Mundial 2022. Katar - piłkarscy niewolnicy

Mundial w Katarze ma zbyt wysoką cenę. Zabrane paszporty, niskie płace i fatalne warunki pracy robotników to problemy znacznie większe niż pytania o to, czy nowy stadion przypomina waginę.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Od lat przeciwko wyzyskowi pracowników w Katarze protestują aktywiści na całym świecie jeden happeningów, zorganizowanych pod hasłem Czerwona Kartka Dla FIFA PAP/EPA / ENNIO LEANZA / Od lat przeciwko wyzyskowi pracowników w Katarze protestują aktywiści na całym świecie. Na zdjęciu: jeden happeningów, zorganizowanych pod hasłem Czerwona Kartka Dla FIFA
Michał Kołodziejczyk z Kataru

Zderzak w zderzak za pustym autokarem. To jedyna szansa. Szlaban jest otwarty, bo zbliża się szesnasta i zaraz zacznie się zmiana robotników. Kilka autokarów podjechało już wcześniej, bez zwalniania przy budce strażnika, z krótkim pozdrowieniem od kierowcy. Za mną jadą kolejne autokary i kilka oznakowanych pick-upów - to dobra okazja, bo nikt nie będzie zatrzymywał ruchu w godzinie szczytu przez mojego małego Hyundaia. Nie mam odwagi pozdrowić strażnika, na wszelki wypadek nie szukam z nim kontaktu wzrokowego.

Za bramą budowy stadionu Al-Rayyan jest całkiem kolorowo. Żółte i niebieskie kaski, zielone i pomarańczowe kamizelki, czarne, szare, niebieskie i żółte kombinezony. Kilkuset robotników skończyło właśnie swoją pracę i ustawia się w kolejce. Zdać ubrania, odebrać pokwitowanie i chwilę odpocząć, zanim ustawią się w kolejce do autokarów. Na czterech przystankach trasa do autokarów ustawiona jest jak na zatłoczonym lotnisku. Zamiast taśm wytyczających korytarze, są biało-czerwone bariery znane z budowy dróg.

Nikt się nie przepycha, ale zapełnione pojazdy odjeżdżają błyskawicznie, żeby zrobić miejsce kolejnym. W środku jest w miarę wygodnie, nawet jeśli do miejsca zakwaterowania jedzie się w korkach dwie godziny, można już spać. Widok wyglądających przez okna autokarów robotników w Dausze jest najsmutniejszym w mieście. Zmęczone twarze, oczy bez nadziei. Szyba, która oddziela je od świata białych land-cruiserów z klimatyzacją, jest czymś więcej niż szkłem. To bariera, której nigdy nie przekroczą.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". VAR największym problemem współczesnej piłki? "Mecz z VAR-em i bez to dwie różne dyscypliny sportu"
Praca na kredyt Katar nie przygotowałby mundialu sam, nawet gdyby wszyscy ludzie posiadający paszport katarski ruszyli do fizycznej pracy. 300 tysięcy obywateli najbogatszego kraju na świecie realizuje swoje architektoniczne sny rękoma robotników z krajów przeludnionych i biednych. Mundial tak naprawdę zachwiał panującymi tu od lat relacjami, które w ramach prawa zezwalały na współczesną formę niewolnictwa. Mistrzostwa świata w piłce nożnej spowodowały, że Katar znalazł się pod lupą, chociaż podobne warunki dla taniej siły roboczej panują w całym regionie. Szejkowie mają pieniądze i przywileje, tworzyli społeczeństwo cywilizacyjnie nieprzystosowane do zachodnich standardów. Tyle że nie widzieli w tym nic złego.
Kilkuset robotników skończyło właśnie swoją pracę i ustawia się w kolejce. Zdać ubrania, odebrać pokwitowanie i chwilę odpocząć, zanim ustawią się w kolejce do autokarów. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty Kilkuset robotników skończyło właśnie swoją pracę i ustawia się w kolejce. Zdać ubrania, odebrać pokwitowanie i chwilę odpocząć, zanim ustawią się w kolejce do autokarów. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty
Jeśli mundial może mieć na Katar jakiś wpływ, którego długofalowo gospodarze turnieju będą żałować, to właśnie wymuszonych zmian w przepisach pracy, albo przynajmniej wysokich kosztów białych rękawiczek, które trzeba było założyć na ostatnie lata przygotowań do turnieju. Setki kontroli i alarmów wszczynanych przez światowe organizacje walczące z wyzyskiem ludzi absolutnie nie wpisały się w misję "budowania wizerunku narodu", który mistrzostwa świata miały wprowadzić na wyższy poziom.

