Nenad Bjelica: Polacy uczą mnie spokoju

W Polsce byłem 30 lat temu, podczas szkolnej wycieczki. Nie miałem pojęcia, że aż tak rozwinął się ten kraj - mówi Nenad Bjelica, trener Lecha Poznań.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
PAP / Jakub Kaczmarczyk

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Czym różni się Polak od Chorwata?

Nenad Bjelica: Jesteście od nas spokojniejsi. Chorwaci, ogólnie ludzie z Bałkanów, są bardziej agresywni. Szybciej się denerwujemy, buzujemy, czasem może niepotrzebnie. Polska mnie trochę wycisza, uczę się od was innego podejścia, staram się być bardziej rozluźniony. We Włoszech byłem na przykład bardzo nerwowy. Irytował mnie poziom sędziowania w Serie B. Arbitrzy działali mi na nerwy swoimi decyzjami. Poza tym często lądowałem na trybunach, za byle jaką, nawet minimalną gestykulację. U was sędziowie są znacznie lepsi.

Dużo wiedział pan o naszym kraju przed podjęciem pracy w Lechu?

Raz byłem w Polsce, chyba 30 lat temu, na wycieczce szkolnej. Nie miałem świadomości, że aż tak się rozwinęliście. Nie tylko kraj, ale i sama piłka. Poziom organizacji ekstraklasy jest bardzo wysoki, a mam z czym porównywać, bo pracowałem na przykład w Austrii Wiedeń. Poza tym w Polsce wszyscy żyją futbolem, na stadiony przychodzi mnóstwo kibiców. To świetne miejsce do pracy. Jestem pod wrażeniem.

ZOBACZ WIDEO Real - Bayern. Monachijczycy mogą czuć się oszukani

Bardziej pytałem o wcześniejszą styczność z Polakami. Grał pan aż z sześcioma zawodnikami z naszego kraju.

To były fajne, twarde i szalone chłopaki.

Na przykład Wojciech Kowalczyk.

Był wielkim talentem, bardzo szanowanym zawodnikiem w Sewilli. Na tamten czas jednym z lepszych napastników w lidze hiszpańskiej. Myślę, że mógł zrobić większą karierę. Choć z drugiej strony nie można mu było wiele zarzucić, nie mieliśmy z Wojtkiem problemów dyscyplinarnych. Często miał kontuzje. Myślę, że to go zahamowało.

W Austrii z kolei trafił pan na polską kolonię.

Mocny team. Kiedyś wracaliśmy pociągiem po meczu, w którym Tomasz Iwan strzelił gola z rzutu karego. Wygraliśmy 1:0. Jechaliśmy 10 godzin i mniej więcej tyle trwała w naszym wagonie balanga. Trzy razy interweniowała policja: prosili nas, żebyśmy przestali śpiewać, bo jest strasznie głośno. Mieliśmy jednak co świętować. Po tym zwycięstwie utrzymaliśmy się w austriackiej Bundeslidze. Dobrze, że nie skończyło się jakimś większym skandalem, a tylko pouczeniem.

Kto pije więcej alkoholu, Polacy czy Chorwaci?

Wtedy w pociągu było go bardzo dużo, ale po sukcesie trzeba się zabawić. Nie mam z tym problemu i uważam tak do dziś. Ale będąc piłkarzem nie piłem często.

Rozmawiałem z Grzegorzem Szamotulskim, który bardzo pana chwalił przede wszystkim za charakter. Szamotulski wspomniał również, że czasem brakowało wam hamulców jak siadaliście do stołu zastawionego alkoholem.

Oj bez przesady. Mieliśmy w drużynie trzech Polaków, czterech Chorwatów, Słowaka. Nazywałem nas "Ostblockiem" (Blokiem Wschodnim - red.). Mimo trudnej sytuacji w lidze, zdołaliśmy się utrzymać. Dla porównania w następnym sezonie mieliśmy lepszych piłkarzy, ale spadliśmy z ligi, bo brakowało właśnie graczy z charakterem, wojowników. Z Szamotulskim mamy ten sam charakter. Był szalony, ale grał bardzo dobrze. On sam wygrał nam w tamtym sezonie z siedem meczów. Był niesamowity. I jeszcze Adam Ledwoń.

W 2008 roku popełnił samobójstwo. Powiesił się.

Spotkaliśmy się z Adamem miesiąc przed tym zdarzeniem. Pamiętam, że był w doskonałej formie, jeździł z synem na rowerze, opowiadał żarty. Rozmawialiśmy i nie sprawiał wrażenia, jakby miał problem, jakby był myślami gdzieś indziej.

Mówił tak każdy, kto go znał.

Dla mieszkańców Klagenfurtu to był szok. Ludzie często o tym mówili. To był bardzo rozpoznawalny i ceniony piłkarz w Austrii. Takiego zawodnika jak Adam chciałby każdy trener. Piłka potrzebuje ludzi z mocnym charakterem, sercem dla drużyny i kolegów. On taki był. Miał niesamowitą energię. Był pomocny, był dla wszystkich.

Dużo nauczył się pan od Polaków?

Cenię was za upór w dążeniu do celu. Mamy podobną mentalność. Wchodząc do szatni Lecha ze swoimi zasadami nie miałem problemu z akceptacją. Każdy w zespole błyskawicznie je zaakceptował. Wymagam wiele od nich, ale również od siebie. Wiem, że daję przykład. Chłopaków nie dziwiło, że nie toleruje na przykład gumy do żucia na treningu. Wiedzą też, że lubię patrzeć głęboko w oczy na porannych zajęciach. Wtedy wiem, czy noc była ciężka.

Lubi pan grę w otwarte karty.

Przede wszystkim nie lubię kłamstw. Kontakt opieram na rozmowie, również o sprawach prywatnych. Zawodnicy wiedzą, że mogą do mnie przyjść i pogadać, co ich trapi. Jestem otwarty. Do tej pory w moim gabinecie stawił się jeden zawodnik. Przyszedł zapytać, z jakiego powodu nie gra, co ma robić lepiej, poprawić. Zawsze mam argumenty i potrafię to wytłumaczyć.

Jak pan dotarł do Dawida Kownackiego? Wrócił do formy, w końcu gra na miarę swoich możliwości.

Teraz jest cierpliwy, wcześniej mu tego brakowało. Uwierzył w siebie. Swoje zrobiła konkurencja, musiał dużo więcej pracować i wymagać od siebie. Liczę się z tym, że stracę go po sezonie. Imponował mi w zimie, kiedy miał ofertę z innych drużyn, ale mocno trenował, nie chciał odejść za wszelką cenę. Dawid będzie grał w mocnej lidze. Będzie jeszcze lepszy, to ogromny talent.

Myśli pan o Lechu jako o projekcie na dłużej?

Dobrze czuję się w Poznaniu i w Lechu. Przez osiem miesięcy nie miałem z nikim żadnych spięć, rozumiemy się. Cały dzień spędzam na stadionie. Rodzina musi być cierpliwa, ale staram się jej poświęcić trochę czasu, chociaż na spacer. Można powiedzieć, że tu mieszkam. Od przyszłego tygodnia ruszam też z nauką języka polskiego.

To wcześniej pan się nie uczył? Mówi pan w sposób komunikatywny.

Nauczyłem się mówić przez kontakt z chłopakami w szatni, pracownikami klubu. Kierownik drużyny mówi tylko po polsku dzięki temu mogłem złapać podstawy. Mój język może być i musi być lepszy. Z każdym dniem poznaje więcej słów. Z lekcjami startuje od przyszłego tygodnia.

A Lech wyniósł naukę z ostatnich lekcji? Dwa bezbramkowe remisy, porażka z Legią.

To nie był kryzys. Nasze wyniki na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy były najlepsze spośród wszystkich zespołów ekstraklasy. Ostatni czas może nie był w naszym wykonaniu udany, ale nie może psuć ogólnego obrazu.

Przez słabsze mecze tracicie do lidera cztery punkty.

Przyznam, że w ostatnich dwóch, trzech tygodniach nie byliśmy do końca skoncentrowani na pracy. Zbyt dużo było wywiadów, współpracy z mediami. To mogła być jedna z przyczyn gorszych wyników. Dlatego do końca sezonu nie będziemy już udzielać wywiadów, piłkarze i ja. To mój ostatni. Chcemy skoncentrować się ponownie na pracy. Na wywiady przyjdzie czas po sezonie.

Wywiady o mistrzostwie Polski?

Zawsze mówię, że mam najlepszych piłkarzy. W zespole jest duża konkurencja, dysponuję 18-19 zawodnikami, którzy są na podobnym poziomie i mogą grać. To na finiszu rozgrywek będzie istotne. Stać nas na mistrzostwo. Byliśmy ogromnie rozczarowani po porażce z Legią. Trzymało to nas jeszcze następny dzień. Ten mecz sprawił jednak, że staliśmy się mocniejsi. To była dla nas lekcja, z której wiele się nauczyliśmy. Spotkanie w Płocku pokazało naszą siłę (wygrana 3:0 - red.).

Co jest dla pana ważniejsze: puchar Polski czy mistrzostwo? 

Chcemy wygrać wszystko. Mistrzostwo i puchar. Ale myślimy małymi krokami, z meczu na mecz.

Czy Lech zdobędzie w tym sezonie mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×