Krzysztof Sędzicki: Gole strzelaliśmy tylko Tahiti. Fakt, nie opinia. To nie wina piłkarzy (komentarz)

Mistrzostwa świata w Polsce już bez Biało-Czerwonych. Gole potrafiliśmy strzelić tylko półamatorskiej drużynie, co pozwoliło wyjść z grupy i zrealizować cel minimum. Czyją winą jest tak niski poziom? Na pewno nie piłkarzy.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
reprezentacja Polski do lat 20 Getty Images / Kevin C. Cox - FIFA / Na zdjęciu: reprezentacja Polski do lat 20
O tym, że mundial rozgrywany będzie w Polsce, dowiedzieliśmy się na nieco ponad rok przed imprezą. Kilkanaście miesięcy na to, by przygotować nie tylko miasta i stadiony, ale też zespół. Tę misję powierzono Jackowi Magierze - fachowcowi, jakich mało w kraju. Człowiek z autorytetem przede wszystkim wśród piłkarzy, ale również wśród kibiców i dziennikarzy. Nawet gdy w prostych słowach przedstawiał plan działań reprezentacji, brzmiał on bardzo fachowo.

Gdy we wrześniu reprezentacja Polski U-20 spotkała się po raz pierwszy na zgrupowaniu i została obita w Łodzi przez Włochów 0:3, już pojawiła się kwestia pt. "mało czasu, a pracy dużo".

Czytaj też: Sebastian Walukiewicz: Mecz z Włochami zostanie nam w głowach

- To jest specyfika pracy reprezentacyjnej. Mamy około 260 dni. W tym czasie drużyna będzie mogła tylko trzydzieści razy spotkać się na boisku i rozegra siedem meczów. Bardzo ważna jest świadomość, aby nie myśleli o mundialu po Nowym Roku, ale już dziś. Dochodzi do tego przygotowanie fizyczne, mentalne, taktyczne i techniczne. Ono musi być na poziomie - mówił trener Magiera we wrześniu.

ZOBACZ WIDEO El. ME 2020. Reprezentacja Polski krytykowana za styl. Mateusz Klich: Nie da się zadowolić wszystkich

Miesiąc później usłyszeliśmy taką wypowiedź:

- Najistotniejszy będzie czas po listopadzie, kiedy do kolejnego zgrupowania w marcu pozostanie ponad 120 dni. Oni muszą być świadomi, że przygotowują się do tego, jak będą wyglądać na mistrzostwach świata. Liga kończy się 19 maja, a 23 maja mamy już pierwszy mecz. Nie zbudujemy tutaj tego, na co pracuje się 2-3 miesiące w klubach.

Pełna zgoda. Dlatego trudno mieć pretensję do zawodników o to, że momentami się nie rozumieli na boisku. Spojrzałem na powołania dla zawodników z reprezentacji do lat 19 z marca 2018 roku. Widniało w tej kadrze dziewięciu piłkarzy, którzy powołani zostali na mundial w Polsce. A więc tak naprawdę powstała zupełnie nowa drużyna. W takim kształcie kadra odbyła zaledwie kilkanaście treningów.

Cały czas zastanawiam się, jaką rangę ma (czy też raczej teraz już: "miał") mundial do lat 20 dla PZPN. Z jednej strony słyszymy dumną narrację, że "otrzymaliśmy prawo organizacji drugiej największej piłkarskiej imprezy na świecie". To rzeczywiście daje się odczuć, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba za każdym razem okrążyć niektóre stadiony w całości, żeby się na nie dostać. To jeszcze zrozumiem, względy bezpieczeństwa.

Ale skoro to była impreza tak istotna, dlaczego piłkarze stawiają się na niej dopiero na trzy dni przed pierwszym meczem? Tak traktujemy imprezę priorytetową? Rozgrywki ligowe i tak musiały zostać skrócone, aby Lotto Ekstraklasa, Fortuna I Liga i II liga skończyły się przed rozpoczęciem mistrzostw świata. Lecz okazało się, że i tak czasu było mało. Nawet za mało, co pokazał mecz z Kolumbią. Względem tego, co zagraliśmy z Włochami w 1/8 finału, przynajmniej dwie klasy różnicy.

To tylko pokazuje, że gdyby ten zespół spędził ze sobą choćby tydzień więcej, mógłby wypaść dużo lepiej na - podobno - "imprezie docelowej". Szkoda, że to, co zostało wypracowane tak szybko i tak intensywnie, teraz właściwie idzie w zapomnienie, bo tej kadry w takim kształcie już nie będzie. Trener Magiera kończy pracę i jak sam powiedział: "dla niektórych zawodników był to ostatni występ w reprezentacji Polski".

Z tym nikt nie dyskutuje, bo takie są realia. Ale warto spojrzeć, skąd trzeba było brać piłkarzy do kadry U-20.



Odnoszę wrażenie, że zawodnik, który ma 19-20 lat w Polsce wciąż jeszcze traktowany jest jak "stary junior", a nie jak "młody senior". Dla tych piłkarzy mistrzostwa świata to była impreza życia. Wielu z nich pierwszy raz wychodziło na boisko przy kilkunastu tysiącach widzów i grało przy gorącym dopingu kibiców (w Łodzi, w Gdyni na trybunach było znacznie spokojniej).

Gdy codziennie spotykaliśmy się z piłkarzami w centrum prasowym w Łodzi, często widzieliśmy na twarzach stres związany choćby z zainteresowaniem medialnym. To dla tych graczy bezcenna lekcja profesjonalnego futbolu, której nigdy wcześniej (poza kilkoma wyjątkami) nie zaznali. A że bardzo pragnęli zwyciężać, widzieliśmy po ich reakcji na porażkę z Włochami. Padli na murawę, a w strefie mieszanej byli przybici. Wiedzieli, że brakowało niewiele i że rywal był osiągalny.

Czytaj też: Jacek Magiera: Zabrakło cwaniactwa, jakości i wykończenia

Dlatego jestem zwolennikiem przepisu o przynajmniej jednym młodzieżowcu na boisku w Lotto Ekstraklasie, który wchodzi w życie z nowym sezonem. Oczywiście menadżerowie takich piłkarzy już zacierają ręce, bo to wpływa na ich wartość. Ale właśnie gdzie jak nie na najwyższym poziomie rozgrywkowym w kraju zdobywać to doświadczenie? Przynajmniej medialne, bo jak ma się poziom sportowy do tego, pokazali nam Senegalczycy i Kolumbijczycy w grupie.

Czy rozgrywki ligowe w Polsce, ze względu na MŚ U-20, powinny skończyć się wcześniej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×