Wizerunek Kataru runął z hukiem. Gospodarze mogli mieć w planach mundial nowoczesny, ekologiczny, budowany rozsądnie i przydatny społeczeństwu po zakończeniu turnieju. Okazało się jednak, że cena jego przygotowania jest zbyt wysoka, bo liczona ludzkim życiem.

Raporty były i są szokujące. W Katarze pracuje około dwóch milionów imigrantów, głównie z Nepalu, Bangladeszu, Sri Lanki, Indii, Filipin i Pakistanu. 800 tysięcy z nich zatrudnionych jest na wielkich budowach, z czego - według oficjalnych danych - 28 tysięcy przy budowie stadionów. Mieszkają w specjalnych "miastach pracy" - obozach zbudowanych z baraków i rozmieszczonych w odległości nawet 70 kilometrów od Dauhy, gdzie gnieżdżą się po kilkunastu w jednym pomieszczeniu. Pracują w nieludzkich warunkach, przy temperaturze przekraczającej latem 50 stopni Celsjusza, a do tego nie mogą z pracy zrezygnować.

Wielbłądem na mundial - Czytaj kolejny reportaż z Kataru

Do 2016 roku w Katarze funkcjonował system "Kafala", zrzucający odpowiedzialność z władz kraju za wszelkie sprawy związane z funkcjonowaniem taniej siły roboczej na pośredników, tak zwanych sponsorów. Nasser Beydoun, amerykańsko-arabski biznesmen, określił sytuację robotników w Katarze najdobitniej: "To współczesna forma niewolnictwa wykonywana przez imigrantów dla lokalnej władzy. Katar zwyczajnie posiada tych ludzi" - powiedział.
Raporty były i są szokujące. W Katarze pracuje około dwóch milionów imigrantów, głównie z Nepalu, Bangladeszu, Sri Lanki, Indii, Filipin i Pakistanu. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty Raporty były i są szokujące. W Katarze pracuje około dwóch milionów imigrantów, głównie z Nepalu, Bangladeszu, Sri Lanki, Indii, Filipin i Pakistanu. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty
Sponsor tanią siłę roboczą najpierw rekrutował. Za załatwienie kilkuletniego kontraktu pobierał trzy, cztery tysiące funtów prowizji, na które chętni podjęcia pracy najczęściej zapożyczali się u rodziny, a nawet sprzedawali ziemię i domy. Według Amnesty International nielegalną opłatą objętych zostało aż 88 procent pracowników, którzy do Kataru przylecieli z Nepalu.

Sponsor zobowiązywał się pokryć koszty przelotu, zakwaterowania i wyżywienia. Gwarantował wynagrodzenie około 200-300 dolarów miesięcznie. Po przylocie do Dauhy rzeczywistość wymierzała jednak kolejne bolesne ciosy i nie miała nic wspólnego z obietnicami. Liczne raporty potwierdziły, że robotnikom zabierane były dokumenty, nie mogli zmienić pracy w Katarze na inną, bo związani byli umową z pośrednikami. Nie mogli też kraju opuścić. Najczęściej, zobowiązani pożyczkami zaciągniętymi we własnych krajach, godzili się na wszystko - pracę w upale, niższe wynagrodzenie, na które czasami i tak czekali miesiącami, oraz na fatalne wyżywienie i warunki mieszkaniowe.

Prognozy z limitem

Na budowie Al-Rayyan kolorowe są tylko kaski i kamizelki, rzeczywistość jest ponura. Twarze robotników wyłaniają się z wielkiej chmury kurzu. Twarze to za dużo powiedziane - widać oczy, resztę zasłaniają chustki i maski. Kilkaset metrów od bramy wjazdowej zaczynają się baraki. Na zewnątrz do ścian budynków z toaletami przyczepionych jest kilka metalowych zlewów. Jest też biuro bezpieczeństwa i trzy pomieszczenia służące do odpoczynku. Żadnych mebli, ani działającej klimatyzacji. Robotnicy w kaskach wykończeni leżą pod ścianami, niektórzy rozmawiają. Smród potu i brudu wierci w nosie.

Nikt nie zwracał na mnie uwagi, chociaż wszędzie pełno było znaków o obowiązku noszenia odzieży ochronnej. Wszyscy tylko się przypatrywali, bez reakcji. Z robotnikami nie można zbyt długo rozmawiać - zagadywani odpowiadają formułkami o tym, że praca jest dobra, życie jest dobre, a jedzenie jest dobre. I że cieszą się, że mogą tutaj zarabiać. Zarabiają około 750 riali miesięcznie, katarski rial przelicza się na polskie złote niemal dokładnie jeden do jednego. Niektórzy wysyłają całość zarobionych pieniędzy do swoich rodzin - po trzech latach pracy bywa, że wystarcza to nie tylko na spłatę długu, ale też na zbudowanie domu dla rodziny.
Żadnych mebli, ani działającej klimatyzacji. Robotnicy w kaskach wykończeni leżą pod ścianami, niektórzy rozmawiają. Smród potu i brudu wierci w nosie. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty Żadnych mebli, ani działającej klimatyzacji. Robotnicy w kaskach wykończeni leżą pod ścianami, niektórzy rozmawiają. Smród potu i brudu wierci w nosie. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty
Ci, którzy wysyłają mniej, tłumaczą, że to dlatego, że palą. Pieniądze wydawane na papierosy to ich jedyne wydatki. Nie widzą w Dausze niczego, znają jedną trasę: z miasteczka pracy na budowę i z powrotem. W dni wolne mają siłę tylko leżeć. Teraz w trakcie pracy nie ma jeszcze upałów. Latem, nawet kiedy będzie powyżej 50 stopni Celsjusza, lokalne media będą informować o maksymalnie 49. Nowe prawo zabrania pracy w większym upale.

Nie ma żadnych szans, by odwiedzić ich w miejscu zamieszkania, bo te po dziennikarskich śledztwach "Guardiana", "Sunday Times" czy BBC są chronione szczelniej niż obiekty przygotowywane na mundial. Budowę stadionu Al-Rayyan zwiedzam jednak dość dokładnie, zatrzymuje mnie dopiero dwóch czarnoskórych pracowników ochrony, kiedy podchodzę zbyt blisko bramy prowadzącej na miejsce, w którym będzie boisko. Pytam o biuro - są mili i uprzejmi, mówią mi, że pomyliłem drogę, bo jest przy samym wejściu i muszę zawrócić. Wsiadam w samochód - trzysta metrów od stadionu stoi luksusowe centrum handlowe "Mall of Qatar". Kawa kosztuje 25 złotych.

Miasteczko na pokaz

Oficjalnych danych o ofiarach nie ma, albo są zupełnie niemiarodajne, a w zachodnich mediach trwa wyścig, kto da więcej. - Gdybyśmy mieli zachować minutę ciszy na każdą śmierć pracownika na budowie stadionów na mundial, trzeba byłoby poprzedzić nią już 44 mecze - powiedział pół roku temu Hans-Christian Gabrielsen, lider Norweskiej Konfederacji Związków Zawodowych.

Wcześniejsze informacje były dużo bardziej szokujące - według nieoficjalnych danych na budowach związanych z samym mundialem co dwa dni ginie człowiek. Według raportu Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych (ITUC) z 2015 roku życie w Katarze straciło ponad 700 Hindusów i 400 Nepalczyków. Według wyliczeń tej organizacji do pierwszego gwizdka turnieju zginąć może nawet cztery tysiące ludzi - chociaż w tym przypadku nie chodzi o ofiary śmiertelne na budowach bezpośrednio związanych z mundialem. W większości przypadków władze Kataru nie przeprowadzają śledztwa, wypadki śmiertelne stanowią jedynie drobną część zgonów - większość jest niewyjaśniona, ale bardzo często odnotowuje się zawały serca związane z pracą przy bardzo wysokich temperaturach.

System "Kafala" teoretycznie jest w Katarze zabroniony od 13 grudnia 2016 roku. Nowe prawo zezwala na zmianę pracodawcy już po przylocie do kraju, ułatwia także powrót do ojczyzny tym, którzy rozczarowani są warunkami, jakie zastali. Amnesty International określiła jednak wprowadzone zmiany jako niewystarczające i pozostawiające robotników na łasce wykorzystujących ich pracodawców. Zmieniły się też warunki zakwaterowania, ale relacje robotników znacząco różnią się od tego, co pokazuje się kontrolerom. W miasteczku w Lusail, które można zobaczyć na wielu zdjęciach z zachodnich mediów, funkcjonuje siłownia, boisko do koszykówki, sala komputerowa z internetem, a nawet centrum medyczne. Ale wiele wskazuje na to, że to raczej potiomkinowska wioska.

Nie można powiedzieć, że Katar niczego w kwestii robotników nie zmienia. Niczego nie zmieniała tylko FIFA - zadowolona z podpisanych kontraktów i odcinająca się od problemów organizatora. Tak naprawdę mundial, chociaż stało się to o wiele za późno, może mieć wpływ na poprawę warunków pracy w Katarze na długie lata. Już teraz niektórzy robotnicy żalą się, jeśli nie pracują na budowach związanych z mistrzostwami świata. Oczy świata zwrócone są teraz na stadiony i to pracujących właśnie tam pracowników traktuje się lepiej niż tych, którzy budują na przykład metro.
Nie można powiedzieć, że Katar niczego w kwestii robotników nie zmienia. Niczego nie zmieniała tylko FIFA - zadowolona z podpisanych kontraktów i odcinająca się od problemów organizatora. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty Nie można powiedzieć, że Katar niczego w kwestii robotników nie zmienia. Niczego nie zmieniała tylko FIFA - zadowolona z podpisanych kontraktów i odcinająca się od problemów organizatora. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty
John Davies z Supreme Committee for Delivery & Legacy - komitetu odpowiedzialnego za przygotowanie mundialu, z którym spotykam się w ekskluzywnej Al-Bidda Tower pytany o robotników prezentuje liczby. Oczywiście imponujące. Do tej pory przy obiektach sportowych przepracowano 150 milionów roboczogodzin, budowy przeszły dokładnie 3852 kontrole. Stworzono listę wielu dokumentów, których przestrzeganie ma poprawić wizerunek Kataru jako pracodawcy. To setki stron o opiece medycznej, zakwaterowaniu, a nawet o specjalnej odzieży chłodzącej, jaką ostatnio testują pracownicy.

W 2017 roku sprawdzono stan zdrowia 12 tysięcy robotników, niemal połowy zatrudnionych - stu zakwalifikowano do dalszego leczenia. Tysiąc pracowników przeszło przez projekt mający pomóc w zbudowaniu norm gwarantujących odpowiednie odżywianie, rozdano trzy i pół tysiąca kamizelek chłodzących, a stu dwudziestu mężczyzn na budowie stadionu w Lusail testowało unikatowe uniformy zapewniające odczuwanie temperatury o dziesięć stopni niższej, niż jest w rzeczywistości. Z powodu upałów "zamknięto" także 255 godzin roboczogodzin - wszystkie w okresie letnim między 11.30 a 15.

