Mateusz Klich: W Wolfsburgu odebrano mi radość z bycia piłkarzem, teraz znów oddycham

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta


Pierwsza myśl po podpisaniu umowy w Enschede? Ulga?

- Nie, po prostu radość. Bardzo chciałem wrócić do Holandii.

Nie bał się pan, że trafił z deszczu pod rynnę? Twente to klub w ostatnich latach robiący świetne wyniki, ale mający kłopoty.

- Zanim podpisałem papiery, dokładnie wybadałem temat. Twente było źle zarządzane, przez co wpadło w problemy finansowe. Poprzedni prezydent podpisywał dziwne i niekorzystne dla klubu umowy. Na przykład za transfer naszego zawodnika do FC Porto Twente musi zapłacić prowizję menedżerską w wysokości sześciu milionów euro. Przez to doszły jeszcze problemy z urzędem skarbowym. Dlatego teraz Twente znajduje się pod nadzorem ligi, musi trzymać się ram i spełniać odpowiednie wymagania. Nie możemy robić większych transferów, poza tym nałożono na nas zakaz udziału w europejskich pucharach przez trzy sezony. Kaiserslautern też nie grało w pucharach, więc jakoś szczególnie mnie to na razie nie boli.

Odkąd przyszedł pan do Enschede, gra pan wszystko po 90 minut. Prezentuje pan formę wyższą niż w czasach występów w Zwolle?

- Ludzie, którzy oglądali mnie tutaj regularnie w czasach występów w Zwolle i śledzą moje mecze w Twente, uważają nawet, że gram lepiej, bo mocno poprawiłem się w defensywie. Dzięki występom w Kaiserslautern, gdzie czasem trzeba było używać łokci i jeździć na tyłku, mam teraz w meczach bardzo dużo odbiorów i wygranych pojedynków. Wiadomo, brakuje jeszcze trochę liczb: goli i przede wszystkim asyst - ostatnio myślałem nawet, że po moim podaniu będę miał pierwszą, ale przeciwnik sfaulował kolegę i ostatecznie trzeba było kopnąć z karnego - ale narzekać nie mam zamiaru. Forma jest dobra.

Reprezentacyjna?

- Gdybym powiedział, że skupiam się tylko na Twente i grze w lidze, a o kadrze nie myślę, to bym skłamał. W tej sytuacji nie wszystko jednak zależy ode mnie. Mogę grać, strzelać i asystować, ale ostatecznie decyzja o powołaniu zapada w sztabie Adama Nawałki...

Nie idźmy w tę stronę, to banał. Mateusz Klich przydałby się kadrze?

- Nie zaszkodziłoby Klicha powołać. Zdaję sobie sprawę, że rywalizacja o miejsce w zespole jest ogromna. Krychowiak ma wprawdzie problemy w PSG, ale też chciałbym mieć takie problemy. Zieliński rozgrywa sezon życia w bardzo silnym Napoli. Nawet jeśli nie do grania, to jako rezerwowy naciskający na liderów, bardzo chętnie przyjadę na zgrupowanie. Ostatni mecz w reprezentacji rozegrałem dawno, jeszcze w 2014 roku. Stęskniłem się za kadrą i mam nadzieję, że ta sytuacja niedługo się zmieni.

Problemy w klubie ma też Bartek Kapustka, z którym się pan kumpluje. Młody nie popełnił tego samego błędu, który popełnił pan, zbyt szybko wyjeżdżając do bardzo silnego zachodniego klubu?

- Ale błędem w moim przypadku nie było to, że wyjechałem. Błędem było, że za późno poszedłem na wypożyczenie. Sytuacji Bartka nie chciałbym oceniać. Wiem, że szukał w zimie możliwości grania, była nawet opcja, żeby dołączył do mnie do Twente na zasadzie wypożyczenia z Leicester. Przeprowadzono wstępne rozmowy i na tym się skończyło. Nic z tego nie wyszło, bo na drodze stanęły kwestie proceduralne. Szkoda, bo Eredivisie to idealna liga pod niego, jak zresztą dla każdego piłkarza grającego do przodu.

Holandia rzeczywiście jest rajem dla młodzieży? Młodzi piłkarze wchodzący do pierwszej drużyny są na wyższym poziomie zaawansowania niż młodzi Polacy?

- Pod względem taktycznym na pewno. Pod względem technicznym, chyba też, bo czasem widzę, że młode grupy wykonują takie ćwiczenia, jak dorosłe zespoły. W oczy najbardziej rzuca się jednak coś innego. Tutaj młodzi, a nawet bardzo młodzi piłkarze, bardzo szybko otrzymują szansę grania na poziomie ekstraklasy, w młodziutkim wieku. Nie jest niczym dziwnym, że zawodnik 19- czy 20-letni ma już na swoim koncie 50 albo 60 meczów w Eredivisie. To spora różnica, bo w Polsce, gdy dostrzeże się talent, od razu przymierza się go do transferu za granicę. Nieprzygotowany, nieograny na najwyższym poziomie zawodnik ma później problemy z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości. Holenderskie kluby dają grać młodym, u nas nie jest to takie oczywiste.

Pan chce ponoć zostać w przyszłości trenerem.

- Tak, ale drugim.

Jak to?

- No, drugim. Na pierwszego się nie nadaję, ale na drugiego bym się nadał. Zakłady z piłkarzami, gra na pieniądze o obicie poprzeczki, te sprawy... Ostatnio gadałem o tym z Arturem Sobiechem. On, poważny, byłby pierwszym trenerem, a ja bym mu asystował. A już tak całkiem poważnie: na razie jest zbyt wcześnie, żeby rozmawiać na ten temat. Przede mną jeszcze dobrych kilka lat grania w piłkę, więc będę miał jeszcze czas na podejmowanie trudnych decyzji.

Wrócił pan na przerwane studia i skończył socjologię?

- Nie.

Dlaczego?

- Nie chciało mi się.

Uważa pan, że piłkarzowi studia nie są potrzebne? Kariera się kiedyś skończy.

- Nie wiem, czy w mojej sytuacji studia mi się przydadzą. Teraz radzę sobie bez nich, a w przyszłości i tak będę chciał zostać przy piłce.

Inwestuje pan?

- Tak, może po to, żeby nie musieć iść na studia? Postawiłem na razie na nieruchomości. Mam swoją firmę, kilka mieszkań. Zbieram pieniądze i myślę o tym, co wydarzy się po zakończeniu kariery. Rozmawiałem z wieloma byłymi już piłkarzami, każdy z nich mówił, że po skończeniu grania pierwsze pół roku nic nierobienia jest fajne, można się położyć i odpoczywać, ale ile można odpoczywać? 40 lat? Później trzeba się ogarnąć i zacząć robić coś sensownego. Mam kilka pomysłów, ale na medycynę raczej nie pójdę. Może zostanę trenerem, może menedżerem.

A może sędzią, niekoniecznie piłkarskim? Kilka zakazów stadionowych zdążył już pan wydać.

- To było dawno i wszyscy o tym zapomnieli. Patrzmy do przodu.

W Enschede rozmawiał Paweł Kapusta

Czy Mateusz Klich powinien zostać powołany do reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×