Nokaut! Robert Lewandowski nie dał szans legendom

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Co leży na szalach?

Lider uciekł reszcie peletonu daleko. Najmocniejszy w tym peletonie okazał się - zgodnie z przewidywaniami - Boniek. Przewaga "Lewego" nad "Zibim" jest jednak zaskakująco duża, jeśli weźmiemy ich boiskowe dokonania drużynowe. Co bowiem w obu przypadkach znajdzie się na szalach?

Lewandowski - ćwierćfinał ME, triumf w LM (PM), finał LM (PM), Superpuchar Europy, 1 raz mistrz Polski, 8 razy mistrz Niemiec. 4 razy Puchar Niemiec. Boniek - III miejsce na MŚ '82, V-VIII miejsce na MŚ '78, triumf w PM (LM), finał PM (LM), Superpuchar Europy, Puchar Zdobywców Pucharów, 2 razy mistrz Polski, mistrz Włoch, dwa razy Puchar Włoch.

Co najmniej porównywalne. Kwestia optyki czy więcej ważą seryjne laury w Bundeslidze czy pojedyncze na mundialu? Czyżby więc zadecydowała medialność, "dostępność" obecnego herosa? To rzeczywiście jest jeden z argumentów podnoszonych przez zwolenników Lewandowskiego - ludzi głównie młodszego pokolenia: "tamtych nie pamiętam, nie widziałem na własne oczy". Nawet Boniek w wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung" twierdził: - Nie ma żadnej wątpliwości - wszyscy Polacy przed czterdziestką uważają Lewandowskiego za naszego najlepszego piłkarza w historii.

Kwestia emocji?

A może taki stan rzeczy jest efektem tęsknoty za sukcesami? Pokolenie dzisiejszych 40-latków naznaczone jest ciężkimi porażkami polskiego futbolu, może więc ta potrzeba wygrania czegoś, poczucia chwały, sprawia, że na przeszłość rzucany jest cień, przestaje mieć ona znaczenie? Bo Lewandowski jest także ich, a Boniek, Deyna, Lubański, Lato należą do pokoleń starszych. Może więc wcale nie chodzi o konkretne trofea, medale, gole, może są one tylko przykrywką dla tego, co za sobą niosą - dla emocji, które można poczuć, a nie tylko o nich wiedzieć?

- Gdybym miał kierować się sentymentem, a nie chłodną głową, wskazałbym Bońka. W czasie jego kariery zacząłem chłonąć futbol, moja ówczesna percepcja futbolowa pozbawiona była jakiegokolwiek krytycyzmu, właściwie w każdego zawodnika reprezentacji wpatrzony byłem jak w obrazek. Dlatego obok Bońka bez wahania - podkreślam, kierując się sentymentem - postawiłbym idoli mojego pokolenia, Dariusza Dziekanowskiego czy Włodzimierza Smolarka - mówi Przemysław Iwańczyk, pracujący dla Polsatu Sport i TOK FM.

- Natomiast Deynę i Lubańskiego znam tylko z opowieści, to postaci fundamentalne dla polskiej piłki, roztacza się wokół nich pewien kult, w związku z tym i ja im składam hołd. Natomiast nie potrafię połączyć ich z emocjami. Bo sport to nie tylko liczba strzelonych goli zapisana na kartce, sport to również emocje, które tym bramkom, sukcesom towarzyszą - dodaje Iwańczyk.

Znamienne, że obecny kapitan reprezentacji Polski urodził się w sierpniu 1988 roku, dwa miesiące po tym, jak Boniek zakończył piłkarską karierę. Dzieli ich więc epoka - przyszło im kopać piłkę w innych czasach. Młodość (także ta elektorska) ma swoje prawa, lecz kierując się zasadą: tu i teraz, podnosząc argument o rosnącym wraz z latami poziomie futbolu, a zatem i wymaganiach, wyrugowani powinni zostać Pele, Maradona, Cruyff i cała reszta herosów. Nie mają prawa stawać w szranki z Messim i Cristiano Ronaldo?

Dziennikarz sportowy po to właśnie uzbrojony jest w dostateczną wiedzę historyczną, po to posiada narzędzia pozwalające mu dotrzeć do pewnych źródeł, by był w stanie skorelować i zaopiniować - na tym to polega. W przeciwnym razie, gdyby liczyć się miała wyłącznie arytmetyka, wszelkie plebiscyty straciłyby sens - 8 mistrzostw Bundesligi na koncie RL9 robi potężne wrażenie. Ale tyle samo ma choćby Javi Martinez, a istnieje ryzyko, że Hiszpanie wybierając setkę swoich najlepszych piłkarzy historii, Martineza mogliby przeoczyć.

Inna rzecz, że myśląc o "starych, dobrych czasach" łatwo popaść w niepotrzebny sentymentalizm i stracić ostrość widzenia. - Kiedyś rzadko oglądało się popisy Bońka w Serie A. Wydawało się, że on tak co tydzień, ale to przecież nieprawda - uważa Andrzej Twarowski, dziennikarz Canal+. - Fakt, że Kamil Glik wyrównał w jednym z sezonów strzelecki rekord Zibiego w Serie A też jest wymowny i dla mnie akurat stanowi rozwiązanie całej zagadki. Oczywiście, ja również żyję wspomnieniem Espana '82, ale im dłużej o tym myślę, tym dochodzę do wniosku, że tam jednak lider miał innych partnerów. Poza tym "Lewy" oczywiście sam nie wygrał Bayernowi finału LM, ale właśnie sam zaniósł Bayern do tego finału na plecach - zauważa Twarowski.

