Mogą mi nawet mówić "dziadku" - rozmowa z Orestem Lenczykiem, trenerem Zagłębia Lubin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Decyzja włodarzy Zagłębia Lubin o zatrudnieniu <b>Oresta Lenczyka</b> okazała się strzałem w dziesiątkę. Po objęciu drużyny przez doświadczonego szkoleniowca Miedziowi wygrali pięć meczów z rzędów i są na jak najlepszej drodze do powrotu na boiska ekstraklasy. - <I>Miejsce drużyny w tabeli jest efektem pracy moich dwóch poprzedników. Ja po przyjściu dołożyłem jeszcze swoje doświadczenie -</i> mówi w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl były opiekun m.in. GKS-u Bełchatów i dodaje: - <i> Wychodzę z założenia, że mamy tutaj wielu chłopaków, którzy potrafią dobrze grać w piłkę, więc staram się im nie przeszkadzać.</i>

Mateusz Dębowicz: Przychodząc do Lubina mówił pan, że nie chce być traktowany jako strażak. Coś z niego chyba jednak pan ma, bo pięcioma zwycięstwami z rzędu udało się ugasić pożar po Robercie Jonczyku?

Orest Lenczyk: Miejsce drużyny w tabeli jest efektem pracy moich dwóch poprzedników. Ja po przyjściu dołożyłem jeszcze swoje doświadczenie. Te zwycięstwa są na pewno potrzebne i budujące. Musimy zbierać punkty tak ważne w walce o awans i powrót do ekstraklasy, bo to, co przed rokiem spotkało klub, czyli ta degradacja, na pewno wstrząsnęło Lubinem, ale i całą Polską. Zostało jeszcze pięć meczów, a nam krok po kroku udaje się zbliżać do tego najważniejszego celu dla Zagłębia.

Co pan zmienił w drużynie, że nagle zaskoczyła? To kwestia taktyki, przygotowania mentalnego?

- Wszystkiego po trochę. Przede wszystkim wychodzę z założenia, że mamy tutaj wielu chłopaków, którzy potrafią dobrze grać w piłkę, więc staram się im nie przeszkadzać, a moją rolą jest dobre przygotowanie ich do meczu. Okazało się, że w kolejnych spotkaniach zdaje to egzamin. Muszę jednak podkreślić sporą mobilizację wszystkich zawodników, którzy czy to w trakcie treningów czy meczów są profesjonalistami i bardzo chcą awansować.

Podobno piłkarze mówią na pana "tata". Zresztą po przyjściu do klubu rozmawiał pan indywidualnie z każdym z nich.

- Nie obrażę się nawet jak będą mi mówić "dziadku", ponieważ jestem już potrójnym dziadkiem i mam trzech wnuków. Atmosfera w szatni i moje kontakty z zawodnikami są takie jak powinny być. Jest pewien dystans, ale staram się robić wszystko, żeby każdy piłkarz czuł, że jest potrzebny, czuł że wszystko, co robimy jest też dla niego.

Dał pan tego wyraz wystawiając po raz kolejny Dariusza Jackiewicza. Ten piłkarz ostatnio jest mocno krytykowany przez kibiców za swoją grę.

- Mecz z Odrą nie był jego udanym występem. Ma jednak spore możliwości. Być może dzisiaj boisko nie było jego sprzymierzeńcem. W takim meczu ważne było, żeby nie tylko walczyć, ale i mądrze pograć piłką. Grę na barki wzięli Mateusz Bartczak i Michał Goliński, a wejście Hanzela po przerwie dodatkowo tchnęła nas do gry ofensywnej, a nasze poczynania były uporządkowane.

Na boisku kibice widzieli dzisiaj sporo walki, ale na trybunach panowała pełna zgoda i świetna atmosfera.

- Cieszę się, że brałem udział w takim meczu, gdzie nie było wyzwisk pod adresem drużyny przyjezdnej. Przeżyłem już wiele kontrowersyjnych zachowań kibiców i chciałbym doczekać się czasów, kiedy - szczególnie na Dolnym Śląsku - dwa kluby Śląsk i Zagłębie, które zapisują piłkarską historię tego regionu , będą miały na trybunach taką atmosferą, jaka była w sobotę przy Oleskiej.

Teraz przed wami mecze z Wartą i Motorem. Musicie się chyba na nie szczególnie zmobilizować, żeby tam nie przysnąć tak jak z Odrą w pierwszej połowie.

- Tutaj nie chodzi o jakieś przespanie, ale o to, że gra się tak jak przeciwnik pozwala. Odra od początku walczyła dzisiaj o każdą piłkę i skutecznie nam przeszkadzała. Kolejne mecze będą podobne, tym bardziej, że te zespoły piłkarsko nie są lepsze, ale mecz trwa tylko 90 minut i szczególnie na własnym boisku - gdzie kibice żądają zwycięstw - nie będzie to łatwe zadanie, a tym bardziej trudno będzie wygrać i przy tym grać ładnie. W tej lidze, gdzie spotkanie rozgrywane są teraz co 3 dni, należy patrzeć na stan zawodników. Widzę jak chłopcy wyglądają i teraz na pewno potrzebny będzie jakiś trening regenerujący i wspomagający, aby pomóc nam wygrać. Wiem, że z jednej strony kibice będą oczekiwać zwycięstwa, ale my też zdajemy sobie sprawę z tego, że jego brak z Wartą popsuje dzisiejszy wynik. To przecież nie jest wysoka matematyka, ale zwykły rachunek i tylko punkty na końcu będą się liczyć.

Na boisku w Opolu pojawił się też Łukasz Ganowicz, który przez sześć lat grał przy Oleskiej. W Zagłębiu, gdzie ma kontrakt warunkowy do czerwca, nie jest jednak tak znaczącą postacią. Uważa pan, że powinien zostać w klubie na dłużej?

- Dzisiaj nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Z Odrą wpuściłem go na boisko tylko dlatego, że kartkę dostał Stasiak, który z tego powodu nie wystąpi w najbliższym spotkaniu. Rozważam zastąpienie go w składzie na Wartę właśnie Ganowiczem.

Kontynuując wątek obrońców. Ostatnio w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl Mate Lacic powiedział, że odszedł z Zagłębie tylko z powodu Robert Jończyka i rozważy powrót. Myśli pan, że przydałby się wam taki piłkarz?

- Chwalą go, w szatni również mają o nim dobre zdanie. Sam znam go tylko z meczów ekstraklasy. Najbliższe dni to będzie ten czas, kiedy można myśleć o optymistycznym scenariuszu i zabrać się za preliminarz kadry na najbliższe tygodnie.

Z Lubina jest blisko do Wrocławia, w którym spędził pan sporo czasu. Tam pan między innymi studiował, mieszkał.

- Dodam, że zakochałem się we Wrocławiu, ożeniłem się we Wrocławiu, tu mi się pierwsze dziecko urodziło. Do dziś mam przyjaciół w tym mieście, w którym zresztą mieszka moja siostra. Jak jest się młodym, ma się lat 20,24 to kocha się miasto, w którym się mieszka. Dodatkowo miałem przyjemność być trenerem dobrej, a właściwie bardzo dobrej drużyny, jaką był Śląsk. Także życiowo i zawodowo Wrocław jest dla mnie szczególnym miastem. Nie oznacza to jednak, że nie kocham Lubina, a kocham tylko Wrocław i jeszcze w podtekście Śląsk Wrocław.

Źródło artykułu: