Jacek Krzynówek: Piłka uratowała mi życie

Ta gra jest jak sen. Mija bardzo szybko i budzisz się sam, bez ludzi, którzy zawsze chcieli ci pomóc - opowiada 96-krotny reprezentant Polski w piłce nożnej.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Jacek Krzynówek Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA / Na zdjęciu: Jacek Krzynówek

Michał Kołodziejczyk, WP SportoweFakty: Cztery mecze, cztery zwycięstwa. Reprezentacja Polski rozpoczęła eliminacje do Euro 2020 tak, że lepiej nie można.

Jacek Krzynówek, były reprezentant Polski: Jeśli patrzy się tylko na punkty i brak straconych goli, to jak najbardziej. No i w końcu trafił nam się pierwszy taki czerwiec w historii eliminacji, kiedy potrafiliśmy wygrać dwa mecze.

A pan patrzy tylko na punkty i brak straconych goli?

Patrzę ogólnie i widzę popadanie ze skrajności w skrajność w ocenach. Mecz z Macedonią Północną był bardzo słaby, trudno było o jakiekolwiek optymistyczne wnioski, ale liczą się punkty, bo o stylu za miesiąc już nikt nie będzie pamiętał. Najważniejsze, że udało się wygrać - to pokazało także wielkość naszej drużyny, która potrafiła wywieźć dobry rezultat z trudnego terenu, kiedy gra w ogóle się nie układała. Z Izraelem było już zupełnie inaczej. Nie chcę powiedzieć, że 4:0 w Warszawie jest dużym zaskoczeniem, ale kibice dostali to, na co liczyli. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ludzie przyzwyczajają się do dobrych rzeczy, a Polska w eliminacjach na własnym stadionie jest w ostatnim czasie bezbłędna. Zalecam jednak rozsądek zarówno w chwaleniu, jak i narzekaniu na kadrę. Jest nowy trener, trzeba mu dać trochę czasu, żeby pewne rzeczy poprawił, inne pozmieniał, żeby dokładnie wytłumaczył zawodnikom, o co mu chodzi. Taki mecz, jak z Izraelem, na pewno był mu potrzebny.

ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Polska - Izrael. Jerzy Brzęczek odgryzł się dziennikarzom. "Zawsze mówi to, co ma na sercu"

Nowy trener? Przecież Jerzy Brzęczek zaraz będzie świętował rocznicę pracy jako selekcjoner.

I nadal potrzebuje czasu. Nie da się wszystkiego zbudować w pięć minut. Nie jesteśmy Brazylią, nie wywalimy nagle jedenastu piłkarzy, by wziąć innych, równie dobrych. Wszystko musi się dotrzeć, aż w końcu zacznie działać jak w zegarku. Piłkarze muszą nauczyć się nowego sztabu, nowych metod, nie da się tego zbudować z dnia na dzień. Po mundialu wszyscy nasi gracze znaleźli się w dołku - i psychicznym, i fizycznym. Nawet Robert Lewandowski potrzebował kilku tygodni, żeby wejść na swój poziom i znowu regularnie strzelać gole w Bayernie Monachium. Piłka nożna nie funkcjonuje tak, że jeśli dziś jest zły dzień, to jutro wstajemy, licząc na to, że będzie dobry. Potrzeba dużo cierpliwości i ciężkiej pracy. Na tym kadrowicze muszą się teraz koncentrować.

To jest już drużyna Brzęczka?

Zespół buduje się od tyłu i to nie jest przypadek, że w czterech meczach eliminacyjnych ta kadra nie straciła jeszcze gola. Wszystko jest jednak kosztem czegoś - trener położył nacisk na grę obronną, dlatego poza meczem z Izraelem nie imponowaliśmy w ataku. Ale wszędzie jest coś do naprawy, nawet Izrael w trzy minuty w pierwszej połowie mógł nam strzelić dwa gole i byłby duży problem.

Lewandowski powinien grać z Krzysztofem Piątkiem w każdym meczu?

Muszą być zachowane proporcje. Po co mamy strzelać dużo goli, jeśli jeszcze więcej będziemy ich tracić? Trzeba znaleźć złoty środek, wszystko wyważyć. Wszyscy narzekali na Piotra Zielińskiego, że nie daje reprezentacji tyle, ile potrafi dać Napoli. Teraz Zielińskiemu wyszedł dobry mecz z Izraelem i wszyscy mówią już o tym, że wreszcie się przebudził. Spokojnie, niech zagra kilka spotkań na takim poziomie, wtedy będziemy mogli odetchnąć, że w końcu odpalił i ustabilizował formę.

Kiedy ogląda pan reprezentację z trybun, myśli o tym, jak bogaty wybór dobrych piłkarzy ma teraz selekcjoner w porównaniu z pana czasami?

Tego nie da się porównać. Futbol moich czasów od obecnego dzielą lata świetlne. Nas poważni rywale inaczej traktowali, byli pewni zwycięstwa, teraz czują respekt. Wszystko siedzi w głowie. Zawsze powtarzałem, że w piłce 80 procent to rzeczy, które dzieją się w naszych umysłach. Jeden jest dobry fizycznie, drugi mniej, jeden lepiej czuje się w takiej taktyce, inny w drugiej, ale żeby osiągnąć sukces, trzeba mieć przede wszystkim poukładane w głowie. Jeśli piłkarz potrafi odizolować się od otaczającego go zgiełku, od tych wszystkich social mediów, jeśli potrafi skoncentrować się na treningu, to wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Nie gram w piłkę już od dziesięciu lat, a obecnie to trochę inna dyscyplina. Wiele się zmieniło, także jeśli chodzi o całą otoczkę.

Byli piłkarze dzielą się na dwie grupy: tych, którzy żałują, że nie grają teraz, i tych, którzy twierdzą, że do obecnej piłki by się nie nadawali.

No to ja bym się nie nadawał.

Dlaczego?

Bo byłem od grania, a nie od gadania, a teraz gadanie jest ważną częścią kariery. Mieliśmy wtedy reklamy, braliśmy w nich udział, ale ja zawsze stałem w drugim rzędzie i trzymam się tego także po zakończeniu kariery. Robiłem to, co nakreślił mi trener, więc na pewno nie odnalazłbym się w świecie wokół piłki, jaki teraz powstał. Tego, czego zazdroszczę współczesnym piłkarzom, to stadionów w Polsce. Nie miałem szansy zagrać na Narodowym, wstyd się przyznać, ale nawet nie byłem w jego szatniach i nie wiem, jak to wszystko wygląda. Grałem w Niemczech na fajnych obiektach, przychodziło i 80 tysięcy ludzi, ale myślę, że we własnym kraju wywarłoby to na mnie większe wrażenie.

Po zakończeniu kariery specjalnie usunął się pan w cień?

Przez półtora roku nie obejrzałem żadnego meczu - nawet w telewizji. Przez kilkanaście lat cały czas byłem na pierwszej linii ognia, miałem przesyt, wydawało mi się, że wszystkiego jest za dużo i potrzebowałem chwili, żeby odpocząć. Chciałem nabrać dystansu, spojrzeć na wszystko z innej strony. Głód piłki jednak wrócił, teraz jeżdżę na mecze reprezentacji, bywam na stadionie Lechii Gdańsk, oglądam ekstraklasę w telewizji. Całe życie kręciło mi się wokół piłki i się stęskniłem. Potrzebowałem czasu, żeby ochłonąć i nacieszyć się życiem poza futbolem.

Ja byłem od grania, a nie od gadania, a teraz gadanie jest ważną częścią kariery. Mieliśmy wtedy reklamy, braliśmy w nich udział, ale ja zawsze stałem w drugim rzędzie i trzymam się tego także po zakończeniu kariery.


Przyjaźnie panu chociaż z czasów gry pozostały?

Oczywiście. I to nieprawda, że teraz już czasy zmieniły się tak bardzo, że w drużynach nie ma kumpli. Nie wszyscy muszą się lubić, bo zespół to zlepek zbyt wielu charakterów. Jedni są wybuchowi, inni spokojni, jedni szukają ciszy, inni kamer telewizyjnych. Ale potem okazuje się, że na Instagramie pokazują się zdjęcia ze wspólnych wakacji spędzanych przez naszych kadrowiczów, więc nie jest tak źle. Kiedy grałem w piłkę, najbardziej specyficzna atmosfera panowała w Bayerze Leverkusen - tam byli niemal sami reprezentanci kraju i wspólnie tylko trenowaliśmy. Później każdy ruszał w swoją stronę - jeden na spotkanie z kibicami, drugi na nagranie filmu reklamowego, a trzeci do domu. Szybko potworzyły się grupy. Brazylijczycy trzymali się razem, Słowianie czy może raczej ludzie z szeroko rozumianej Europy Wschodniej też. Ja miałem swoje towarzystwo: Dymitara Berbatowa, Andrieja Woronina, Paula Freiera i Radka Kałużnego.

Zobacz takżeJerzy Dudek: Tańczyłem i czekałem

Zobacz takżeMagdalena Fularczyk-Kozłowska: Czułam się niepotrzebna

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×