Łukasz Teodorczyk: Nie było i nie będzie akceptacji na wchodzenie z butami w moje życie prywatne

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Popełnił pan w tym sezonie jakiś błąd, którego pan żałuje?

Nie wiem. Proszę powiedzieć, o co chodzi, to odpowiem.

Afera alkoholowa.

Ta sprawa została załatwiona w naszym gronie w kadrze. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jeśli popełniłbym jakiś karygodny czyn, to czy dalej byłbym w tym zespole? A w zespole wciąż jestem, przyjeżdżam na kadrę, jestem do dyspozycji selekcjonera. To teraz ja panu zadam pytanie: dlaczego, skoro sprawa dotyczyła ponoć nie tylko Teodorczyka i Boruca, akurat nasze dwa nazwiska pojawiły się w tekstach? To od razu odpowiem: bo wiadomo, że Teodorczyk i Boruc nie mają za dobrych relacji z dziennikarzami i nawet nie będzie im się chciało prostować, wyjaśniać pewnych rzeczy. Sprawa jest zakończona i więcej o niej rozmawiał nie będę.

Spodziewał się pan, że po przeprowadzce do Brukseli pana kariera aż tak mocno wystrzeli?

Nikt się tego nie spodziewał, nawet ja. W Dynamie nie grałem dużo. Później zastanawiałem się, z czego wynikała moja skuteczność i wysoka forma. Nawet gdy w Kijowie nie dostawałem szans, na treningach nigdy nie zdarzyło mi się odpuścić. Później, gdy trafiłem do Anderlechtu, nie musiałem dzięki temu nadrabiać zaległości, byłem gotowy.

Jest pan kochany przez kibiców w Belgii? Śledząc publikacje w belgijskiej prasie można było odnieść wrażenie, że nikt tam za panem nie przepada.

Czuję ogromne wsparcie. Nawet gdy miałem ostatnio serię meczów bez zdobytego gola, wychodziłem na murawę, a "Teo! Teo!" skandował cały stadion. Bardzo często zdarza się, że wychodząc na miasto kibice do mnie pochodzą, zagadują, proszą o zdjęcia, przekazują podziękowania za grę i wyrazy wsparcia. A to, o czym pan mówi, wynika z faktu, że ludzie na pewne sprawy mogą też patrzeć tylko przez pryzmat mediów i artykułów. Przecież nawet gdy przyjeżdżałem na kadrę inni reprezentanci pytali mnie: jak ci tam jest? Czytaliśmy, chyba jesteś na wylocie, co? A ja tam mam świetne warunki, jestem szanowany, znakomicie się czuję. Chciałbym podziękować kibicom Anderlechtu, że wspierali mnie w tych trudniejszych momentach.

Po okresie, w którym strzelał pan gole jak na zawołanie, zaciął się pan, nie zdobył bramki w kilku kolejnych spotkaniach. Było w panu wiele irytacji, to było widać.

Trudno jest mi to wyjaśnić. Irytowało mnie to o tyle, że wychodziłem na pozycję, potrafiłem się odnaleźć, wszystko robiłem dobrze, a ostateczne i tak nie chciało wpaść. Nie chcę się też tłumaczyć, szukać wymówek, ale końcówka sezonu była dla mnie trudna. Miałem problemy zdrowotne, nie trenowałem, grałem na zastrzykach przeciwbólowych. Miałem nawet myśli o tym, żeby poprosić trenera o przerwę, ale doszliśmy do wniosku, że jestem potrzebny drużynie. Nie chciałem się wyłamywać.

W pewnym momencie stracił pan miejsce w pierwszym składzie.

Miałem problemy z barkiem, odczuwałem ból. Trener postanowił dać mi chwilę odpocząć. Na pewno nie usiadłem na ławce, bo straciłem skuteczność. Zupełnie nie o to chodziło.

Przeciwnicy specjalnie się na pana nastawiali?

Po czterech meczach bez zdobytego gola usiadłem do analizy moich występów razem z trenerami. Dokładnie prześledziliśmy mecze i okazało się, że wszystko robiłem dobrze. Wiadomo, są jeszcze elementy do poprawy, ale ogólnie było OK. Widać było jednak, że przeciwnicy inaczej mnie traktują. Jeden starał się mnie pilnować, inny zawsze go asekurował. Ale dzięki temu moi koledzy mieli więcej miejsca i szans do strzelania goli. I właśnie między innymi dlatego, gdy miałem problemy zdrowotne, trener prosił mnie, żebym wciąż grał, bo drużynie będzie łatwiej. I grałem na zastrzykach przeciwbólowych.

Po sezonie 2016-17 czuje się pan w końcu doceniony jako piłkarz?

Tak, zdecydowanie. To wprawdzie moje czwarte mistrzostwo kraju w karierze, ale pierwszy raz dołożyłem naprawdę dużą cegłę od siebie.

Kręciło się panu w głowie, gdy czytał pan, jakie kluby się panem interesują?

W internecie? W życiu! Z ręką na sercu mówię, że nie czytałem. Z moimi najbliższymi założyliśmy sobie grupę wewnętrzną w sieci, gdzie dyskutujemy na różne tematy. Mój brat wrzucił link to tekstu, że niby chce mnie Sevilla. No, fajnie, super, ale ja nic konkretnego na temat mojej przyszłości nie wiem! Wiadomo, jak to działa. Pisze się o plotkach, być może jakiś zapytaniach… Przede wszystkim przedłużyłem niedawno kontrakt z Anderlechtem, przed nami jest jeszcze mecz kadry. Poprosiłem swojego menedżera o to, żeby odezwał się do mnie w tym temacie tylko wtedy, gdy będzie miał już jakiś konkret, a sytuacja się uspokoi, skończy się sezon. Wrócę z urlopu do klubu i zobaczymy, jak to się poukłada. Na transfer się nie napinam.

