Liga Mistrzów. RB Lipsk - niekochane dziecko futbolu. Dlaczego Niemcy nie akceptują klubu, mimo jego wielkich sukcesów?

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / Manu Fernandez / POOL / Na zdjęciu: piłkarze RB Lipsk
PAP/EPA / Manu Fernandez / POOL / Na zdjęciu: piłkarze RB Lipsk
zdjęcie autora artykułu

Choć RB Lipsk odniosło w ostatnich latach wielki sukces, wielu niemieckich kibiców wciąż protestuje przeciwko jego istnieniu. Uważają, że został stworzony nie do gry w piłkę, ale jako reklama napojów.

W tym artykule dowiesz się o:

"RB Lipsk awansował do półfinału Ligi Mistrzów. W normalnych okolicznościach byśmy się z tego cieszyli. Ale RB nie jest normalnym klubem. I nie wolno nam o tym zapominać" - tak pisze Max Dinkelaer, publicysta niemieckiego magazynu piłkarskiego "11 Freunde". Nie jest łatwo być w Niemczech zwolennikiem RB Lipsk. Z polskiego punktu widzenia to fajnie zarządzany nowy niemiecki klub, kolejna ciekawa historia. Zresztą zawsze miło, jeśli ktoś nowy wchodzi do tego świata futbolu, który choć pasjonujący jest też nieco nudny i skostniały.

Córka miliardera

Wiele lat oglądania tych samych nazw może znudzić nawet najbardziej wytrawnego fana. Dlatego ceni się każdy powiew świeżości. Oczywiście nie jest to żadna historia o kopciuszku. Takich już raczej nie będzie w światowej piłce. Tak jak marsz Ajaksu był historią córki bogatego kupca, tak sukces RB Lipsk to wejście na bal eleganckiej i doskonale wykształconej córki miliardera. Inne patrzą z boku i mówią: "Ty nie jesteś jedną z nas!".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!

Publicysta "11 Freunde" zaznacza, że magazyn na swojej stronie internetowej nie relacjonuje meczów RB, ponieważ byłoby to oswajanie z klubem z Lipska, nadawanie mu statusu normalnego. A przecież nie da się ukryć, że RB Lipsk zwykłym klubem nie jest. Aktor komediowy Tommi Schmitt w rozmowie z dziennikarzami miesięcznika porównał klub do dzieci, które wygrywały w grach komputerowych, choć oszukiwały. "Dobrze, gratuluję wygranej, ale nie spodziewaj się braw". To imitacja klubu

Od lat przeciwko istnieniu RB Lipsk protestują fani w Niemczech. Wydaje się to nieco dziwne w czasach, gdy kluby zamieniają się powoli w korporacje sprzedające produkty związane z piłką nożną. Różnicą jest... pochodzenie. W 2016 na łamach dziennika "The Guradian" jeden z organizatorów protestów, fan BVB, wyjaśniał: "Oczywiście, że zarabiamy, ale podstawą jest gra w piłkę. RB gra w piłkę, żeby sprzedać produkt, to różnica". Zarzutów jest kilka. Pierwszy, najważniejszy, już znamy. To grzech pierworodny. I wokół niego wszystko tak naprawdę się kręci. Autor artykuł w "11 Freunde" zaznacza, że kluby tzw tradycyjne, istniały, zanim przyszedł inwestor. Nie zostały założone w celu zarabiania, a w celu gry. "RB Lipsk został założony w celu wzmocnienia brandu. To nie klub, to imitacja klubu". Drugi zarzut jest taki - to korporacja posiadająca oddziały na całym świecie, ściągająca zawodników do centrali. To zaprzeczenie tradycyjnego modelu transferowego. W końcu problemem jest forma własności. W niemieckiej piłce nie ma zewnętrznych inwestorów. Obowiązuje zasada 50+1, co oznacza, że członkowie klubu mają 50 procent akcji plus jedną.

Oczywiście są wyjątki od tej reguły. Przepis mówi, że jeśli firma bądź osoba przez 20 lat kontroluje klub, może go przejąć. Np. Bayer Leverkusen należy do koncernu farmaceutycznego, Hoffenheim to klub multimiliardera Dietmara Hoppa, zaś Wolfsburg należy do Volkswagena. Słup reklamowy

RB Lipsk nie robi wyjątków, ponieważ klub nie istnieje 20 lat. W 2009 roku koncern należący do Dietmara Mateschitza kupił 5-ligowy SSV Marranstadt i przerobił go na klub reklamowy napojów energetycznych. Podporządkował się regule, tyle że ją obszedł. Udziałowcami klubu stali się pracownicy koncernu. W sumie jest ich 19, co według krytyków dowodzi faktu, że to zwykłe oszustwo. Oczywiście trzeba pamiętać, że wielu osobom taka idea prowadzenia klubu się podoba. Przykładowo publicysta "Suddeutsche Zeitung" Olivier Fritsch, napisał: "Za sukcesem w Lipsku stoi prosta, starożytna, wiecznie młoda, romantyczna idea. Idea drużyny, która rośnie w harmonijną strukturę przez lata i po zjednoczeniu osiąga wynik, na który pojedyncze elementy nie mogłyby liczyć. To sprawia, że wciąż kochamy futbol" Autor, podobnie jak inni zwolennicy RB Lipsk, zauważał, że drużyna była budowana spokojnie, harmonijnie, nie budowała kominów płacowych, nie ściągała gotowych gwiazd, jak mają w zwyczaju kluby prowadzone przez miliarderów z krajów arabskich. Jest to podkreślane również dlatego, że Mateschitz jest obecnie najbogatszym na świecie właścicielem klubu piłkarskiego, jednak jego pomysł na klub jest niestandardowy. Próżno szukać tu transferów za 100 milionów euro. Klub nigdy nie przeznaczył na transfer więcej niż 20 milionów euro. Przecież we współczesnym świecie nie da się za takie pieniądze wejść do półfinału Ligi Mistrzów. Teoretycznie.

Oczywiście wcześniej było z tym różnie, przykładowo Yussuf Poulsen przeszedł do klubu znajdującego się w III lidze za 1,55 mln euro. Konkurencji na takie wydatki nie było stać. Z kolei Emil Forsberg przyszedł do klubu wciąż drugoligowego, choć mógł wybierać z wielu lepszych sportowo ofert.

Tak naprawdę wszystko zmierza do głównego zarzutu: złego pochodzenia. RB Lipsk nie jest dzieckiem futbolu, to dziecko biznesu. Na pewno jest jedyną w swoim rodzaju historią. Pytanie czy ostatnią.

Półfinał Ligi Mistrzów RB Lipsk - Paris Saint-Germain we wtorek o godz. 21. Transmisje przeprowadzą Polsat Sport Premium 1 i TVP1. Mecz będzie można zobaczyć także w WP Pilot.

ZOBACZ RB LIpsk - PSG. Starcie zespołów, które piszą historię

ZOBACZ Popularny magazyn bojkotuje RB Lipsk

Źródło artykułu: