Chińczycy nie byli pierwsi. Jak wyglądały próby podboju świata futbolu

Chińczycy robią wiele, by ich Super Liga poziomem dorównywała nazwie. Nie są jednak pierwszymi, którzy chcą zakwestionować istniejący porządek świata futbolu.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Autorzy kultowej książki "Soccernomics", Stefan Szymański i Simon Kuper, przewidywali, że przyszłość futbolu należy do krajów takich jak USA, Japonia oraz Chiny. To trzy największe gospodarki świata. Dwa pierwsze miały już swoje szanse, ale w starciu z piłką nożną musiały nauczyć się cierpliwości. Teraz próbę podjęli trzeci. Na pewno mają najwięcej pieniędzy. Czy starczy im determinacji?

Zanim zdecydujemy ostatecznie, że ekspansja chińskiej Super League  zmieni na zawsze obraz futbolu na świecie, warto pamiętać, że nie jest to pierwszy przypadek, gdy wielkie gwiazdy piłki odkrywały nowe lądy.

Gdy w 1975 roku Pele, niekoronowany, ale i niekwestionowany król futbolu, podpisywał 3-letni kontrakt z Cosmosem Nowy Jork, wydawało się, że jest to faktycznie krok w kosmos. Brazylijczyk dostał za 3 lata gry 4,7 miliona dolarów, a Amerykanie nagle zaczęli pytać się o co chodzi w piłce nożnej.

- Trudno porównać nawet skalę tego zjawiska, dopóki najlepsi piłkarze nie będą wybierali ligi chińskiej - zaznacza Adam Kotleszka, komentator Eurosportu, specjalista m.in. od piłki amerykańskiej.

ZOBACZ WIDEO Cagliari - Genoa. Wysokie zwycięstwo gospodarzy, grał Bartosz Salamon. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

Gdy startowała NASL średnia widownia na trybunach wynosiła około 4 tysiące widzów, więc było to traktowane jedynie jako ciekawostka. Po pierwszym sezonie telewizje nie były zainteresowanie pokazywaniem ligi. Dopiero po kilku latach zdecydowano się na ściągnięcie gwiazd. Do USA przyjechali zawodnicy na najwyższym światowym poziomie.

Był to oczywiście bardziej przystanek dla emerytów, ale na pewno nie cyrk. Pele miał 35 lat, ale Johan Cruyff czy Franz Beckenbauer po 32, a George Best nawet 30. To byli poważniejsi gracze niż dziś Oscar czy Carlos Tevez. Znacznie poważniejsi.

Na mecz Cosmosu z Pele w roi głównej, przeciwko Washington Diplomats, przyszło 35 620 osób, co jest rekordem nieistniejącej już ligi. Przyszedł boom na "soccera".

- Najlepsi zawodnicy zarabiali konkretne pieniądze. Może przyjazd do USA nie był dla nich wielkim awansem finansowym, ale były to kwoty które robiły wielkie wrażenie. Ludzie śmiali się, że jak gwieździe ligi pobrudzi się samochód, nie jedzie do myjni, tylko kupuje nowy - opowiada Janusz Kowalik były zawodnik Chicago Sting.

Zaraz, pod koniec lat 70., liga rozrosła się do 24 zespołów. Piłka stała się na tyle modna, że Pele został nawet zaproszony z wizytą do Białego Domu, a wśród założycieli Philadelphia Fury byli Mick Jagger, Rick Wakeman, Paul Simon i Peter Frampton. Okazało się, że lepiej znają się na muzyce i klub nie przetrwał próby czasu.

Z kolei inny klub powstał na Hawajach.

- Brak stabilizacji był wielkim problemem ligi. Cały czas zmieniała się liczba drużyn. W 1977 roku powstał Team Hawaii. Oczywiste było, że z finansowego punktu widzenia nie ma to sensu. Przyjeżdżały tu po 3 drużyny jednocześnie i siedziały 3 tygodnie, żeby obniżyć koszty. A potem razem wracały. Dla piłkarzy raj, dla piłki raczej niekoniecznie - mówi Adam Kotleszka.

Boom na "soccera" trwał krótko. Największym problemem okazała się "blokada" ze strony telewizji.

- Nie ma wątpliwości, że rozwój piłki nożnej nie był na rękę wielkim graczom na rynku amerykańskiego sportu. Zrobiono wiele, by soccer nie przebił się na stałe do telewizji - mówi Kowalik.

- Udział TV jest kluczowy. Ameryka to taki kraj, w którym, jeśli masz TV, możesz sprzedawać nawet cyjanek jako lekarstwo na wszystko. Soccer miał ogromne problemy z przebiciem się. Właściciele klubów musieli dopłacać. Tymczasem duże ligi żyły z pieniędzy z praw telewizyjnych - mówi były zawodnik Chicago Sting.

- Z tym powiązany jest brak reklam od wielkich koncernów. Kluby musiały skoncentrować się na lokalnych przedsiębiorcach - mówi Kotleszka. - Rok w rok liga generowała spore straty. Z czasem praktycznie każdy klub był na minusie, zaś NASL jako całość przynosiła około 30-milionową stratę - dodaje.

Pieniądze z praw telewizyjnych były jedną z głównych przyczyn. Kotleszka zauważa, że podczas gdy właściciele klubów NFL zaledwie 30 procent budżetu wydawali na pensje dla zawodników, to w przypadku NASL było to już 70 procent budżetów.

Ligę próbowano jeszcze reanimować. Deską ratunku za którą chwycili się organizatorzy, była organizacja mundialu. Na początku lat 80. FIFA odebrała Kolumbii zadania gospodarza. Natychmiast w jej miejsce zgłosili się Amerykanie. Ale władze światowego futbolu wybrały Meksyk i odebrały Amerykanom prawo do skorzystania z respiratora. Był to rok 1983. Rok później NASL przestała istnieć.

Nie znaczy to jednak, że nie wpłynęła na świadomość Amerykanów.

Czy liga chińska w ciągu 10 lat ma szansę dorównać czołowym ligom europejskim?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×