Real - Barcelona. Cristiano Ronaldo. Duma Madrytu, nie Katalonii

- Gra dla Barcelony byłaby prawie niemożliwa. Nic nie jest jednak pewne w stu procentach - powiedział swego czasu Cristiano Ronaldo. I wywołał burzę.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Na zdjęciu Cristiano Ronaldo Getty Images / Na zdjęciu Cristiano Ronaldo

Nie może bowiem taka ikona Realu Madryt choćby sugerować możliwości przenosin na Camp Nou. Cristiano Ronaldo to jednak zrobił, zapewne nieświadomie. Chciał być uczciwy, nie ściemniać. Cała wypowiedź Portugalczyka brzmiała następująco:

- Gra dla Barcelony byłaby prawie niemożliwa, podobnie jak transfer do innego klubu w Anglii niż Manchester United. To bardzo skomplikowane. Nic nie jest jednak pewne w stu procentach. Tak jak powiedziałem wcześniej, w futbolu nie ma pewników. Wszystkie drzwi są otwarte, wszystkie ligi. Mogę zakończyć karierę w Realu Madryt. Po prostu jestem uczciwy. Nie wiem, co wydarzy się jutro. Gdybym był pewny na 75 procent, powiedziałbym o tym, ale nie mam pojęcia - wyznał.

Trudno sobie wyobrazić Cristiano Ronaldo w koszulce FC Barcelona. A jednak, życie taki scenariusz mogło napisać.

Sam kiedyś przyznał, że Duma Katalonii była jednym z klubów, które bacznie mu się przyglądały. Barcelona śledziła poczynania portugalskiego młokosa, który przebojem wdarł się do składu Sportingu Lizbona. Chłopak, który do stolicy przyleciał z Madery, i który po pierwszych kilku tygodniach ze łzami w oczach chciał wracać do rodzinnego domu, szybko okazał się jednym z największych talentów w historii portugalskiej piłki. Jako 17-latek umiejętności piłkarskie miał nie gorsze niż zawodnicy pierwszej drużyny. Nie był jednak wówczas gladiatorem jakim jest dzisiaj. Decyzją trenera Laszlo Boloniego w juniorach poczekał jeszcze rok. Gdy w końcu trafił w 2002 roku do pierwszego zespołu zaczął błyszczeć. Sporting miał sezon średnio udany, bo nie zdobył mistrzostwa. Ronaldo wypłynął z kolei na szerokie wody. ZOBACZ WIDEO Real - Bayern. Monachijczycy mogą czuć się oszukani

- Jeszcze grając w Sportingu, wzbudziłem zainteresowanie wielu europejskich zespołów. Wśród nich był Inter Mediolan, Arsenal, Valencia czy Barcelona. Jednak, gdy zgłosił się po mnie Manchester United z sir Aleksem Fergusonem na czele, nie mogłem odmówić. Była to dla mnie ogromna niespodzianka, nie spodziewałem się tego.

Krąży w Lizbonie mit, że Manchester United w sierpniu 2003 roku kupił go w przerwie meczu na otwarcie nowego stadionu Jose Alvalade. Sporting wygrał 3:1, a Ronaldo czarował umiejętnościami. Sir Alex Ferguson się w jego grze zakochał.

Ten sam Szkot kilka lat później miał nadzieję, że Ronaldo zamiast do Madrytu, trafi do Barcelony. Opisał to hiszpański dziennikarz Guillem Balague, autor autobiografii o Ronaldo. Real chciał przebojowego napastnika już w 2007 roku, ale prawdziwe kuszenie zaczęło się kilka miesięcy później. Szefostwo Królewskich wysyłało w świat jasne sygnały, na kim im najbardziej zależy, choćby poprzez wypowiedzi w mediach.

Najgorsze dla sir Aleksa było, że jego as chciał odejść. A skoro wiedział, że nie utrzyma Ronaldo na Old Trafford, postanowił, że jeśli już ma go stracić, to nie na rzecz grającego mu na nosie Realu. A klub z Madrytu był stanie wyłożyć 75 mln euro odstępnego. Jak więc pisał Balague, sir Alex poleciał do Barcelony, aby przekonać władze z Camp Nou do złożenia swojej oferty.

Kilka lat temu hiszpańskie gazety, a za nimi światowe serwisy jakby uzupełniały historię z książki, pisząc o walce o władzę w Barcelonie w 2008 roku. O zdetronizowaniu Joana Laporty myślał jego były współpracownik Sandro Rosell. Sztandarowym pomysłem Rosella było sprowadzenie na Camp Nou Cristiano Ronaldo.

Rok później portugalski gwiazdor zameldował się w Madrycie.

Do niedzielnego El Clasico (godzina 20:45) zagrał przeciwko Barcelonie w 29 meczach, strzelił jej 16 goli. Większość spotkań, bo aż 13 jednak przegrał. Odkąd pojawił się w zespole Królewskich toczył własną wojenkę z katalońską drużyną. A ona z nim.

"Ronaldo jest pijakiem" - krzyczeli o nim katalońscy kibice w lutym 2015 roku, gdy bramkę w meczu z Levante strzelił Leo Messi. Fani pili do imprezy urodzinowej, jaką Ronaldo urządził w ten sam dzień, w którym Real został rozgromiony przez Atletico 4:0.

Wzajemnych szpilek z dwóch stron nie brakowało. Kilka miesięcy później Barcelona świętowała mistrzostwo, a Gerard Pique za tytuł dziękował trenerom, kolegom i Kevinowi Roldanowi. - Od niego wszystko się zaczęło – mówił.

Roldan jest piosenkarzem, który grał na wspomnianej już imprezie u Ronaldo.
To tylko niektóre przykłady. O buczeniu podczas meczów czy gwizdach nie ma nawet co wspominać.

W zeszłym roku, gdy Ronaldo z kolei odbierał Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza na świecie, żałował - puszczając oko - że na gali nie ma nikogo z Barcelony. Drugi w klasyfikacji był Lionel Messi.

Argentyńczyk jest największym i w sumie jedynym rywalem Ronaldo w walce o tytuł najlepszego piłkarza świata. W dzieciństwie Real był jednym z klubów, które się nim zainteresowały. Madrytczykom zabrakło jednak konkretnej decyzji, to Barcelona zaprosiła 13-latka na testy. A on oczarował. Potem, gdy już strzelał gole na Camp Nou, Real trzy razy - według radia Cope, próbował przekonać Messiego do zmiany barw.

Jego, tak jak Ronaldo w barwach Barcelony, trudno sobie wyobrazić w białej koszulce Realu.

Kto jest lepszym piłkarzem

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×