Niespodzianka w Superpucharze! Potrzebne były rzuty karne

Gra Legii była męcząca dla widza na stadionie. Niemoc przełamał w doliczonym czasie gry Emreli. Dał wyrównanie, rzuty karne, ale sam zawalił swoją "jedenastkę". Raków zgarnął drugie trofeum w tym roku, to najlepszy okres w historii klubu.

Marcin Jaz
Marcin Jaz
piłkarze Rakowa Częstochowa PAP / Andrzej Lange / Na zdjęciu: piłkarze Rakowa Częstochowa
Siedem przegranych meczów o Superpuchar Polski z rzędu - Legia Warszawa nie miała ostatnio szczęścia do tego trofeum, ale miała dotychczas patent na Raków Częstochowa. Dwa razy wygrała z nim w zeszłym sezonie. Pokazała już siłę, odprawiając z kwitkiem w pierwszej rundzie elim. do Ligi Mistrzów mistrza Norwegii FK Bodo/Glimt. Raków przyjeżdżał do stolicy świeży i zmotywowany. Właśnie zaczynał swój sezon, a Marek Papszun zapowiadał, że wystawi najsilniejszy możliwy skład. Za to Czesław Michniewicz trochę rotował składem. W bramce postawił na Cezarego Misztę, nie oszczędzał uczestników Euro - Josipa Juranovicia i Tomasa Pekharta. Okazję do debiutu dostał Lindsay Rose, a na ławce zasiadł Luquinhas.

Obie ekipy od początku nastawiły się na szerokie granie i posyłanie jak największej liczby wysokich piłek. Po kilku minutach mistrzowie Polski potrafili dłużej utrzymać się przy futbolówce, ale byli dalecy od stworzenia dogodnej okazji strzeleckiej. Ten element gry lepiej wychodził częstochowianom, którzy wyszli na prowadzenie. Przy rzucie rożnym w 10. minucie najlepiej zachował się Fran Tudor, który doskoczył najwyżej do piłki i zaskoczył Misztę lobem.

Legioniści powinni rzucić się do ataku, ale nie mogli tego zrobić. Stołecznym nie wychodziły nawet kontrataki. Raków zaczął grać wyżej, zdołał zdominować środek pola i przy tym sam mecz. Sporą ochotę do gry wykazywał David Tijanić. Pojawiał się w każdym sektorze boiska, szukał strzałów. Czuł, że Miszta był dość niepewny na przedpolu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przyjął piłkę na własnej połowie, a potem... Coś nieprawdopodobnego!

W ostatnim kwadransie pierwszej połowy Legia znów grała więcej piłką, ale dalej miała duży problem ze stworzeniem okazji. Andrzej Niewulis umiejętnie wyłączał Pekharta, więc nie było komu grać w pole karne. Do strzałów z dystansu nikt specjalnie się nie kwapił. Nie było też rasowego dryblera, który mógłby zrobić różnicę pod bramką i zakręcić rywalem w tak newralgicznym momencie meczu.

Do przerwy Raków prowadził, dlatego gospodarze musieli wziąć się do roboty. Na początku drugiej części trwała dość chaotyczna wymiana ciosów. Obie strony próbowały grać szybciej piłką, było więcej ruchu z przodu. Bliski szczęścia raz był Rafael Lopes, ale trafił w poprzeczkę.

Na ostatnie nieco ponad pół godziny w Legii pojawili się Bartosz Kapustka i Luquinhas. Dotychczas w meczu brakowało ich sprytu i błysku, mieli ratować wynik. Raków starał się jednak stosować wysoki i agresywny pressing, nie pozwalał rozkręcić się rywalowi, a w szczególności wspomnianej dwójce. W dodatku mecz zaczął robić się brutalny, pełno było fauli. Arbiter szybko studził temperamenty i kartkował za błahe przewinienia.

Na kilkanaście minut przed końcem Raków mógł zabić ten mecz, Ivi Lopez oszukał Misztę w sytuacji sam na sam i wbił gola na 2:0. Po długiej analizie VAR sędzia anulował jednak bramkę - dopatrzył się wcześniej faulu Sebastiana Musiolika przy przejęciu piłki.

Do końca meczu Legia starała się wyrównać i tym samym doprowadzić do rzutów karnych, ale brakowało jej dobrego wykończenia. Niemoc udało się przełamać w doliczonym czasie gry. Mahir Emreli uprzedził bramkarza przy dośrodkowaniu i dał arcyważne i jakże cenne wyrównanie.

Nikomu nie widziało się rozstrzygać losów Superpucharu w rzutach karnych, do końca trwała zażarta walka o zwycięską bramkę. Ostatecznie konkurs "jedenastek" okazał się nieunikniony. W nim lepiej strzelali gracze Rakowa. Swoje strzały zepsuli Kapustka i Emreli.

Częstochowianie mają najlepszy okres w historii klubu. Zdobyli drugie trofeum w tym roku. Nad Legią ciąży za to klątwa - przegrała ósmy Superpuchar Polski z rzędu.

Legia Warszawa - Raków Częstochowa 1:1 (0:1, r.k. 3:4)
0:1 - Fran Tudor 10'
1:1 - Mahir Emreli 90+3'

Legia: Cezary Miszta - Lindsay Rose (58' Kacper Skibicki), Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia - Josip Juranović, Andre Martins, Bartosz Slisz (58' Bartosz Kapustka), Filip Mladenović - Ernest Muci (58' Luquinhas), Rafael Lopes (58' Mahir Emreli) - Tomas Pekhart.

Raków: Vladan Kovacević - Milan Rundić, Andrzej Niewulis, Zoran Arsenić - Fran Tudor (65' Mateusz Wdowiak), Giannis Papanikolaus, Ben Lederman (87' Marko Poletanović), Patryk Kun - David Tijanić (69 Ivi Lopez), Marcin Cebula (77' Tomas Petrasek) - Sebastian Musiolik (83' Jakub Arak).

Żółta kartka: Slisz, Rose, Hołownia, Kapustka, Juranović, Miszta (Legia), Niewulis, Cebula (Raków).

Sędzia: Damian Sylwestrzak.

Czytaj też:
Kolejny Polak z kontraktem w Liverpoolu!
Radykalne zmiany w zasadach gry?!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×