Przepisy mówią o wszystkim, co dotyczy robotników. Gwarantują im terminowość wypłat, wielkość i standard pokoju, w jakim mieszkają, określają stawki za nadgodziny. Na stronie internetowej opisującej warunki pracy, jakie gwarantuje organizator turnieju, znajduje się informacja, że od 2016 roku Katar współpracuje z Human Right Watch, Amnesty International, Building and Wood Workers International, Engineers Against Poverty, Humanity Unites i International Labour Organization. Robotnicy przechodzą serię szkoleń, a każdy wypadek po przeprowadzonym śledztwie musi być raportowany.

W listopadzie ubiegłego roku poinformowano o 512 audytach i 2048 godzinach spędzonych na edukacji mającej zapewnić większe bezpieczeństwo na placach budowy. W tym samym miesiącu ogłoszono, że wskaźnik wypadków na budowach związanych z mundialem wyniósł 0,04 na 10 000 tysięcy robotników. "W Zjednoczonym Królestwie wynosi on 0,07" - poinformowali Katarczycy. O tych, którzy twierdzą i piszą co innego, mówi się po cichu, że to złe języki.

Stadion weselny

Davies oprowadza mnie po pawilonie promującym turniej. Zajmuje całe piętro Al-Bidda Tower - przez godzinę robi się jedno okrążenie, od drzwi wejściowych do wyjściowych. Pawilon wygląda jak pokój operacji specjalnych na filmach o przyszłości, gdzie planowany jest kontratak na kosmitów. John wszystkim steruje ze swojego iPada, pokazuje filmy o radości na ulicach po wywalczeniu przez piłkarzy dwa miesiące temu pierwszego w historii Pucharu Azji, pokazuje zdjęcia sprzed lat, kiedy zamiast wieżowców w Dausze stało kilka parterowych budynków i namioty, a zamiast jeżdżących po ulicach land-cruiserów widać było wielbłądy.

Są wspomnienia z pierwszych meczów i imponująca linia czasu ostatnich dwóch dekad, kiedy Katar organizował wiele znaczących imprez. Na kilkukilometrowym nadmorskim deptaku, pięć minut od Al-Biddy, ciągle stoi gigantyczna maskotka oryx o imieniu "Orry" z igrzysk azjatyckich z 2006 roku czy zbudowane z setek małych piłeczek logo mistrzostw świata w piłce ręcznej z 2015 roku, kiedy gospodarze przegrali dopiero w finale. Wkrótce stanie tam sokół Falah, symbol lekkoatletycznych mistrzostw świata, które odbędą się w Katarze na przełomie września i października tego roku. W Dausze regularnie rozgrywa się także świetnie obsadzone turnieje tenisowe i wyścigi motocyklowe na torze pod Lusail.
 Na kilkukilometrowym nadmorskim deptaku, pięć minut od Al-Biddy, ciągle stoi gigantyczna maskotka oryx o imieniu Na kilkukilometrowym nadmorskim deptaku, pięć minut od Al-Biddy, ciągle stoi gigantyczna maskotka oryx o imieniu "Orry" z igrzysk azjatyckich z 2006 roku. Fot. Michał Kołodziejczyk/WP SportoweFakty
Mundial w Katarze zostanie rozegrany na ośmiu stadionach, ale tylko jeden z nich nie zmieni się po turnieju. Stadion Khalifa znajdujący się przy szkolącej sportowców z całego świata akademii Aspire może pomieścić 40 tysięcy widzów i jest już gotowy, jego uroczyste otwarcie nastąpiło dwa lata temu. - Ten obiekt po mundialu zostanie nietknięty, bo jest ważny dla całego sportu w Katarze, ludzie czują się z nim związani. Pojemność pięciu innych zostanie zmniejszona mniej więcej o połowę, na jednym, w Lusail, trybuny zostaną całkowicie usunięte, a inny z obiektów, dzięki modułowej budowie z kontenerowców po turnieju zostanie całkowicie rozebrany - opowiada Davies.

