Marek Wawrzynowski: Zbigniew Boniek uzależniony od konfliktu (felieton)

Zbigniew Boniek wywołał oburzenie, bo odpisał niezbyt sympatycznie publicystce "Gazety Wyborczej". Ten, kto Bońka zna, nie był specjalnie poruszony.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Zbigniew Boniek PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek

Jak on śmiał? Zbigniew Boniek po raz kolejny oburzył pół świata. Tym razem tę połówkę znajdującą się z lewej strony.

Znana publicystka "Gazety Wyborczej", Dominika Wielowieyska, chciała nawiązać do pobicia piłkarzy Legii Warszawa przez chuliganów. Zamiary miała dobre, wyszło tak sobie. "Nasi dobrze grają. Co za ulga. Inaczej Staruch dałby im z liścia. A PZPN jakiś czas dyplomatycznie by milczał, bo po co się wychylać." Boniek odpisał krótko: "Proszę się od nas.... wie Pani co!"

Komentarze są mocne: "Ojej, co za żenada, co za prostak, co za cham, nie spodziewałem się, jak tak można" i tak dalej. Zawsze mnie rozśmiesza, gdy ludzie odkrywają, że Zbigniew Boniek jest Zbigniewem Bońkiem.

Tym bardziej, że tego samego dnia w serwisach internetowych można obejrzeć popis prawdziwego chamstwa i prostactwa w wykonaniu duetu "Rola-Sklepowicz", popularnego po tzw. prawej stronie.

ZOBACZ WIDEO: Michał Kołodziejczyk: Miejsce reprezentacji Polski jest wśród największych drużyn na świecie

Ludzie, którzy dziś są oburzeni jego wpisem, niedawno cieszyli się, gdy Boniek odpisał Ryszardowi Czarneckiemu. Europoseł PiS, znany z częstej zmiany barw i poglądów, jak na pływaka przystało, uznał chyba, że musi napisać wystarczająco mocno, by spodobało się na górze.

"Kiedy trzeba się było uczyć historii, młody towarzysz Timmermans uczył się rosyjskiego" - napisał.

Boniek odparł: "masz rację, ale prawdą jest też to, że Ty wtedy latałeś po piwo panu Lepperowi, ukłony z Danii".

Wszyscy ci, którzy wtedy się cieszyli, dziś są oburzeni. Ci, którzy byli oburzeni, dziś się cieszą. Raz Boniek zjednał sobie czytelników portalu gazeta.pl a raz - wpolityce.pl. Dla każdego coś miłego.

Ostatnio dostał od niego pstryczka poseł Platformy Obywatelskiej, kibic Górnika, kilka tygodni wcześniej poseł PiS, Arkadiusz Mularczyk. Boniek jest Bońkiem. Ma swoje sympatie, ale nie da się przypisać do żadnego obozu, nie będzie koniem w niczyim zaprzęgu.

Kto by nie znał jego kariery, może będzie zaskoczony odzywką do Wielowieyskiej. Jak to możliwe, jak tak można. A przecież Boniek zawsze żywił się konfliktem. To jego olej napędowy. Dzień bez konfliktu, to dzień stracony. Nie wiem, czy był w historii polskiej piłki zawodnik, który był zaangażowany w aż tak wiele wojen.

A wspomnę tylko kilka: konflikt ze Zdzisławem Krzyszkowiakiem, mistrzem olimpijskim z Bydgoszczy. 19-letni wówczas piłkarz, wiekowego pułkownika obraził, albo według wielu relacji - wręcz uderzył w twarz. Musiał się ewakuować z Łodzi. Były też słynne mecze z Lechem Poznań (gdzie opluł trenera rywali) czy Arką Gdynia (gdzie rzucił do kibiców rywali "klaskać teraz chamstwo"), była główna rola w aferze ze szczekaniem na dziennikarzy, była też główna rola w aferze na Okęciu, był słynny "wał" w kierunku trybuny prasowej podczas meczu z Peru i wyczytane z ruchu jego warg: "Pocałujcie mnie wszyscy w dupę".

Jak powiedział Bernard Blaut, były asystent Antoniego Piechniczka: "Kiedy nie było w drużynie Zbyszka Bońka, był spokój. Rogata dusza. Gdzie się pojawiał, coś się działo. Jest tym, który swoją osobowością bardzo silnie oddziałuje na ogólną atmosferę".

A pamiętacie czas Bońka jako selekcjonera? Dziennikarze nie zostawiali na nim suchej nitki, a on odpowiadał: "Nie pozwolę, by krytykowali mnie nieudacznicy i alkoholicy".

Nie chcę tu bronić Bońka na siłę. Każdy, kto czyta moje teksty, wie, że do jego prezesury mam stosunek raczej zdystansowany.

Po prostu uważam, że zdziwienie zachowaniem prezesa, jest wynikiem braku znajomości jego życia. Przecież Boniek, gdyby nie był znanym piłkarzem, byłby pewnie tak zwanym trollem internetowym, który szuka zaczepki, tu zaatakuje, tam "pociśnie". Atakuje wszystkich, w różnej formie. Raz agresywnej, raz zabawowej. Nawet swoich dziennikarzy, a ma ich całą armię, gotowych do poświęceń i wyrzeczeń. Atakuje "opozycyjnych", atakuje neutralnych. Po prostu taki jest. Raz wygrywa, raz przegrywa, raz kogoś przeczołga, raz, jak mawiają twitterowi gimnazjaliści, "zostanie zaorany".

Czasem przesadza. Był powód do oburzenia, gdy napisał niedawno do Karoliny Hytrek-Prosieckiej, rzeczniczki Ekstraklasy S.A.: "Bez przesady, gdy rozmawiamy o piłce, to nam baba niepotrzebna". Było to niezbyt przemyślane, barowe. Wtedy napisałem, że "Boniek nie zmienił się od 40 lat, tyle, że świat się zmienił", na co od razu dostałem od niego wiadomość, że adwokata nie potrzebuje.

A teraz?

Pani Dominika była oburzona i skomentowała: "prezes Boniek sam się zaorał. Ta wulgarna odzywka go kompromituje".

Ojej, mocne słowa. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebna była prowokacja publicystki "GW". A Boniek? Jak na swoje standardy, nic wielkiego nie napisał. Nic wartego aż takiego oburzenia.

Przeczytaj inne teksty autora

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy odzywka Zbigniewa Bońka do Dominiki Wielowieyskiej była nie na miejscu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×