Czytaj w "PN": Z Juventusu do Arsenalu. Mini Max

Następcą Arsene’a Wengera już w następnym sezonie będzie Włoch. Między prawdopodobnie, a na pewno, jest coraz mniejsza różnica.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Byłaby to rewolucja. Bezkrwawa i konieczna. Kiedy Francuz stał się Kanonierem, to dzisiejszych dwudziestolatków i młodszych nie było jeszcze na świecie, inni chodzili do żłobka lub przedszkola, a dziś sami tam prowadzają swoje pociechy. W 1996 roku Złotą Piłkę odebrał Matthias Sammer, jedenastoletni Cristiano Ronaldo był zawodnikiem Nacionalu Madera, a o dwa lata młodszy Leo Messi nawet nie śnił o Barcelonie. Wreszcie to wtedy po raz ostatni Ligę Mistrzów wygrał Juventus, z którego przyleci do Londynu nowa nadzieja.

Pomysłowy

Massimiliano Allegri, zwany Maksem, jak to on ma w zwyczaju i jak prawie wszyscy postawieni w jego sytuacji, odcina się od spekulacji. W zależności od humoru krzywi się lub tylko ironicznie uśmiecha. Tylko raz zdobył się na komunikat: - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, który każdy łatwo przełożył na: - Tak, prowadzę rozmowy. Dziennikarze wywęszyli, że trener w nawale obowiązków znajduje czas na regularną naukę angielskiego, a przecież nie po to, żeby z tym językiem zostać jak Jan Himilsbach.

Są i inne, wyraźniejsze tropy, których raczej zmylić się nie da. W Juventusie pracuje trzeci sezon. Kroczy po trzecie scudetto, a dla klubu po szóste z rzędu, co będzie wyczynem bez precedensu. Jeśli włoskie niebo jest jego limitem, to lada moment go osiągnie. Wyżej już się nie da. Na początku podążał ścieżką wydeptaną przez Antonio Conte, później wytyczył własną drogę na szczyt. I to nie jedną. Weźmy pod lupę tylko ten sezon.

Po sławnym BBC zostały tylko piękne wspomnienia. Na palcach jednej ręki można policzyć mecze, w których Andrea Barzagli, Leonardo Bonucci i Giorgio Chiellini stali murem przed świątynią Gianluigiego Buffona. Zawsze kogoś z defensywnego tercetu brakowało i wtedy Allegri tak kombinował, że pozostało to bez żadnego uszczerbku na liczbie punktów i traconych goli. Albo eksperyment z wpasowaniem do składu pięcioramiennej gwiazdy. Okazało się, że Jose Cuadrado, Paulo Dybala, Gonzalo Higuain, Mario Mandżukić i Miralem Pjanić wzajemnie się nie wykluczają. Ich jakość się obroniła. To wyglądało tak, jakby do ciągle dobrego i szybkiego, ale już lekko wysłużonego bolidu trener dolał paliwa wyższego gatunku.
Na pomysłowości i odwadze zresztą nigdy mu nie zbywało. Zarówno w Cagliari (pracując tam, został wybrany najlepszym trenerem 2009 roku, przed Jose Mourinho) jak i w Milanie. Już w obu tych klubach pokazał się jako bardzo elastyczny taktyk. Nie przywiązywał się do jednej koncepcji. Kiedy życie go do tego zmuszało (kontuzje, dyskwalifikacje), to wprowadzał nowe, które z reguły wypalało. Między innymi w jednym sezonie zaproponował aż dwadzieścia różnych ustawień ataku Milanu.

(...)

Tomasz Lipiński

Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

ZOBACZ WIDEO Serie A: AC Milan wygrał i uciekł sąsiadowi [ZDJĘCIA ELEVEN]


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×