Paweł Czado, dziennikarz do niedawna katowickiego oddziału "Gazety Wyborczej", a obecnie portalu interia.pl nie zawahał się nawet przez chwilę, nominując Wilimowskiego. Dla niego argument "nie widziałem, nie pamiętam" jest kompletnie chybiony.

- Dla mnie właśnie on jest polskim piłkarzem wszech czasów. Moje poparcie dla Eziego nie jest demonstracją polityczną, narodowościową czy jakąkolwiek inną. Zwyczajnie uważam, że przewyższył u nas każdego. Po pierwsze, chodzi o olśniewający styl. Wjeżdżał do bramki jak chciał. Po drugie, chodzi o liczby. W reprezentacji Polski Wilimowski zdobył 21 goli w 22 meczach. Dokonał tego w 1924 dni. Robert Lewandowski wyrównał to osiągnięcie po 2188 dniach od debiutu, do tego potrzebował też więcej, bo aż 61 meczów w reprezentacji - tłumaczy Czado.

- Lewandowski to zjawiskowy, fantastyczny piłkarz, jednak jednego rekordu Eziego nie pobije już nigdy: chodzi o 10 goli w jednym meczu ligowym. Wilimowski w debiutanckim sezonie w ekstraklasie został królem strzelców - w wieku 18 lat zdobył 34 bramki w 21 meczach. Lewandowski w debiutanckim sezonie – w wieku 20 lat strzelił 14 goli w 30 meczach. W polskiej piłce Ezi osiągnąłby wielokrotnie więcej, wszystko przerwała wojna: kiedy wybuchła, miał zaledwie 23 lata! - zauważa dziennikarz.

- Gdyby nie wybuchła, kto wie co osiągnęłaby reprezentacja Polski z nim w składzie na mistrzostwach świata w 1942 roku? Gdyby to był normalny czas, byłby wtedy u szczytu formy. Niektórzy spytają: jak mogę uważać za piłkarza wszech czasów zawodnika, którego nie widziałem na oczy? Odwracam argument: jak można uznać za piłkarza wszech czasów kogoś innego, nie zobaczywszy Eziego? Lewandowski jest dla mnie najlepszym polskim piłkarzem, którego widziałem na oczy. Reszta należy do Wilimowskiego. Tylko tyle i aż tyle - puentuje Czado.

Co by było, gdyby...

Lewandowski może jeszcze osiągnąć sukces z reprezentacją (choć pewnie szybciej wygra z Bayernem trzy kolejne finały Champions League) i wówczas jakakolwiek dyskusja okaże się bezprzedmiotowa, ale to wszystko póki co pozostaje jednak w sferze przypuszczeń.

Gdybanie nie ma sensu. Gdyby Robert wyjechał do Anglii... Gdyby miał w reprezentacji obok siebie Latę i Żmudę... Gdyby Boniek nie trafił na złote pokolenie włoskich mistrzów i najlepszego z Europejczyków swojej doby... Nie ma sensu, bo gdyby Deyna po Weltmeisterschaft wyjechał do Bayernu, to miałby pewnie ze trzy Puchary Mistrzów w dorobku i nie miałby sobie równych w jakichkolwiek plebiscytach. Nie wyjechał, bo nie mógł.

- Nie dlatego, że jestem stary i sentymentalny, choć to pewnie też, ale lata gry Deyny były najlepszymi dla polskiej piłki. Polskiej w Polsce, bo o sile naszych klubów decydowali nasi piłkarze i najczęściej krajowi trenerzy - przekonuje jednak przedstawiciel twardego elektoratu Deyny, Stefan Szczepłek.

- Jestem pod wrażeniem tego, co robi Lewandowski, ale gdyby Deyna miał takie możliwości, jakie ma Robert... Gdyby mógł odejść do zagranicznego klubu w wieku 25-26 lat, a przecież kolejka chętnych się ustawiała - na czele z Realem Madryt. W jeszcze lepszym towarzystwie niż w kraju, osiągnąłby więcej. I miałby znacznie lepszą prasę - dla Zachodu, czyli dla elektorów Złotej Piłki, był człowiekiem zza żelaznej kurtyny. A dla nas on i jego pokolenie stanowili dowód, że sportowcy z tamtej przaśnej Polski też mogą osiągać sukcesy międzynarodowe. Deyna był bohaterem PRL, ale jednocześnie również jej ofiarą - zauważa Szczepłek.

- Łapię się na tym, że coraz częściej wierzę, że Lewy jest w stanie pobić rekord, wydawało się, nie do pobicia. Trzy, cztery sezony skutecznej, na jego normalnym poziomie gry w Bundeslidze, i wyczyn strzelecki Gerda Muellera będzie można wygumkować - twierdzi Piotr Żelazny, wydawca "Magazynu Kopalnia".

To, faktycznie, byłaby rzecz niewiarygodna, ale - znów - jeszcze niesprawdzalna. Cztery lata to jednak w futbolu szmat czasu. Poza tym, to wciąż wyczyn, choć niesłychany, to jednak nie na globalną skalę. Emocjonujemy się nim słusznie, bo dotyczy Polaka w konfrontacji z jednym z najwybitniejszych snajperów wszechwag, ale ilu kibiców na wyrywki potrafiłoby wskazać najlepszego strzelca w historii ligi włoskiej, hiszpańskiej, angielskiej czy francuskiej?

Kto jest według Ciebie polskim piłkarzem wszech czasów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×