Szymon Mierzyński: Lechia Gdańsk oblała test z mentalności (komentarz)

Mecz Lech - Lechia był nie tylko grą na szczycie o trzy punkty, ale także wielkim testem mentalności obu ekip. Poznaniacy wytrzymali ciśnienie, a gdańszczanie oblali egzamin z kretesem.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
PAP / Jakub Kaczmarczyk
Ekipa z Trójmiasta realnie atakuje mistrzostwo Polski dopiero po raz pierwszy, lecz trudno ją nazywać nowicjuszem. Ma mocny, doświadczony skład i wiele dużych jak na realia Lotto Ekstraklasy indywidualności. Kolejorz obycia w walce o najwyższe laury ma więcej, ale właśnie ze względu na personalne atuty rywala wszyscy w stolicy Wielkopolski podchodzili do niego z szacunkiem.

Sam mecz nie porwał. Sytuacji strzeleckich brakowało, choć głównie za sprawą Lechii, która zdaniem trenera Nenada Bjelicy ofensywę ma wyjątkowo mocną, lecz tych walorów nie potrafiła w niedzielę pokazać. Nie miał racji Piotr Nowak, który twierdził na konferencji prasowej, że w pierwszej połowie jego zespół dyktował warunki na boisku. Owszem, otrząsnął się z początkowej przewagi gospodarzy, ale poza kilkoma strzałami z dystansu nie potrafił poważniej zagrozić bramce Matusa Putnocky'ego, a stuprocentowych sytuacji nie stworzył w ogóle. Lech był pod tym względem lepszy i w drugiej połowie zadał cios na wagę zwycięstwa.

Jednak nie kwestie sportowe zdominowały hit 24. kolejki. Być może przy stanie 0:1 gdańszczanie coś by jeszcze wskórali, gdyby sami w wyjątkowo głupi sposób nie pozbawili się szans na odrobienie strat. Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że czerwone kartki, które posypały się w ostatnim kwadransie wynikały z ostrej gry lechitów i były poniekąd reakcją na sporą liczbę fauli. Jednak nawet przy dużej dozie wyrozumiałości nie da się usprawiedliwić tego, co zrobili Grzegorz Kuświk i Sławomir Peszko. Mówimy o 29 i 32-latku, którzy po polskich boiskach biegają od lat i jak mało kto powinni sobie radzić z ciśnieniem. Tymczasem zagotowali się niczym juniorzy, których poniosła ambicja. Pierwszy złapał dwie żółte kartki w dwie minuty, a drugi zdzielił rywala łokciem. Te idiotyczne wybryki praktycznie zakończyły mecz, bo w dziewiątkę - przy tak wyrównanym poziomie obu drużyn - wbicie Lechowi gola graniczyło z cudem.

Zdumiewające są też niektóre słowa trenera Piotra Nowaka, który stwierdził po spotkaniu, że ze swoich piłkarzy jest dumny (ciekawe czy Kuświkowi i Peszce też to powie), a gdy miał się odnieść do decyzji sędziowskich, to mówił w tak okrężny sposób, że trudno było właściwie zrozumieć, co miał na myśli. Padały zdania o wyboistej drodze, o incydentach będących konsekwencją zdarzeń wcześniejszych - wszystko, tylko nie konkrety.

Jeśli szkoleniowiec Lechii uważa, że niedzielny występ jego drużyny był powodem do dumy, to widocznie mało od niej wymaga, bo pod względem sportowym było co najwyżej średnio (w ofensywie pokazała w Poznaniu bardzo niewiele), zaś mentalnie zawiodła na całej linii. Gdańszczanie mają na papierze mocny zespół i obecny sezon może być dla nich przełomem, ale reakcji na stres i rozgrywania kluczowych spotkań na chłodno wciąż muszą się uczyć.

Szymon Mierzyński

Zobacz inne teksty Szymona Mierzyńskiego

ZOBACZ WIDEO Hit Serie A dla Napoli! Zobacz skrót meczu z AS Roma - SSC Napoli [ZDJĘCIA ELEVEN]

Czy Lechia utrzyma pozycję lidera do końca sezonu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×