#DziałoSięWSporcie Tragedia na murawie. "Wszyscy byli w szoku, płakali"
73. minuta meczu Kamerun - Kolumbia. Marc-Vivien Foe pada na murawę jak rażony piorunem. Sędzia natychmiast przerywa grę. Piłkarz na noszach opuszcza boisko. Niecałą godzinę później świat obiega tragiczna wiadomość - Foe nie żyje.
Zmotywowana afrykańska drużyna świetnie wchodzi w mecz. Już w 9. minucie wynik otwiera Plus N'Diefi. Rezultat jednak schodzi na drugi plan, gdy w 73. minucie na murawę pada Foe.
W telewizji wyraźnie widać przyśpieszone ruchy klatki piersiowej zawodnika. Strach wzbudza także nienaturalny wytrzeszcz oczu. Na trybunach obecna jest przerażona i zapłakana żona zawodnika.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Grzegorz Krychowiak: Jeżdżę na trening z uśmiechem na twarzy- Widziałem, jak Foe upadł, a potem zobaczyłem Mario Yepesa krzyczącego: "Hej, hej, hej". Podeszliśmy do niego i od razu pomyśleliśmy, że nie żyje - wspominał w rozmowie z "The Sun" tamto wydarzenie inny z piłkarzy obecnych wówczas na boisku, Eric Djemba-Djemba.
W rzeczywistości jednak Foe jeszcze żył. Słowa Djemby-Djemby pokazują jednak, jaki strach wśród piłkarzy wzbudziła cała sytuacja. Pierwsze próby reanimacji nieprzytomnego zawodnika zostają podjęte jeszcze na murawie. Chwilę później zostaje zniesiony z boiska, a personel medyczny kontynuuje walkę o przywrócenie akcji serca. Niestety, niecałą godzinę później świat obiegła smutna wiadomość - Marc-Vivien Foe nie żyje.
Zwycięzcy we łzach
- Wygraliśmy 1:0, a gracze tańczyli w szatni - wspominał ówczesny selekcjoner Kamerunu, Winfried Schafer w rozmowie z BBC. - Wówczas wszedł zapłakany kapitan zespołu, Rigobert Song mówiąc: "Marco, Marco...". Po chwili dodał, że nie żyje. Wszyscy byli w szoku, płakali. Wyszedłem z szatni i usłyszałem dwie głośno płaczące kobiety. Po chwili zobaczyłem leżącego na stole Marco, a obok jego żonę i matkę. Dotknąłem jego nogi i wyszedłem na zewnątrz również płacząc - dodał.
Kameruńczycy byli całkowicie rozbici. Turniej przestał mieć dla nich znaczenie. - Powiedzieliśmy, że nie chcemy już grać. Nie mogliśmy spać tej nocy. Wszyscy płakali. Jak możesz grać w piłkę nożną i umrzeć? - wspominał Djemba-Djemba.
Finalnie jednak, po usilnych staraniach ówczesnego prezydenta FIFA Seppa Blattera, a także za namową żony zmarłego, piłkarze wyszli na finałowy mecz z Francją. - Żona Marca przyszła do hotelu i powiedziała nam, że musimy zagrać dla niego, dla niej i dla jej dzieci - zdradził Djemba-Djemba.
W finale ostatecznie górą okazali się Francuzi, którzy wygrali 1:0 po bramce Thierry'ego Henry'ego. Wynik jednak był sprawą drugorzędną. Wszyscy przede wszystkim chcieli oddać hołd zmarłemu. Już przed meczem kapitanowie obu zespołów - Rigobert Song oraz Marcel Desailly wspólnie wnieśli na murawę olbrzymie zdjęcie Foe. Fotografia była obecna z piłkarzami również po spotkaniu. Nikt przesadnie nie celebrował. Zamiast euforii, wśród piłkarzy panowała zaduma wymieszana ze smutkiem po zmarłym koledze. Wielu piłkarzy, w tym zdobywca jedynego gola, miało łzy w oczach."Lew nie umiera nigdy"
Marc-Vivien Foe zmarł na kardiomiopatię przerostową. Jest to rzadka choroba serca, w wyniku której u osób chorych występuje przerost lewej komory serca. To natomiast, przy aktywnym trybie życia, zwiększa ryzyko śmierci spowodowanej zatrzymaniem akcji serca. U Foe powód śmierci ustalono jednak dopiero w wyniku drugiej autopsji.
Przypadłość ta jest ciężka do wykrycia. Zwykle nie występują żadne objawy. Marc-Vivien Foe w momencie śmierci wydawał się okazem zdrowia.
- Kiedy spojrzałeś na drużynę z Kamerunu, byli oni wielcy, silni i wysocy, a Marc-Vivien to uosabiał - mówił w rozmowie z BBC Pat Nevin, ówczesny prezes stowarzyszenia zawodowych piłkarzy. - Był graczem box-to-box (od pola karnego do pola karnego - przyp.red.), a jego sprawność była niezwykła - charakteryzował Kameruńczyka.Dodatkowo zaczęto przywiązywać także dużo większą wagę do badań piłkarzy pod kątem wad serca.
- Od tamtego momentu wykonaliśmy wiele pracy, aby zmniejszyć ryzyko nagłego zatrzymania akcji serca - powiedział BBC Jiri Dvorak, główny oficer medyczny FIFA. Podkreślił, że zawodnicy badani są na wszystkich możliwych poziomach.
Pogrzeb Foe odbył się 7 lipca 2003 roku. Do Kamerunu ściągnęły wszystkie największe sławy afrykańskiego futbolu, a także znaczące postaci ze świata z Seppem Blatterem na czele. Tysiące osób przybyło pożegnać jednego z najlepszych piłkarzy reprezentacji "Nieposkromionych Lwów".
Jeden z transparentów, jaki przygotowali fani głosił: "Lew nie umiera nigdy, Lew zasypia".
Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.
Sprawdź też nasze cykle Sportowe rewolucje i Pamiętne mecze.