samochodu zadzwonił i starał się mi coś wytłumaczyć. Angielski to nie jest jego najmocniejsza strona, próbował coś wyartykułować, ale słyszałem głównie jego żonę, która w tle mówiła po francusku. Okazało się, że Thibault miał problem z autem. Zamiast benzyny, wlał do pełna paliwo przystosowane do samochodu z silnikiem diesla. W dodatku nie mogliśmy go namierzyć. Starał się jakoś pomóc, wysyłał mi screeny z GPS-u. Ostatecznie samochód został odholowany. Myślę, że wysokość rachunku za naprawę pojazdu raz na zawsze nauczyła Moulina, pod jaki dystrybutor podjeżdżać na stacji paliw.

Jesteś bardziej po stronie klubu, czy szatni?

- Mam bliski kontakt z zawodnikami. To klucz, by dobrze wykonywać pracę. Nie mogę być odizolowany. Mamy stosunki mocno kumpelskie. To odpowiada zawodnikom i mi. Do tej pory żaden z trenerów nie kwestionował mojego stylu bycia. Jestem bezpośredni, otwarty, szukam skrócenia dystansu. Kiedy trzeba, jest pełna powaga. Ale podchodów nie lubię.

Załóżmy, że przyłapałeś któregoś zawodnika na czymś, co robić nie powinien. Mówisz trenerowi czy kryjesz?

- Zależy o czym mówimy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×