Stalowowolska droga donikąd

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

We wtorek w klubie ze Stalowej Woli miało dojść do rozmów między piłkarzami a zarządem. Czy doszło? Chyba nie do końca tak jak planowano. Dyrektor sportowy Stali, Dariusz Schlage wyjechał po rozmowach z kilkoma graczami.

W tym artykule dowiesz się o:

W poniedziałek Stalowcy rozpoczęli przygotowania do nowego sezonu. Na pierwszych zajęciach pojawiło się 23 piłkarzy, wśród nich jeden nowy zawodniku i kilku graczy Stalówki, którzy wracają z wypożyczeń z innych klubów. Los tych wszystkich sportowców miał się rozstrzygnąć we wtorek, gdyż dyrektor stalowowolskiego klubu Dariusz Schlage udaje się na urlop. Dlaczego akurat w takim momencie? Tego nikt nie wie. Ludzie bliżej związani ze Stalą pamiętają sytuację sprzed dwóch lat, kiedy to Schlage ostro krytykował Marka Jareckiego, gdy ten w podobnych okolicznościach także udawał się na wolne. Teraz po dwóch latach powtarza się identyczna sytuacja, tyle że w roli wyjeżdżającego jest poprzedni krytykujący. Nasuwa się pytanie dlaczego dyrektor nie zrezygnował z urlopu. Dariusz Schlage miał stwierdzić, że domek w miejscu wypoczynku jest już zarezerwowany i nie może z niego zrezygnować.

Nie byłoby większych pretensji gdyby wtorkowe rozmowy przebiegły pomyślnie dla wszystkich stron. Jak się jednak okazało dyskusje na temat nowych kontraktów utknęły w martwym punkcie. Dlaczego? Dlatego, że rozmowy zostały przeprowadzone tylko z kilkoma piłkarzami. Natomiast na pozostałych chyba nie starczyło czasu dyrektorowi klubu, gdyż zniknął ze swojego gabinetu. Wszystko to działo się około godziny 11.00. Co się więc takiego stało, że dyrektora nie było. Prawdopodobnie udał się do domu spakować rzeczy, ponieważ po godzinie 13.00 był już w drodze na wypoczynek. Do Stalowej Woli pofatygował się także Paweł Olszewski, który obiecał działaczom Stali przyjazd na rozmowy, mimo że ma już oferty z innych zespołów i prowadził już konkretne rozmowy. Młody pomocnik Tura udał się do gabinetu dyrektora, ale... pocałował tylko klamkę. Czy tak traktuje się graczy, którzy wyrażają chęć gry w pierwszoligowym zespole? Olszewski przejechał kilkaset kilometrów tylko po to, żeby … porozmawiać z nowym opiekunem, ponieważ włodarze Stali nie mieli na to czasu, a może i ochoty. Jak więc mogą to odbierać przyszli kandydaci do gry w drużynie ze Stalowej Woli?

W stalowowolskim klubie w podobny sposób traktuje się piłkarzy, którzy utrzymali ligę w rodzynku z Podkarpacia na zapleczu ekstraklasy oraz aspirujących do gry w tej drużynie zawodników. Tak nie powinno być nawet w najniższych klasach rozgrywkowych. Kibice w Stalowej Woli są, jeśli nie na miarę ekstraklasy, to na pewno na pierwszą ligę. Piłkarzom nie można niczego odmówić jeśli chodzi o grę, ambicję, zaangażowanie czy wolę walki. Co można zatem powiedzieć o włodarzach Stali Stalowa Wola. Chyba jednak niewiele dobrego. Poziom prezentowany przez działaczy jest co najwyżej A-klasowy.

Zaistniałą sytuacją są zażenowani piłkarze. Część z nich opuściła już Stalową Wolę i udała się w rodzinne strony w poszukiwaniu nowych klubów. Jest wielce prawdopodobne, że podobnie uczynią gracze mieszkający w Stalowej Woli i okolicach. Nic więc dziwnego skoro do startu ligi zostało niewiele ponad 3 tygodnie, a w hutniczym grodzie piłkarze nie mają kontraktów. Za tydzień wróci dyrektor. Do początku sezonu zostanie kilkanaście dni. Na co więc mają czekać gracze? Stalowa Wola nie jest rajem finansowym, żeby musieli tu grać. Klub zalega im jeszcze pieniądze za premie meczowe z rundy jesiennej. Najwyraźniej włodarzom zielono-czarnych zależy na stworzeniu amatorskiej piłki nożnej w Stalowej Woli. Jak można wytłumaczyć takie podejście działaczy do jednej z najważniejszych kwestii jaką są kontrakty z zawodnikami.

Źródło artykułu: