Grzegorz Lato: Król zbyt nisko upadł

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Pan Roman, jak czytamy w autoryzowanej biografii piłkarza (pisał Maciej Polkowski), "pojechał po samolot do Krosna, poślizgnął się na kałuży rozlanego oleju i uderzył głową w krawężnik". Zdołał jeszcze wrócić do domu, ale było coraz gorzej. Został odwieziony do Krakowa. Lekarze zadecydowali, że konieczna jest operacja. O 9 rano miała się rozpocząć trepanacja czaszki, ale pan Roman nie dożył. Zmarł cztery godziny wcześniej. Miał ledwie 37 lat.

Grzegorz skończył podstawówkę bez wyróżnienia, podobnie technikum. Największe problemy miał z językiem polskim, co z perspektywy czasu nikogo nie dziwi. Ale nie to wtedy było najważniejsze. Cała para "poszła w piłkę". W Mielcu się dziwili, dlaczego ten chłopiec, który niezbyt przykłada się do treningu, zamienia się w takiego potwora w meczach. Szybko wywalczył miejsce w Stali i powoli zaczął pukać do drzwi reprezentacji.

Tak naprawdę trudno sobie dziś wyobrazić ból głowy Kazimierza Górskiego przed mundialem w Niemczech. W ciągu zaledwie kilku miesięcy wypadło mu ze składu kilku piłkarzy światowej klasy. Zygmunt Anczok i Włodzimierz Lubański mieli kontuzje. Zastąpili ich Adam Musiał i Andrzej Szarmach. I w końcu Jan Banaś, który nie mógł pojechać z powodu "kontuzji politycznej" (wcześniej uciekł do Niemiec i po powrocie miał zakaz wjazdu do tego kraju). Jego właśnie zastąpił Lato. A jeszcze w połowie 1973 roku, gdy selekcjoner reprezentacji Polski, Kazimierz Górski, zabierał wybrańców na tourne po USA, nazwiska Laty nie było wśród wybrańców. Kadra prosto zza oceanu przyjechała do Warny na mecz z Bułgarią. Lato dołączył nieco awaryjnie. Jako jeden z trzech piłkarzy przyjechał z kraju.

Miał pretensje, bo przecież Stal właśnie zdobyła mistrzostwo Polski, a on w 24 meczach zdobył 13 bramek, co wtedy wystarczyło mu do tytułu króla strzelców. - Był rozżalony, nie chciał jechać. Mówił, że wsadzi sobie nogę w gips, a tak w ogóle niech go w PZPN pocałują w d... - opowiadał brat Ryszard (w książce Macieja Polkowskiego). Namawiali go długo. W domu, w klubie. Dał się przekonać i to był ten moment, który w jakiś sposób zmienił bieg historii.

Na stadionie im. Jurija Gagarina Polska wygrała 2:0, a obie bramki strzelił skrzydłowy Stali. Górski miał już zawodnika na miejsce Banasia. Po spotkaniu angielski dziennikarz zapytał polskiego trenera:
- Czy Lato to wasz najlepszy skrzydłowy?
- Na pewno najszybszy - odparł Górski.

Zresztą, gdy zobaczył go po raz pierwszy, miał powiedzieć: "Trochę wiatrak, ale mnie się wydaje, że coś z niego będzie". Długo nie był do niego przekonany. Przecież jeszcze na igrzyskach olimpijskich w Monachium Lato wszedł ledwie na 45 minut meczu z Danią. Zadecydowała sprawa Banasia i fantastyczny mecz w Warnie.

Można więc powiedzieć, że na mundial piłkarz pojechał nieco przypadkowo. Przynajmniej jako zawodnik pierwszego składu. Na miejscu został królem strzelców.

Na następnej stronie: O wielkiej gafie Gmocha i o tym, jak Lato nie został słynnym trenerem.
Grzegorz Lato to przede wszystkim:

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×