Anita Włodarczyk: Większość mi zazdrości - Czytaj więcej

Stoimy przy wielkim elektronicznym stole, na którym migające kontrolki pokazują gotowe obiekty, centra treningowe, budowaną sieć komunikacji miejskiej. Wszystko wygląda jak w sztabie kryzysowym, ale w spokojnym czasie, kiedy wszystko jest pod kontrolą. Projekty stadionów na mistrzostwa świata zmuszają do przytrzymywania opadającej szczęki, wszystkie są przemyślane, ekologiczne i tak nowoczesne, że przerastają oczekiwania. To ten typ budowli, w których nie marnuje się kropla deszczówki i wykorzystywany jest każdy promień słońca. Katar nauczony przykładami Brazylii czy RPA, gdzie wiele stadionów po mundialach stoi pustych, niszczeje, a lokalna społeczność wciąż spłaca kredyty zaciągnięte na ich budowę, poszedł inną drogą. W Dausze i okolicach zachowane zostaną tylko bryły obiektów. Ich przestrzeń zostanie później zagospodarowana w ten sposób, by służyć Katarczykom przez lata.

- Pytaliśmy lokalnych społeczności, czego najbardziej im brakuje w okolicy. Przy większości stadionów powstaną obiekty, na których będzie można uprawiać sport, ale będą też centra edukacyjne, sklepy, przychodnie lekarskie. Przy stadionie Al Thumama powstanie za to wielka sala weselna, bo z badań wyszło nam, że najbliższa znajduje się kilkanaście kilometrów dalej - opowiada Davies.

Stadiony nawiązują stylistyką do katarskich i arabskich tradycji. Ten w Al-Wakrze kształtem przypomina tradycyjną arabską łódź, a zaprojektowany został przez słynną architektkę Zahę Hadid. Łódź łodzią, ale sześć lat temu Hadid musiała się tłumaczyć, czy obiekt aby na pewno ma nie przypominać waginy i czy architektce nie chodziło o to, by zwrócić uwagę na sytuację kobiet na Bliskim Wschodzie. Stadion Al Thumama kontrowersji już nie budzi i rzeczywiście z zewnątrz wyglądać będzie jak tradycyjne arabskie, męskie nakrycie głowy. Al Bayt przypomina za to beduiński namiot. Miejsce, gdzie rozegrany zostanie finał - Lusail Stadium, po turnieju zostanie całkowicie pozbawione trybun i przerobione między innymi na szpital i szkoły, a zbudowany przy porcie stadion Abu Aboud zniknie z mapy pół roku po mistrzostwach świata.

Stadion w Al Wakrze miał przypominać... waginę. Projektantka musiała się z tego tłumaczyć. Fot Ramil Sitdikov / Sputnik/ EastNews Stadion w Al Wakrze miał przypominać... waginę. Projektantka musiała się z tego tłumaczyć. Fot Ramil Sitdikov / Sputnik/ EastNews
- Powstanie z morskich kontenerowców, które przypłyną statkami, a później zostaną na statki załadowane z powrotem. Górne części trybun, które będą zdemontowane na pozostałych obiektach, organizatorzy turnieju planują wysłać do krajów, w których brakuje odpowiedniej infrastruktury sportowej. To jest właśnie to dziedzictwo, które mamy w nazwie. Ten mundial ma odcisnąć piętno nie tylko na Katarze, ale na całym świecie - mówi Davies.

Sztuczna perła

Ostatnia sala w pawilonie to panoramiczne kino. Siedzę w nim sam, w pierwszym rzędzie, głowa kursuje mi od lewej do prawej i z powrotem, jakbym oglądał mecz w ping-ponga. Na wielkiej mapie Dauhy i okolic pojawiają się kolejne kropki. Trudno mi to sobie wszystko wyobrazić pamiętając zainteresowanie, jakim podczas trzech ostatnich mundiali cieszyły się nawet otwarte treningi i centra pobytowe poszczególnych reprezentacji. W Katarze 32 drużyny zlokalizowane zostaną obok siebie, najlepsza od najsłabszej reprezentacji będzie miała do siebie mniej kilometrów niż jest miejsc dzielących je w rankingu FIFA. Organizatorzy nie mogą nachwalić się takiego rozwiązania. Po raz pierwszy w historii wszystkie ekipy będą miały takie same warunki klimatyczne i nie będą tracić na dojazdy pomiędzy meczami.

