Mesjasz Donald Tusk. Lechia Gdańsk i jej kibice politycy

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk

Młodzież zajmowała się organizowaniem wyjazdów, dopingu, a z czasem również pilnowaniem porządku na stadionie. To było po meczu z Widzewem Łódź w 1975 roku, po którym na stadionie wybuchła jedna z największych zadym na Traugutta. Mówi Grzegorz Popielarz, który klub kibica wymyślił: - Milicja chciała z nami rozmawiać. Zaczęto nas groźnie wypytywać, co my chcemy zrobić, żeby na stadionie był spokój. Zaproponowaliśmy eksperyment, że sami zaprowadzimy porządek. Zgodzili się po dużym wahaniu. Klub kupił nam żółte ortaliony, ja powybierałem największych zakapiorów, którzy tworzyli służbę porządkową. Oni poczuli się tym samym ważni. Zdało to egzamin.

Milicja ze stadionu się wyprowadziła. To też był przełom. - Pozytywnie oceniam ten klub. Na przykład pomagali mi też tworzyć analizy rywali Lechii, które potem przekazywałem trenerowi. Takie to były wtedy metody - wspomina Wołek.
Oprócz Tuska w klubie kibica byli również m.in. Aleksander Hall czy bracia Rybiccy.

Akcje życia

To były czasy, gdy obecny szef Rady Europejskiej był zawziętym kibicem biało-zielonych. Nie tylko on potem stał się sławny. Był Jacek Kurski, byli nieżyjący już Maciej Płażyński i Arkadiusz Rybicki oraz jego bracia Mirosław i Sławomir, Aleksander Hall, Janusz Lewandowski, Jan Krzysztof Bielecki i inni. Ci wszyscy ludzie byli aktywnymi kibicami Lechii Gdańsk, jeździli na mecze.

Pięknie położony we Wrzeszczu pod lasem stadion przy ulicy Traugutta był miejscem, w którym się spotykali, kibicowali i przy okazji swoimi sposobami walczyli z władzą. W latach 70. i 80. na obiekcie Lechii wyjątkowo głośno krzyczano komunie, żeby poszła precz, i grożono, że "na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści". Z czasem obiekt stał się fenomenem i jednym z trzech trójmiejskich bastionów antykomunistycznego oporu (obok Stoczni Gdańskiej i Kościoła św. Brygidy).

Grudzień 1970 roku był początkiem. Władza zabiła ponad 41 osób. Ponad tysiąc raniła. I coś pękło. Niepokorny Gdańsk zaczął się organizować, powstawały opozycyjne organizacje. Choćby takie jak Ruch Młodej Polski czy potem Federacja Młodzieży Walczącej (w drugiej połowie lat 80. największa tego typu organizacja). Świadomość konieczności oporu rosła także na Traugutta. Młodzi opozycjoniści pojawiali się na meczach Lechii, środowiska się przenikały. I współpracowały.

Dr Karol Nawrocki z gdańskiego Instytutu Pamięci Narodowej mówi nam: - Większość wymienionych przez pana nazwisk to reprezentanci środowiska Ruchu Młodej Polski, który był aktywny na trybunach Lechii, szczególnie końcówce lat 70. i na początku lat 80. Mieli oni swoją akcję życia podczas meczu Lechia - Juventus. Sporo musieli się napocić, żeby ściągnąć na ten mecz Lecha Wałęsę. To była cała logistyka w wykonaniu braci Rybickich i co najmniej kilkunastu innych osób z tego środowiska. Było warto, bo mecz ten stał się prawdziwą manifestacją trwania "Solidarności".

Z kolei w październiku 1985 roku Jacek Kurski wraz z ludźmi z FMW w brawurowej akcji (jak sam mówi, jest to jego akcja życia w podziemiu) na tydzień przed wyborami zawiesił na oczach tysięcy ludzi na stadionie transparent nawołujący do bojkotu wyborów. A potem, gdy do Gdańska przyjechał komunistyczny klub Legia (bo wojskowy), cały stadion niemiłosiernie gwizdał na Dariusza Dziekanowskiego, który do tychże wyborów zachęcał z ekranów telewizorów. "Idź głosować frajerze"  - słyszał z trybun reprezentant Polski.

Ze stadionu na salony

W tamtych czasach na trybunach Lechii oczywiście nikt jeszcze nie myślał za bardzo o tym, że po latach będą rządzić krajem. Dr Karol Nawrocki: - W dokumentach o ich kibicowaniu oczywiście nie przeczytamy, trzeba mieć świadomość, że z tamtej stadionowej perspektywy nawet Służbie Bezpieczeństwa ciężko było wyczytać przyszłość takich nazwisk jak Rybicki czy Kurski. Na trybunach niczym szczególnym się nie wyróżniali. Ogólnie pragmatyka stadionu jest taka, że obok siebie siedzą przedstawiciele wszystkich możliwych środowisk - to jest tłum połączony miłością do klubu, a nie zbiór osobistości. Dlatego w erze bez oklejonych kamerami stref VIP szanowało się tych wszystkich kibiców polityków, bo przychodząc na stadion, godzili się, że będą częścią tłumu, a nie świecącymi gwiazdami.

Tomasz Wołek prosi, żeby nie dorabiać ideologii do związku młodych polityków i ich obecności na meczach Lechii. - Tak się złożyło, że ci ludzie z Ruchu Młodej Polski, potem też liberałowie pasjonowali się piłką, byli w tym sporcie i tej drużynie zakochani. To był element łączący. Jednak ich praca ideowa przebiegała gdzieś indziej. Stadion na pewno ich jednak integrował.

Jeszcze raz dr Nawrocki: - Trudno było być wówczas np. w RMP, nieco później w FMW i nie wiedzieć, co to Lechia. Kibicowski element jest dziś z pewnością zapisany w kodzie osobowości wspomnianych osób. I powiem, że to dobrze - stadion skupia jak w soczewce wszystkie warstwy społeczne - od patologii, poprzez najzwyklejszych ludzi, rodziny, ojców, mężów, matki i żony, po - jak widać - polityczne elity. Umiejętność wsłuchiwania się i odpowiedniego ważenia głosów płynących z tak zróżnicowanego środowiska stanowił z pewnością dobrą szkołę dla kibiców, którzy stali się politykami.

Potem - wiadomo, wolna Polska, spojrzenie na sprawy kraju mocno niektórych podzieliły. Jacek Kurski i Donald Tusk stali się największymi politycznymi wrogami. Ksiądz Wąsowicz śmiał się w swojej książce kilka lat temu, że w zasadzie jest coś, co ich jeszcze łączy. To Lechia Gdańsk.

NA KOLEJNEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ JAKI TRANSPARENT ZOBACZYŁ DONALD TUSK. TO NIE BYŁO MIŁE. 

Czy Donald Tusk jest dobrym politykiem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×