PKO Ekstraklasa. Legia remisuje z Piastem w Warszawie i wciąż jest krok od mistrzostwa

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu w środku: Maciej Rosołek
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu w środku: Maciej Rosołek
zdjęcie autora artykułu

Legia Warszawa przez ponad pół godziny grała z Piastem Gliwice z przewagą jednego zawodnika, a jednak tylko zremisowała z aktualnym mistrzem Polski 1:1. Musi więc poczekać na tytuł co najmniej tydzień.

W tym artykule dowiesz się o:

Długo można było odnieść wrażenie, że stres zjadł starych wyjadaczy z Legii Warszawa, dlatego w końcówce spotkania Aleksandar Vuković zagrał va banque i postawił na młodego Macieja Rosołka, a ten uratował gospodarzom punkt w arcyważnym i tak samo trudnym meczu z Piastem Gliwice. Ale punkt to za mało, by już w ten weekend świętować 14. tytuł mistrza Polski.

Legia od początku narzuciła swój styl gry, choć też trudno powiedzieć, że miała jakąś wyraźną przewagę. Prowadziła grę i czasem tworzyła sytuacje, jakby liczyła na to, że w końcu coś wpadnie. Nie było to zbyt przekonujące, ale wygląda na to, że tak musi wyglądać futbol w czasach pandemii. Zawodnicy walczą z rywalem, ale walczą też o przetrwanie, uniknięcie kontuzji.

Najbliżej strzelenia bramki był Luquinhas. Brazylijczyk minął na pełnej szybkości rywali i uderzyła z kilkunastu metrów, ale Frantisek Plach wykazał się niezwykłym refleksem i fantastycznie wybronił.

ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"

Być może Legię też paraliżowała nazwa rywala. Jeszcze wiosną, gdy wydawało się, że maszyna Vukovicia jest rozpędzona do granic swoich możliwości, właśnie Piast pokonał ją w Warszawie. Oczywiście wtedy czerwoną kartkę dostał Jose Kante i to całkowicie zmieniło grę, ale trzeba pamiętać, że Piast ma patent na Legię. Drużyna Waldemara Fornalika w poprzednim sezonie właśnie dzięki wygranej w Warszawie dostała skrzydeł i ostatecznie sięgnęła po tytuł mistrza Polski. W krótkim czasie trener Waldemar Fornalik sprawił, że to Piast stał się najgroźniejszym konkurentem Legii w naszej Ekstraklasie.

Tym razem Legia ma mocniejszą ekipę i mocniejszą ławkę, w spotkaniu z Piastem było to widać. Środek pola zdominowali Andre Martins i Domagoj Antolić, rywale raczej się cofnęli i czyhali na dogodną okazję do wypadu. Najlepszą szansę w pierwszej połowie miał Mikkel Kirkeskov, ale piłka po jego strzale trafiła w boczną siatkę. Ze strony Legii precyzji w rozegraniu brakowało Pawłowi Wszołkowi, Luquinasovi czy Walerianowi Gwilii.

Po zmianie stron piłkarze Vukovicia zaczęli dążyć za wszelką cenę do wygranej. Mieli zapewne świadomość, że przy ich wygranej i ewentualnej stracie punktów przez Lecha we Wrocławiu mogliby już w niedzielę świętować mistrzostwo kraju. Próbowali więc strzelać Wszołek, Martins, ale brakowało precyzji.

Wtedy prezent Legii sprawił Bartosz Rymaniak. Prawy obrońca Piasta w ciągu zaledwie dwóch minut zobaczył dwie żółte kartki i było jasne, że przez ponad 35 minut goście będą grali zdekompletowani. Tyle że zaledwie dwie minuty później legioniści uznali, że skoro dostali prezent od gości, to wypada się zrewanżować. Wszołek w zupełnie niegroźnej sytuacji sfaulował w polu karnym Sebastiana Milewskiego. Jorge Felix przymierzył pewnie z 11 metrów i Piast prowadził na stadionie przy Łazienkowskiej.

Goście ze swoją, typową dla drużyn Fornalika solidnością, świetnie przeciwstawiali się indywidualnym zdolnościom gospodarzy. To Legia miała mieć drużynę, która wytrzyma presję w trudnym momencie, a nagle okazało się, że jej piłkarze popełniają proste błędy. Gwilia miał problem z opanowaniem prostej piłki, Karbownik w "podwórkowej" sytuacji oddał piłkę do rywala. Gospodarze sprawiali wrażenie, jakby próbowali pięknie zdobionym drewnianym młotkiem robić betonowy blok. Z każdą minutą zawodnicy, którzy jeszcze rano tego dnia przymierzali już mistrzowską koronę, zaczęli marzyć choćby o remisie.

Wydawało się, że Legia nie może mieć lepszej sytuacji, a jednak jej ataki były nieco spóźnione, trochę zbyt schematyczne. Odegranie na skrzydło i dośrodkowanie w pole karne na wysokiego Pekharta to patent, który rozgryźli już wszyscy. Oczywiście można liczyć na to, że wysoki Czech w końcu strąci piłkę głową w odpowiednim kierunku. W 70., a potem w 74. minucie niewiele brakowało. Zresztą kilka minut później czeski wieżowiec miał kolejne dwie świetne sytuacje, ale raz nie trafił czysto w piłkę, a potem uderzył prosto w ręce znakomitego Frantiska Placha.

Na ostatnie 20 minut Vuković wpuścił na boisko Macieja Rosołka i 10 minut później młody zawodnik z Siedlec strzelił wyrównującą bramkę. Co ciekawe, po dośrodkowaniu pochodzącego spod Radomia Michała Karbownika. Dwóch młodych zawodników z Mazowsza strzelających bramkę sezonu, to dość symboliczny obrazek polityki klubu.

Legia Warszawa – Piast Gliwice 1:1 (0:0) 0:1 Jorge Felix (k.) 59' 1:1 Rosołek 84'

Składy:

Legia: Majecki - Jędrzejczyk, Wieteska, Lewczuk (62' Cholewiak), Karbownik - Martins (72' Rosołek), Antolić - Wszołek (76' Luis Rocha), Gwilia, Luquinhas - Pekhart.

Piast: Plach - Rymaniak, Korun, Czerwiński, Kirkeskov - Konczkowski, Hateley, Sokołowski, Milewski - Parzyszek (56' Tuszyński), Felix.

Żółte kartki: Wszołek, Gwilia, Wieteska (Legia) oraz Rymaniak (Piast).

Czerwona kartka: Rymaniak /55' za dwie żółte/ (Piast).

Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).

Widzów: 7680. ZOBACZ Relacja z meczu Legia - Piast minuta po minucie

ZOBACZ Legia i Lech interesują się zawodnikiem Norymbergi

Źródło artykułu: