Do dzisiaj nie wiemy, ilu kibiców zmarło 35 lat temu na Łużnikach. Akta zostały utajnione

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Mówi się, że wedle raportu przygotowanego dla KGB, który jednak nigdy nie ujrzał światła dziennego, milicjanci myśleli, iż doszło do bijatyki kibiców, więc wkroczyli do akcji, aby spacyfikować tłum. To bardzo prawdopodobne, bowiem kibice Spartaka nie mieli dobrych układów (w porównaniu do choćby stołecznego Dynama) ze służbami mundurowymi. Często podczas meczów tego klubu dochodziło do prowokacji i bijatyk.

Zanim funkcjonariusze zrozumieli swój błąd, było już za późno. W oficjalnej wersji oczywiście nie ma o tym mowy.

- Miałem szczęście, bo byłem daleko od schodów i wyjścia, ale wiedziałem, że dzieje się coś strasznego - przyznaje Aleksander Proswietow, wówczas młody chłopak, dzisiaj dziennikarz "Sport-Expressu". - Słyszałem krzyki ludzi, którzy spadali kilkanaście metrów w dół, których inni po prostu zadeptywali.

- Byłem w grupie kibiców-obcokrajowców - napisał na łamach "The Guardian", Jim Riordan, nieżyjący już brytyjski powieściopisarz, który przez wiele lat mieszkał w Moskwie i wykładał na stołecznych uniwersytetach. - Nie zdawałem sobie sprawy, co się stało przy wyjściu, bo milicja skierowała nas po meczu do innej bramy. Ale widziałem setki karetek jadących na sygnale. Próbowałem następnego dnia porozmawiać o tym wydarzeniu ze swoimi studentami, przyjaciółmi, po prostu Rosjanami. Nabrali wody w usta.

Ponad 300 ciał w zbiorowej mogile?

- Nigdy wcześniej i nigdy później nie widziałem czegoś podobnego - opowiada Czesnokow. - Kiedy wychodziłem ze stadionu, na ziemi leżały równo ułożone ciała. Nie byłem w stanie ich policzyć, bo milicjanci robili wszystko, abyśmy jak najszybciej opuścili Łużniki. Mogę jednak dać głowę, że ciała zmarłych zapełniłyby dwa korty tenisowe.

Zdziwienie Czesnokowa było tym większe, że aż do następnego dnia nie znalazł żadnej informacji o tragedii w mediach. Telewizja i radio milczały. Dopiero popołudniówka "Wieczerniaja Moskwa" umieściła krótką notatkę: "Po spotkaniu na stadionie im. Lenina doszło do wypadku, w wyniku którego kibice odnieśli obrażenia". Ani słowa o śmierci wielu fanów!

Kilka tygodni później władze przyznały, że na obiekcie zginęli ludzie. Oficjalna wersja mówiła o 61 osobach, później przyznano, iż zmarło 66 kibiców. 8 lutego 1983 roku przed moskiewskich sądem doszło do rozprawy, która miała ustalić winnego tej katastrofy. Przedstawiciele rodzin zmarłych na próżno szukali prawnika, który chciałby ich reprezentować. W całej Moskwie nie znalazł się odważny, który zdecydowałby się przeciwstawić władzy. Ostatecznie sędzia orzekł, że winnym jest dyrektor stadionu. Wina była nieumyślna, więc człowiek został skazany na 1,5 roku prac społecznych.

Dopiero po siedmiu latach - w 1989 roku - "Sowiecki Sport" opublikował pierwszy artykuł na temat tragedii na Łużnikach. Dziennikarze podali informację o 66 zmarłych, ale jednocześnie zaznaczyli, iż ta liczba mogła być nawet pięciokrotnie wyższa. Po latach przemówił również były major KGB - Jurij Nowostrujew. Stracił on w tym wypadku syna. Kiedy został wezwany do kostnicy, aby pożegnać się z Miszą (miał na to tylko 40 minut i ani chwili dłużej!), widział 66 ciał. Jednak jeden z pracowników kostnicy, który wprowadzał go do budynku, mówił, że w innych miejscach Moskwy zgromadzono pozostałych zmarłych. Ich ciała miały zostać złożone w kilku zbiorowych i anonimowych mogiłach. - Aby świat nigdy nie poznał prawdy - przyznał.

Oto materiał rosyjskiej telewizji. Zrealizowany po wielu latach.

W 1992 roku władze Spartaka postawiły skromny pomnik przy wejściu do tunelu, w którym zmarło tak wielu kibiców. W 2007 roku (w 25. rocznicę) rozegrane spotkanie Spartak-Haarlem. Dochód z tej pojedynku (3500 funtów) przekazano najbardziej potrzebującym rodzinom ofiar tej - wiele na to wskazuje - największej tragedii w historii sportu. Choć nadal oficjalnie najwięcej kibiców zginęło 24 maja 1964 roku w Peru, gdzie po meczu kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich zmarło 318 fanów.

***

- Tak wygląda śmierć - pomyślał Michaił.

Mówili, że nic się już nie czuje, a on czuł. Czuł przenikliwy ból, który promieniował od prawego ramienia. To nie wszystko. 15-latek odkrył, że może ruszać palcami, czuje nieprzyjemny zapach potu i krwi. Postanowił otworzyć oczy.

- Może ja jednak żyję?

Otworzył oczy. Ciemność. Jednak czuł, że rusza powiekami, że mruga. Jak to było? Co pamięta? A tak, mecz się przedłużał, nie chciał zdenerwować matki, która nie pozwoliła mu iść na mecz, więc postanowił wyjść wcześniej. A potem... Niewiele pamięta. Był tłum, stracił równowagę, ktoś go jeszcze popchnął, upadł, zaraz poczuł, że na niego przewrócił się inny człowiek, stracił przytomność.

- Nie, to niemożliwe, umarłem. Więc tak wygląda życie po śmierci?

Nagle poczuł, że ucisk z góry jakby jest lżejszy, do oka dopłynęła na dodatek strużka światła. Minimalna, ale dająca nadzieję. Światełko w tunelu.

- Tutaj, tutaj, Sasza znalazł żywego człowieka - krzyk milicjanta odciągającego psa od jego nogi obudził go na dobre.

- Jaaaa, mama, chciałem - próbował coś powiedzieć.

- Już dobrze, pojedziesz do szpitala - usłyszał od funkcjonariusza. Chwilę później stracił przytomność.

***

Marek Bobakowski



Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>

ZOBACZ WIDEO Sevilla - Real. Ronaldo rzucił piłką w rywala [ZDJĘCIA ELEVEN]

Czy władze ZSRR mogły zatuszować prawdę o liczbie ofiar?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×