Eliminacje MŚ 2018. Podgorica gorąca dla Polaków

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk

To nie był mecz, to była wojna

Trzy miesiące po meczu Śląska do czarnogórskiej stolicy zawitała reprezentacja Polski. Danilo Mitrović nie ma wątpliwości: - Znowu było nerwowo, ale wpływ na taką sytuacją miały wydarzenia z lata i wizyta klubu z Wrocławia.

Miejscowa publika postanowiła urządzić Polakom prawdziwe piekło. Bramkarz Przemysław Tytoń został ogłuszony petardą. Bał się wrócić na boisko. Eugen Polanski, który w tamtym meczu (2:2) grał, niedawno nam wspominał: - To nie był mecz a wojna. Z trybun leciało wszystko, co się tam znajdowało. Butelki, plastik, monety, zapalniczki, skrawki ubrań czy inne materiały. Przy linii bocznej znaleźliśmy po spotkaniu kilka telefonów. Chcieli nas sprowokować. Zaczepiali przy naszych rzutach rożnych lub gdy znajdowaliśmy się w okolicach ich trybuny. To nawet nie był krzyk, oni się po prostu darli, wydawali jakieś dziwne dźwięki, żebyśmy zwracali uwagę na nich, a nie na boisko. Grałem przez wiele lat w różnych meczach, czasem dziwnych, ale przyznaję, że do dziś nie przeżyłem podobnych sytuacji.

Czarnogórscy kibice nie mają w Europie dobrej opinii. Gorąca, bałkańska krew często daje o sobie znać. Mniejsze lub większe incydenty zdarzają się regularnie na meczach kadry. Już w 2013 roku, gdy z Czarnogórą miała zagrać Anglią, szef federacji Dejan Savicevic apelował, żeby wspierać drużynę narodową w sportowym duchu. - Mówię tak dlatego, że przez ostatnie 1,5 roku zapłaciliśmy już 90 tysięcy euro kar.

"Barbarzyńcy" z Czarnogóry

Największy skandal wybuchł w marcu 2015 roku, gdy w Podgoricy grała Rosja. W bramkarza Igora Akinfiejewa chuligani racą już trafili. Mecz był dwukrotnie przerywany, aż w końcu w 67. minucie sędzia kazał piłkarzom zejść do szatni. Już na boisko nie wrócili, Rosjanie wygrali walkowerem. Mały, przestarzały stadion w Podgoricy (pojemność 15 tysięcy kibiców) został zamknięty.

Sekretarz generalny federacji Momir Djurdjevac nie wytrzymał: - Ci ludzie śpiewają "Czarnogóro, kochamy cię", ale równocześnie rzucają race, obrażają rywali i powodują te wszystkie przykre incydenty. To zwykła hipokryzja. Wyglądamy teraz jak barbarzyńcy, to całkowita katastrofa.

Swoją drogą, kibice Buducnosti Podgorica, ci najbardziej fanatyczni, nazywają się Varvari. Wiadomo, że są też na meczach kadry. Varvari to po serbsku "barbarzyńcy".

W niedzielę do Podgoricy ponownie zawita reprezentacja Polski.

Danilo Mitrović: - Nie wydaje mi się, żeby w niedzielę były tu jakiekolwiek problemy. Po pierwsze taka sytuacja jak w meczu z Rosją już się nie powtórzy. Były spotkania z kibicami, wszyscy na nas patrzą. Dodatkowo na trybunach jako dodatkowe zabezpieczenie rozwieszono wielkie siatki, które mają za zadanie zatrzymać każdy przedmiot rzucony w stronę murawy. Po za tym polscy kibice - z tego co tu wiemy - nie są już chuliganami. To dziś raczej sprawa klubów. Będzie więc głośno, ale problemów nie przewiduję - uspokaja czarnogórski dziennikarz.


Marcin Garuch jest jedynym polskim piłkarzem grającym w lidze czarnogórskiej (w klubie FK Grbalj Radanovici). Jak nam mówi, spotkania ligowe wyglądają sielankowo, ogląda je mało kibiców. Na meczu reprezentacji też już ekscesów nie przewiduje. - Zaczęli być świadomi kar i dążyć do zmiany postrzegania ich w Europie. Ucywilizowali się.

Samych Czarnogórców nie może się nachwalić.

Michał Mazur wspomina też, że rok po dwumeczu z Buducnostią Śląsk znowu zagrał w stolicy Czarnogóry. Tym razem z Rudarem Plevlja, którego stadion nie spełniał wymogów. - Było zupełnie inaczej. Inna sprawa, że kibice z Podgoricy pewnie się tym nie interesowali. Rok później służby były już lepiej przygotowane, bardzo pomagał nam miejscowy konsul. Ten drugi wyjazd pokazał, że na szczęście nie jest tam tak na co dzień.

Jacek Stańczyk

Czy mecz Czarnogóra - Polska odbędzie się w normalnej, piłkarskiej atmosferze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×