Polak może trafić do Bayernu, ostatnia prosta

16-letni Mateusz Sobotka bierze udział w prestiżowym projekcie Bayernu Monachium i może dołączyć do akademii bawarskiego klubu. – Trafiłem do innego świata, ale twardo stąpam po ziemi – mówi nam piłkarz. Wkrótce decyzja trenerów w jego sprawie.

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Mateusz Sobotka Materiały prasowe / Bayern Monachium / Na zdjęciu: Mateusz Sobotka
Na wiosnę ruszył projekt FC Bayern World Squad, mający na celu utworzenie drużyny z młodych talentów z całego świata. Klub z Bawarii otrzymał 654 zgłoszenia. Do finałowej piętnastki zakwalifikowano szesnastolatka z Polski, Mateusza Sobotkę, który występował wcześniej w Starcie Nidzica i Stomilu Olsztyn.

Piłkarze wybrani prze Bayern ćwiczą pod okiem młodzieżowego trenera Die Roten, Christophera Locha, oraz legendy klubu i mistrza świata z 1990 roku, Klausa Augenthalera.
Na piątkowe popołudnie zaplanowano sparing drużyny FC Bayern World Squad z zespołem Bawarczyków do lat dziewiętnastu. Po nim trenerzy mają podjąć decyzję, kto spośród piętnastu zawodników dołącza do klubowej akademii. Polak stoi przed wielką szansą. Sobotka opowiada o ostatnich tygodniach na łamach WP SportoweFakty.

Dariusz Faron, WP SportoweFakty: W jaki sposób szesnastolatek z Nidzicy trafił nagle pod skrzydła Bayernu?

Mateusz Sobotka, członek projektu FC Bayern World Squad: O projekcie dowiedziałem się od menedżera, z którym współpracowałem. Pomyślałem: czemu nie spróbować? Po jego telefonie zadzwoniłem do rodziców. Kiedy opowiadałem mamie o projekcie, łamał mi się głos. Dla mnie było nie do pomyślenia, że mogę trenować w Bayernie Monachium. Jeśli występujesz w Starcie Nidzica, nie myślisz codziennie o największych klubach na świecie. Uzupełniłem formularz i – zgodnie z wymaganiami – przesłałem dziewięćdziesięciosekundowy filmik z moimi zagraniami. Tydzień później dostałem informację , że Bayern chce ze mną porozmawiać. Z jednej strony to duże wyróżnienie. Z drugiej – wiem, że to początek drogi. Nie jestem jeszcze częścią klubu.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dobek zachwycił lekkoatletyczny świat. "Już po pierwszym okrążeniu krzyczałam, że to będzie medal olimpijski"

A więc zadecydowała kompilacja wideo?

Miałem lecieć na testy, ale pandemia pokrzyżowała szyki. Połączyłem się z trenerem młodzieżowej drużyny Bayernu na wideokonferencji. Powiedział, że ma dla mnie dwie wiadomości: dobrą i złą. Zaczął od tego, że na razie się nie zobaczymy. Potem, w ramach dobrej wiadomości, pokazał mi koszulkę Bayernu z moim nazwiskiem. Pomyślałem, że jest "po zawodach", i że dają mi nagrodę pocieszenia. Po chwili usłyszałem jednak, że zakwalifikowałem się do projektu.

Woda sodowa nie uderzyła panu do głowy?

Nie. Mówiłem do kolegów, że jadę teraz robić karierę, ale to oczywiście w ramach żartów. Tata dbał, żebym twardo stąpał po ziemi. Śmiał się: "pozwiedzasz przez kilka tygodni Monachium, a potem wrócisz do Nidzicy". Chyba chce mnie zatrzymać przy sobie, bo jest częścią miejscowej drużyny (śmiech). Często rozmawiamy telefonicznie. Dopytuje, jak mi idzie i mocno trzyma kciuki.

Jak dokładnie wyglądał plan projektu?

Najpierw spędziliśmy tydzień w Monachium, potem wylecieliśmy na dwutygodniowy obóz do Meksyku. Projekt kończy się zgrupowaniem w Monachium, którego zwieńczeniem jest sparing z drużyną Bayernu do lat 19. Klaus Augenthaler był wielkim piłkarzem, ma wiedzę z boiska, a nie tylko z podręczników, więc jest się od kogo uczyć. Jako trenera cechuje go duży spokój. Tłumaczy, co mamy poprawiać. Bardzo dobrze wygląda też współpraca z trenerem młodzieży w Bayernie, Christopherem Lochem.

Dostrzega pan jakąś różnicę między treningami w Polsce i w Niemczech?

Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale to trochę inny świat niż Polska. Dużo większe tempo i dynamika. Bayern ściągnął talenty z całego świata. Gdy masz obok siebie takich zawodników, z jednej strony jest łatwiej, a z drugiej musisz pracować na większej intensywności. Widzę też różnicę w metodach treningowych. Przez pięć tygodni trenerzy bardzo mocno akcentowali, że najważniejszy jest pierwszy kontakt z piłką. Przyjęcie musi być perfekcyjne. Największą wagę przywiązuje się do podstawowych elementów. W Polsce po długim podaniu wystarczy opanować piłkę. Tutaj momentalnie trzeba się z nią zabrać i znaleźć kilka opcji do rozegrania akcji.

Jak ocenia pan swoją postawę na boisku?

Najgorzej wspominam Meksyk. Gdy wylatywaliśmy z Niemiec, zacząłem się bardzo źle czuć. Zrobiono mi test na koronawirusa, ale wynik był negatywny. Na zgrupowaniu przez pierwsze dwa, trzy dni leżałem w łóżku. Miałem problemy żołądkowe i gorączkę, nie nadawałem się do gry. Klub zachował się wspaniale – otoczono mnie opieką. Pamiętam, jak pojechałem na mecz sparingowy. Chciałem zagrać, a skończyło się tak, że leżałem w szatni na łóżku do masażu. Potem wróciłem do formy. W Meksyku łącznie w trzech sparingach zagrałem dwadzieścia minut. Na szczęście w Niemczech było dużo lepiej – rozegrałem dwa pełne spotkania towarzyskie. Wszystko szło po mojej myśli.

Wyróżnia się pan?

Jeden mecz wychodzi lepiej temu, w drugim błyszczy ktoś inny. Nie widzę piłkarza, który wyraźnie przerastałby resztę. Jak wspomniałem, ściągnięto zawodników z całego świata – Argentyny, Brazylii, Bułgarii, Nigerii, USA, Kanady, Korei Południowej, Tajlandii… W szatni obowiązuje język angielski. Na początku miałem problem, by się otworzyć. Potem zobaczyłem, że nie działa to jak w szkole. Jeśli zapomnisz o odpowiedniej końcówce czasownika, nikt nie zwraca na to uwagi. Najważniejsze, że się rozumiemy. Jak tylko nowi koledzy usłyszeli, że pochodzę z Polski, padło nazwisko Roberta Lewandowskiego. Panuje świetna atmosfera.

Spotkał się pan z "Lewym"?

Nie rozmawialiśmy, ale możemy podglądać treningi pierwszej drużyny, bo też mamy zajęcia przy Sabener Strasse. Ostatnio Robert Lewandowski patrzył na nasze ćwiczenia i widział mój strzał. Na szczęście wtedy wpadło (śmiech). Raz przyszedł do nas Alphonso Davies, który życzył nam powodzenia. Mówiłem, że w naszej drużynie panuje na treningach duża intensywność, ale gdy zobaczyłem, jak ćwiczy pierwszy zespół… Coś niesamowitego! Byłem pełen podziwu, że można tak szybko biegać i wymieniać podania.

Na jakiej pozycji pan występuje?

Czuję się dobrze na każdej ofensywnej pozycji, od skrzydłowego po napastnika. Ale w Monachium jestem ostatnio wystawiany na prawej obronie. Trener stwierdził, że to dla mnie odpowiednie miejsce na boisku. Na pewno muszę popracować nad słabszą, lewą nogą.

Wspomniał pan, że piątkowy sparing z drużyną do lat 19 to ostatni sprawdzian. Kiedy dowie się pan, czy dostał się pan do akademii Bayernu?

W sobotę rano mają odbyć się rozmowy z trenerami. Jestem spokojny. Cokolwiek się wydarzy, cieszę się, że mogę tutaj być. Gdy przyjechałem na pierwsze zgrupowanie, myślałem, że do akademii zostanie włączony tylko jeden z nas. Potem trenerzy zdementowali tę informację. Liczba zakwalifikowanych to niewiadoma. Mam wielkie ambicje, ale na tym etapie rozpoczęcie treningów z zespołem Bayernu do lat 19 byłoby spełnieniem marzeń.

Ma pan plan B?

Jeśli się nie uda, poszukam mocnego klubu w Polsce. Jestem na to gotowy. Wiem, że kilka drużyn o mnie usłyszało. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Zobacz także: 
W lidze francuskiej coraz większa moda na Polaków 
Lionel Messi coraz bliżej wielkiego transferu 

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×