Dariusz Tuzimek: Dzisiejsza Legia to pacjent w czasie rehabilitacji (komentarz)

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Luquinhas (z lewej) oraz Ognjen Gnjatić (z prawej)
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Luquinhas (z lewej) oraz Ognjen Gnjatić (z prawej)
zdjęcie autora artykułu

Przeczytałem komentarz kibica: "Legia przegrywa - źle, Legia remisuje - źle, Legia wygrywa - źle" i muszę przyznać, że to celne spostrzeżenie oddające histerię zakochanych w Legii kibiców.

Martwią się nawet, jak wygrywa, bo Legia ma nie zwyciężać, ale ma zwyciężać ładnie, w dobrym stylu i najlepiej strzelać dużo goli. Też jestem tego zdania i też od Legii dużo wymagam. Ale końcówka poprzedniego sezonu, gdy klub z Łazienkowskiej wypuścił z rąk pewne już niemal mistrzostwo, była przecież bolesną lekcją pokory dla kibiców z Warszawy.

To był dobitny dowód na to, że Legia nie ma monopolu na wygrywanie ligi, że nie zawsze będzie miała szczęście na finiszu i nie jest wcale ulepiona z innej niż pozostałe drużyny - wyjątkowej - gliny. Podlega tym samym regułom i tym samym zasadom. Też popełnia błędy, których nawet wydaje się być więcej niż gdzie indziej, ale to raczej kwestia tego, że akurat Legia jest na świeczniku.

No więc po takiej lekcji pokory kibic z Łazienkowskiej powinien nauczyć się patrzeć na swoją drużynę inaczej. Z większą wyrozumiałością i bez takich wygórowanych wymagań, jakie stawiano tej drużynie, która całkiem niedawno grała w Lidze Mistrzów.

Dziś - czy tego kibic chce, czy nie - mamy do czynienia z inną Legią. Obitą sportowymi niepowodzeniami, od dwóch sezonów nieobecną na salonach Europy i dużo biedniejszą. Legią, która teraz kupuje sposobem i tanio, szukając okazji. Która nie waha się sprzedać takiej "perełki" jak Sebastian Szymański - który za chwilę będzie etatowym piłkarzem reprezentacji - bo klub nie może czekać. Potrzebuje kasy na tu i teraz.

Czytaj również -> Kulisy odejścia Leszka Ojrzyńskiego z Wisły Płock

Tę - trochę skrzeczącą - rzeczywistość trudno kibicom z Łazienkowskiej zaakceptować i trudno się z nią pogodzić. Oni nadal Legię widzą wielką, silną sportowo i organizacyjnie. I nic w tym złego, kibic kocha swój klub ślepą miłością. Ma do tego prawo.  Ale jak się na dzisiejszą Legię spojrzy z boku, trochę z dystansem, to trzeba zauważyć, że to jest drużyna po rewolucji personalnej, a i sam klub jest nadal w przebudowie. Walenie w trenera i zespół, który dopiero się poznaje, sensu nie ma. Oni potrzebują czasu i spokoju. I trochę kredytu zaufania.

ZOBACZ WIDEO: Napoli rozgromiło Liverpool! Milik z golem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Nie wymagam od obecnej Legii zbyt wiele.

Obrazowo rzecz ujmując, traktuję dzisiejszą Legię jak pacjenta po wypadku, który jest w trakcie rehabilitacji. Teraz trzeba się cieszyć, że on znowu jako tako chodzi, a nie marudzić, że nie biega tak szybko jak kiedyś. Nie ten moment, nic na szybko, nic od ręki. Trzeba cierpliwości i wyrozumiałości. Ja sobie zdaję sprawę, że ten pacjent po rehabilitacji będzie się jeszcze kolebał na nogach, chwiał i nawet przewracał.

Dzisiaj zalecałbym kibicom Legii, żeby byli cierpliwi, żeby cieszyli się, że ich zespół potrafi walczyć do końca, a nie narzekali, że stylem ten zespół nie zachwyca. Jeszcze jakiś czas zachwycać nie będzie. Lepiej się z tym pogodzić, niż histeryzować i od razu szukać kolejnego, nowego trenera.

Na którego zresztą Legii nie stać i to nie tylko pod względem finansowym. Nie stać jej na następną roszadę na tym stanowisku także z powodów wizerunkowych i organizacyjnych. Klub potrzebuje trochę ciągłości, potrzebuje być podmiotem poważnym, z jako taką przynajmniej stabilizacją.

Opowieści, że Aleksandar Vuković - legionista z krwi i kości - się nie nadaje, są przedwczesną histerią. Na pierwsze, uczciwe oceny jego pracy trzeba poczekać aż do zimy, a może i dłużej.

Czytaj również -> Vuković: Walczyliśmy ze sobą i z fizjologią

Vuković swoim oddaniem dla Legii zasłużył na duży kredyt zaufania. Legia w ostatnim czasie była oddana w ręce takich trenerskich szarlatanów, że "Vuko" przy nich to szkoleniowiec idealny. A poza tym to chłopak swój, członek legijnej rodziny. Z kimś takim czasem lepiej nawet przegrać niż z takim człowiekiem jak Ricardo Sa Pinto wygrać.

Jeśli dzisiejszej, biedniejszej i będącej po rewolucyjnych zmianach kadrowych Legii nie pomoże prawdziwy legionista, to nie pomoże jej także wyczarowany z kapelusza przypadkowy trener z zagranicy. Byli już na Łazienkowskiej tacy. Też było bez sukcesów, tylko drożej.

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: