Michał Kołodziejczyk: Duma i charyzma (komentarz)

Trener Legii Dean Klafurić powiedział, że jest dumny ze swoich piłkarzy. Niestety mówił serio. Czas zatrzymać chorwacką tykającą bombę, zanim całkowicie rozsadzi klub od wewnątrz.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Michał Kucharczyk (z lewej) oraz Matus Conka (z prawej) PAP/EPA / JAKUB GAVLAK / Na zdjęciu: Michał Kucharczyk (z lewej) oraz Matus Conka (z prawej)
Michał Kołodziejczyk z Trnawy

Nie wiem czy chorwacki trener z założenia ma dziennikarzy za idiotów, bo nigdy z nim dłużej nie rozmawiałem. Nie wiem czy za idiotów ma tylko kibiców Legii czy w ogóle wszystkich interesujących się piłką nożną. Jego występ na konferencji po meczu w Trnawie, który dla Legii oznaczał pożegnanie z marzeniami o Lidze Mistrzów jeszcze w lipcu, powinien przejść do historii jako jeden z najbardziej absurdalnych.

Duma rozpierała Klafuricia, bo piłkarze walczyli do końca. Bo chociaż tyle rzeczy było przeciwko nim, to się nie poddali. Bo przecież, gdyby zagrali jedenastu na jedenastu to pewnie by wygrali, a że dostali dwie czerwone kartki, to musieli udowadniać swoją męskość niczym Spartanie pod Termopilami. Mieli też dziewięć rzutów rożnych, a rożne mają przecież ci, którzy prowadzą grę i przeważają w meczu.

Okazało się, że Legia przegrała awans do trzeciej rundy kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów jedną minutą w Warszawie, oczywiście tą ostatnią, kiedy straciła gola na 0:2. Przecież skoro w Trnawie wygrała 1:0, to matematyka podpowiadała, że byłyby przynajmniej dogrywki. Najlepszy strzelec ekstraklasy w poprzednim sezonie, sprowadzony do Legii Carlitos, nie rozpoczął meczu od pierwszej minuty tylko z jednego, banalnego powodu - bo taka była decyzja sztabu trenerów. No i zakończmy tym, od czego zaczęła się konferencja po wtorkowym meczu - Klafurić powiedział, że taki jest futbol.

Trener drużyny, której budżet jest większy niż budżet wszystkich klubów słowackiej ligi razem wziętych, cieszył się, że jego piłkarze walczyli do końca, gdy wciąż brakowało im jednego gola, by doprowadzić do dogrywki z anonimowym zespołem złożonym z anonimowych graczy. Trener drużyny, która w przeciwieństwie do ostatnich lat po wywalczeniu mistrzostwa nie tylko się nie osłabiła, ale jeszcze sprowadziła dwóch wyróżniających się napastników, łatwo znajdował wytłumaczenie, dlaczego szykując się do skoku na Ligę Mistrzów w ogóle zapomniała wziąć tyczki.

Jednej z największych kompromitacji ostatnich lat nie da się jednak tak łatwo zakryć pudrem. Chorwacki zaciąg w Legii zepsuł już tak dużo, że trzeba wrzasnąć "dość" i wskazać drogę do drzwi. Jeśli będzie za późno, sypiące się coraz szybciej domino może doprowadzić do katastrofy. Dariusz Mioduski musi spędzić tydzień, by zdjąć ze swoich uszu makaron nawijany przez sztab ludzi, w których ręce oddał klub. Sztab ludzi, których mentorem był pięknie mówiący Romeo Jozak, szykujący z Klafuriciem w Warszawie drugie Dinamo Zagrzeb produkujące zdolną młodzież na pęczki i sprzedające talenty za miliony na Zachód. Sztab szyjący klub na miarę Europy, budujący markę i tłumaczący ciemnemu ludowi czym jest futbol.

Szokujące jest to, jak łatwo można było zaufać piłkarskim anonimom. Ani Jozaka, ani Klafuricia, ani Ivana Kepciji nikt w Polsce wcześniej nie znał, nie mają dobrej marki nawet w Chorwacji, a Chorwacja sama w sobie, chociaż z pachnącym świeżością wicemistrzostwem świata, nie może być stawiana za wzór szkolenia, pracy z młodzieżą i budowania marki. Dinamo Zagrzeb kojarzy się z mafią i machlojkami przy transferach, bagnem w którym taplają się nawet najwięksi chorwaccy piłkarze. Legia miała iść drogą szwajcarskiego Basel, ale zamiast budować powoli i rozsądnie wybrała chorwacką wersją na przełaj przez pole. I utknęła po kolana w miedzy, ze sprowadzonym bałkańskim towarem piłkarskopodobnym.

To symboliczne, że odpadła w eliminacjach eliminacji Ligi Mistrzów po czerwonych kartkach Domagoja Antolicia i Marko Vesovicia, to znaczące, że do płotu oddzielającego trybuny od boiska po meczu podeszli Michał Kucharczyk i Arkadiusz Malarz. To ciekawe, że 35-letni Eduardo, z którym w Warszawie nie przedłużą kontraktu, nie potrafił w Legii strzelić nawet jednego gola. Z wielkich talentów szlifowanych na eksport udało się wypchnąć Michała Kopczyńskiego do Nowej Zelandii oraz zejść z ceny za Michała Pazdana z kilku milionów euro poniżej jednego. Projekt chorwacki jest projektem chorym, nie funkcjonuje, nikogo nie przekonał. Czas go zmienić, eksperyment uznać za wykonany, ale niestety nieudany.

Nie wiem, jak Mioduski mógł dać się tak bardzo nabrać i nie wiem dlaczego zachowuje cierpliwość. To inteligentny człowiek, inwestuje swoje pieniądze i wie, jak smakuje sukces w biznesie. Piłka nożna z biznesem ma jednak niewiele wspólnego, zbyt wiele zależy od ludzkich osobowości, dużo mniej rzeczy da się przewidzieć. A jeśli chodzi o osobowość - dla mnie Klafurić z charyzmą nie minął się nawet na korytarzu. Trener, który jest dumny z piłkarzy po obciachu, u piłkarzy szacunku nie zyska. W piłce nożnej sukcesy są możliwe, gdy jeden skoczy za drugiego w ogień, a wszyscy ciągną wózek w jedną stronę. Piłkarz tępy nie jest, wie kiedy się skompromitował i kiedy słyszy, że jednak wszystko jest w porządku, zaczyna podejrzewać, że tutaj chodzi o coś innego niż piłka.

ZOBACZ WIDEO Dziwna decyzja organizatorów mistrzostw Europy. Hołub-Kowalik: Pierwszy raz jest coś takiego
Czy Legia Warszawa awansuje do fazy grupowej Ligi Europy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×