Korespondencja z Neapolu: Arkadiusza Milika bitwa o powrót do miasta chorego na piłkę
- Nie chcę podawać daty. Najważniejsze, aby wrócić na boisko przygotowanym na sto procent - mówi nam Arkadiusz Milik. Wszystko na razie idzie według planu. Piłkarz porusza się bez kul, zaczyna coraz intensywniej ćwiczyć.
To jednak miejsce niesamowite, jakby właścicielowi udało się zamknąć w czterech ścianach ducha neapolitańskiego klubu. Z prawej strony od wejścia - kapliczka ku czci Diego Maradony. Boskiego, natchnionego przez Stwórcę. Diego, który w Neapolu stał się legendą za życia. Bliżej - oprawiona pierwsza strona lokalnej gazety "Il Matino". Wydanie z 10 maja 1987. Pożółkłe, traktowane jak relikwia, bo wciąż głośno krzyczące o zdobytym wówczas przez klub scudetto.
Zdjęcia możesz robić, ale jak kupisz kawę. Ostrzeżenie, że "byłoby bardzo przykro, gdyby z powodu braku zamówienia popsuł ci się aparat" to ponoć nie jest tylko żart.
Akcent polski to DiaboMilik - zdjęcie wiszące tuż przy wejściu do lokalu, obok największych gwiazd klubu. W pozie tu dobrze pamiętanej i uwielbianej: rozłożone ręce, okrzyk radości po golu, uśmiech od ucha do ucha. - To bestia, świetny piłkarz. Czekamy na niego, niech wraca jak najszybciej do zdrowia. Na razie nie ma szczęścia do kontuzji, ale to się zmieni. Na pewno! - mówi nam chłopak stojący za barem.- Będę! - powiedział nam zdecydowanie. To ważna deklaracja, bo w ostatnich tygodniach pojawiało się wiele różnych opinii. Niektórzy wieszczyli mozolną rehabilitację i powrót do grania dopiero tuż przed mistrzostwami.
Piłkarz, który zerwał więzadła krzyżowe przed kilkoma tygodniami, zaszył się w zaciszu swojego domu, kilkadziesiąt kilometrów od Neapolu. Stara się kursować tylko między ośrodkiem treningowym, w miarę potrzeby lekarskim gabinetem i salonem w swoim domu. Całe jego życie kręci się teraz wokół rehabilitacji kolana. Maści, chłodzenie, do tego ćwiczenia na specjalnym urządzeniu poszerzającym zakres zgięcia.
- Najtrudniejszy jest pierwszy miesiąc po operacji. Jeśli to minie, później jest już z górki, bo zaczynają się zajęcia na siłowni, wzmacnianie nogi, wszystko dzieje się w szybszym tempie - mówi Milik.
Równie ważna jest psychika, szczególnie w przypadku zawodnika, który tak poważnej kontuzji doznaje drugi raz na przestrzeni roku. Na szczęście Milik jest w dobrej kondycji psychicznej, również dzięki wsparciu kibiców.
- Chciałbym podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali. Za to, że ze mną byliście, za wszystkie wiadomości, zdjęcia. Miłym dla mnie przeżyciem było, gdy usłyszałem, jak 60 tysięcy ludzi na Stadionie Narodowym skanduje moje imię i nazwisko. Byłem wtedy przed telewizorem, wszystko słyszałem. Fantastyczne uczucie - przyznaje.
Z Neapolu,
Paweł Kapusta
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)