Jakie są szanse na to, że opuści pan latem Anderlecht?

Nie chcę mówić o szansach. Jeśli znajdzie się klub, w którym będę się widział, jeśli zostanie mi nakreślona ścieżka rozwoju, jak miało to miejsce w Anderlechcie, rozważę opcje. Ale na pewno nie jest tak, że wystarczy złożyć za mnie ofertę, a ja się odwrócę na pięcie i wyjadę z Brukseli. To nie jest takie proste. Wiadomo, dziś chętnych na moje usługi jest więcej, niż w momencie wyprowadzki z Kijowa, ale teraz możemy sobie co najwyżej pogdybać, czy w grę wchodzą Karaiby, czy Chiny.

Ponoć Anderlecht chce za pana 20 milionów euro.

20? Fajnie, miło. Od razu ciężej na plecach, gdy pojawiają się takie kwoty. Piłka nożna funkcjonuje w taki sposób, że nawet jeśli nastrzelałem goli w pierwszej części sezonu, a później podpisałem nowy kontrakt, to nie mogłem zarzucić nóg na stół i mieć wszystko gdzieś. Sam dla siebie, dla kibiców, dla klubu chciałem jeszcze więcej. A im więcej goli, im większa stawka, tym większa presja. I większe pieniądze. Dla mnie osobiście ważny był ostatni mecz i moje przełamanie. Doszło do nas, że Brugge przegrywa, ale gdybym nie strzelił, mistrzostwo na pewno by tak nie smakowało.

Rozmawiał pan z kimś z Dynama Kijów już po tym, jak zaczął pan strzelać w Anderlechcie?

Z Dynamem mam wiele bardzo dobrych wspomnień, nie chcę mówić nic złego o tym klubie. Po transferze z nikim decyzyjnym tam nie rozmawiałem, ale utrzymuję kontrakt z kilkoma piłkarzami.

Co słychać w kadrze?

Na kadrze bez zmian. Niby nasz status w klubach się zmienia na plus, a fusy w reprezentacji pozostały fusami. Miejsc przy stoliku brakuje, wszyscy chcą z nami siedzieć, karnety wyprzedaliśmy już pół roku wcześniej. Widział pan, jak Kamil Wilczek wyszedł na scenę podczas Gali Ekstraklasy ogłosić jednego z laureatów?

"Ma... Ma..."?

Dokładnie, chciał wprowadzić dramaturgię, trochę inności, a stolik fusów jak zwykle czujny w takich sytuacjach. Ponoć w pierwszych rzędach z emocji aż się spocili! Oj, było po tym wesoło przy naszym stoliku. Oczywiście Kamil śmiał się razem z nami, bo to koleś, który też ma wyostrzony żarcik. I teraz proszę zobaczyć, jest taka atmosfera na kadrze, nie przestajemy się śmiać, a w tym samym momencie wszyscy mają mnie za ponuraka. Inni reprezentanci pytają mnie, co się dzieje, o co chodzi? Piszą o tobie tak, jakbyś był na wylocie z klubu.

Trener Nawałka też o to pyta?

Ale przecież selekcjoner mnie bardzo dobrze zna, obserwuje mnie i moje zachowanie na co dzień podczas zgrupowań już od kilku lat. Ostatnio chłopaki mówili mi, żebym się odniósł do tych wszystkich wydarzeń, plotek, zarzutów. Że warto zaprzeczyć oczywistym rzeczom. Ale co ja się będę do tego odnosił... Po co?

Może dlatego, że jest pan dla dzieciaków wzorem do naśladowania i warto czasem zabrać głos. Albo dlatego, że uciekają panu pieniądze z ewentualnych kontraktów reklamowych.

Być może ma pan rację. Wiadomo, wyraz twarzy mam czasem gniewny, a gdy dołożą sobie do niego wszystkie plotki, to aż strach podchodzić! A przecież mnie nie ma się co bać, bo naprawdę jestem wesołym człowiekiem. Co do pieniędzy - nie wszystko kręci się wokół nich. Gdybym teraz miał kręcić reklamę, to wolałbym wsiąść do samochodu i pojechać odwiedzić mamę. Z drugiej strony gdy zacząłem strzelać gole w Anderlechcie, nikomu jakoś nie przeszkadzało, jaki jestem i jaki mam stosunek do udzielania wywiadów, otwierania się.

Dzięki sezonowi w Anderlechcie czuje pan, że ma mocniejszą pozycję w kadrze?

Na pewno. Trochę goli strzeliłem, zdobyłem mistrzostwo Belgii i tytuł króla strzelców…

Ale ma pan niefart, rywala do gry w ataku reprezentacji, że tak powiem, niekulawego.

Rzeczywiście, fartem tego nazwać nie można. Oczywiście byłoby świetnie, gdybym dostał szansę gry od początku u boku Roberta, ale jeśli trener powie w trakcie meczu, że mam wejść, pomóc drużynie, życzyłbym sobie dać taką zmianę, jak właśnie w Rumunii. Rywal jest trudny, na pewno czeka nas w sobotę trudny mecz i inny niż w Bukareszcie. Rumuni się zamkną, cofną, będzie nam trudniej. Mamy jednak świetny, mocny zespół. Tak mocny, że król strzelców ligi belgijskiej musi się pogodzić z siedzeniem na ławce rezerwowych.

Czytaj inne teksty autora

Czy Łukasz Teodorczyk w przypadku transferu do Anglii poradziłby sobie w Premier League?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×