Imponujące są też rysujące się na mapie trzy kreski z trzydziestoma siedmioma kropkami. Miasto i okolice skomunikuje metro, którego wcześniej w Dausze nie było. Linie czerwona, zielona i złota połączą ze sobą pięć stadionów, do trzech pozostałych kursować będą wahadłowe autobusy, ale to już będą naprawdę bliskie odległości. Metro obsługiwane będzie przez sto dziesięć bezzałogowych pociągów, które kursować będą z prędkością do stu kilometrów na godzinę. Wagony metra będą miały trzy kategorie. Poza standardową, będzie też rodzinna - czyli dla kobiet, w Katarze wszystko, gdzie wstęp mają kobiety, nazywa się "rodzinne" - oraz gold. Gold na filmach promocyjnych przypomina klasę biznes w samolotach. Tylko kilkanaście foteli na wagon, oparcia i luksus. Metro będzie gotowe już w przyszłym roku, teraz jak grzyby po deszczu w całym mieście wyrastają przeszklone stacje w kolorze piaskowca.

Nie tylko metro jest na końcowym etapie budowy, wszystkie stadiony na mundial powstaną na wiele miesięcy przed turniejem, każdego dnia otwiera się też kolejne fragmenty nowej sieci autostrad. Teraz poruszanie się po Dausze bez samochodu nie ma sensu - istnieją pomalowane na seledynowo taksówki i linie autokarowe miejskiej sieci "Karwa", ale nie można powiedzieć, że cała aglomeracja jest skomunikowana na tyle dobrze, by można było zrezygnować z własnego land-cruisera.

Porównania z samochodami na ulicach Dauhy nie wytrzymuje żadne europejskie miasto, z Monaco włącznie. Lamborghini Urus za półtora miliona złotych, najdroższe Lexsusy, Nissany Patrole, Mercedesy i Porsche - wszystko w najdroższych wersjach, wiele na zamówienie. Silniki tak wielkie, jak przewiduje katalog producenta. Ceny benzyny nie podaje się tu w litrach, ale przelicza na baki. Mojego Hyundaia, który był tak mały, że w korkach mógłbym próbować zmieścić się pod innymi samochodami, tankowałem do pełna dwa razy, kosztowało mnie to 130 złotych.

W Dausze piesi są mile widziani, ale w parkach, centrach kultury, przy muzeach i na Al Corniche - nadmorskiej promenadzie. Ze względu na klimat niemalże nie istnieją drogi rowerowe, bo przez większość roku jest tak upalnie, że nikt z nich nie korzysta. W nowoczesnych dzielnicach mieszkaniowych - jak w The Pearl, usypanej na sztucznych wyspach na północ od Dauhy, gdzie zamieszkują bogaci imigranci, czasami trudno znaleźć bezpieczny chodnik. Do mieszkań się przyjeżdża i parkuje w garażach, chodzenie poza sekcjami restauracyjnymi widocznie jest przereklamowane.

The Pearl nawiązuje nazwą do tego, z czego słynęli Katarczycy, zanim odkryli potężne złoża ropy i przede wszystkim gazu. Kiczowaty pomnik perły, którą wyławiali, a później sprzedawali na cały świat, stoi w samym centrum miasta, a osiedle o tej nazwie jest jedynym miejscem, w którym obcokrajowiec może kupić mieszkanie na własność. To w końcu sztuczna ziemia - tej prawdziwej, katarskiej, jest tak mało, że musi pozostać w rękach miejscowych.

---

W piątek przeczytasz o:

- Największej akademii dla sportowców na świecie, która powstała na pustyni
- Sprowadzaniu najzdolniejszych piłkarzy z całego świata
- Budowaniu katarskiej reprezentacji na mundial
- Klimatyzowanej ulicy bez dachu i weneckich gondolach w centrach handlowych

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×