Marek Wawrzynowski: Stadiony za pieniądze podatników? Jestem za (felieton)

Za każdym razem, gdy budowa stadionu piłkarskiego jest finansowana z publicznych pieniędzy, pojawiają się protesty - dlaczego podatnik płaci za czyjeś przedsięwzięcie. Tyle że klub piłkarski nigdy nie będzie typowym prywatnym biznesem.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Stadion Widzewa Łódź PAP / Grzegorz Michałowski / Stadion Widzewa Łódź

Kibice piłkarscy zwykli mawiać, że stadion to nie teatr. Powiedzenie to pojawia się jako argument w dyskusji zawsze, gdy ktoś apeluje o kulturę na trybunach. Otóż nic bardziej błędnego. Stadion z teatrem ma zdecydowanie więcej wspólnego, niż chcieliby widzieć kibice i oczywiście bywalcy teatrów.

Otwarcie nowego stadionu wybudowanego za publiczne pieniądze zwykle wiąże się z falą krytyki ludzi uważających, że nie powinno się budować prywatnych obiektów z pieniędzy podatników.

Otwarcie stadionu łódzkiego Widzewa ożywiło dyskusję. Na twitterze zareagował znany ekonomista Robert Gwiazdowski, który, jak sam podkreślił, jest zwolennikiem ROI czyli poglądu, że inwestycja musi się zwrócić.

Żeby to było takie proste.

ZOBACZ WIDEO Skorupski obronił karnego, ale Napoli i tak wygrało - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]

Czy każda inwestycja miejska musi się zwracać? Czy miasto buduje park albo inny obiekt rekreacyjny, żeby się zwrócił? Czy robi to dla mieszkańców? Czy buduje małą drogę dojazdową bo mu się to opłaca?

Oczywiście może paść kontrargument, że z parku może korzystać każdy, z drogi też, a ze stadionu tylko część społeczeństwa, która zapłaci za bilet prywatnemu przedsiębiorcy. I jest to argument mocny.

Trzeba jednak pamiętać, że stadion i klub piłkarski to dość specyficzny rodzaj biznesu. Nie można go w żaden sposób porównywać ze sklepem spożywczym czy inną tradycyjną formą prywatnej firmy.

Klub piłkarski to coś na zasadzie "własności społecznej" przekazanej w czasowe zarządzenie grupie ludzi. Podobnie jest z PZPN. Władze piłkarskie różnych kadencji często używały argumentów, że związek to stowarzyszenie prywatne, ale ważne jest, by w dyskusjach o piłce przyjąć pewne podstawowe założenie - piłka nożna nie jest niczyją własnością prywatną.

Dlatego jest dobrą wolą miasta/państwa czy zechce wybudować obiekt na swój koszt, czy nie. Dobre jest tu porównanie z teatrem. To inwestycja w kulturę, rozrywkę, w społeczeństwo.

Czy inwestycja ma szansę się zwrócić? Nie. Nawet gdyby ktoś wyliczył, że zwróci się za 10 czy 20 lat, to może się okazać, że jest to założenie z góry błędne. Badania w USA (gdzie stadiony NFL są często budowane z pieniędzy podatników), pokazują, że kibic pieniądze wydane na i przy stadionach wydałby na innych obiektach rozrywkowych.

Podobnie jest w wielu europejskich krajach. Manchester City dostał na swój stadion dotację w wysokości 170 milionów funtów. Z miejskiego stadionu korzysta West Ham United, Tottenham Hotspur również nie mogło narzekać na pomoc miasta. Barcelona i Real dostawały z rządu specjalne upusty podatkowe (inna sprawa czy legalne). Można jeszcze dorzucić, że 210 milionów euro zapłacili niemieccy podatnicy na budowę stadionu Allianz Arena w Monachium.

Tu nie chodzi o zwrot inwestycji. Oczywiście zawsze można spożytkować inaczej. Dlaczego nie budujecie dróg? Albo przedszkoli? Można tak stawiać pytania bez końca.

Oczywiście są sytuacje patologiczne, jak choćby wybudowanie wielkiego obiektu we Wrocławiu, który potem jest zapełniany co tydzień w 20 procentach. Niestety było to oczywiste jeszcze przed rozpoczęciem budowy. Ale tego typu sytuacje to raczej wypadki przy pracy. Raczej buduje się w kraju mniejsze obiekty, kameralne, dostosowane do możliwości.

Dla naszych klubów koszt budowy stadionu to często kwestia wieloletniego budżetu, bez pomocy ze środków publicznych polskie kluby grałyby dziś na starych obiektach, nie miałyby możliwości rozwoju.

Inna sprawa czy nie powinno być wspólnego obiektu dla obu łódzkich klubów, ale to już sprawa na inną dyskusję. To tylko kwestia tego czy miasto stać na dwa stadiony czy nie.

Trzeba też brać pod uwagę, że klub piłkarski jest wizytówką miasta. Były właściciel Widzewa, Sylwester Cacek, mówił mi kiedyś: - Żadna inna impreza nie daje miastu takiej promocji jak Widzew. Jedno granie w Copa del Sol dało miastu więcej promocji niż cztery lata Camerimage. Według naszych wyliczeń rok gry Widzewa daje lepszy efekt marketingowy niż "Fashion week".

Wiem, że dziś przywoływanie Cacka w jakimkolwiek kontekście jest niepopularne, ale też to zdanie jest logiczne. Trudno wskazać inną regularną okazję do promocji nazwy miasta niż rozgrywane co tydzień zawody sportowe.

Tysiące ludzi oglądających w telewizji mecz Widzewa widzi stadion nowoczesny i to raczej jest dobre skojarzenie z miastem.

Znak czasów. Warto jednak spojrzeć na to jak ewoluuje piłka i kibic. Sam, będąc w Szekesfehevar widziałem spore grupy fanów Lecha Poznań, krążących po tym ładnym węgierskim mieście z przewodnikami turystycznymi. Nie do pomyślenia było 10 lat temu, gdy polski kibic wciąż kojarzył się z bandą wygolonych na łyso dresiarzy eskortowanych przez policję w drodze z dworca na stadion. Nawet były komendant policji, Andrzej Matejuk, przyznał w wywiadzie, który kiedyś robiliśmy, że nie bałby się zabierać wnuków na mecze.

Chcę przez to pokazać, że piłka nożna w cywilizowanym kraju zachodnim, a do takiego statusu dąży Polska, nie jest czymś gorszym, jakąś rozrywką barbarzyńców.

Coraz popularniejsza jest tzw. turystyka piłkarska. Polski kibic powoli (czasem bardzo powoli) się cywilizuje. Ale ten proces może postępować tylko jeśli rozwijać się będą kluby, jeśli będzie wyższy poziom. W skrócie - jeśli klasa średnia powoli zacznie przejmować trybuny.

Bez dotacji z publicznych pieniędzy w rozwój piłkarskiej infrastruktury, jest to raczej nierealne.

Zobacz inne teksty autora 

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy stadiony powinny być finansowane z publicznych pieniędzy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×