Kochała i szalała za nim cała Polska. Sprawdziliśmy, co robi dziś
To chyba jedyny polski piłkarz, który przeszedł do historii nie ze względu na gole, a niewykorzystane sytuacje. Marek Leśniak, który napędził stracha Anglii, dziś ma nietypową, jak na ex piłkarza, pracę. WP SportoweFakty rozmawiały z byłą gwiazdą.
W Bundeslidze (Bayer Leverkusen, SG Wattenscheid 09, TSV 1860 Monachium, Bayer Uerdingen) pokazał się z bardzo dobrej strony, a jego ulubioną "ofiarą" był Bayern Monachium, któremu strzelił w sumie 4 gole.
Wielu polskich kibiców pamięta go jednak głównie z meczu z Anglią (1993 rok, 1:1 na Stadionie Śląskim).
Leśniak miał wtedy dwie świetne sytuacje, a przy drugiej komentujący tamten mecz Dariusz Szpakowski krzyknął słynne „Aj, Jezus Maria!". Jak Leśniak wspomina tamto spotkanie? I dlaczego po zakończeniu kariery zdecydował się na pracę w… ogrodnictwie? O tym strzelec 10 goli dla reprezentacji Polski opowiedział w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za gol w Polsce! Można oglądać godzinamiPiotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Strzelił pan w Bundeslidze 42 gole w 213 meczach, był pan popularny, ale Robert Lewandowski przebił wszystko. Chyba nie spodziewał się pan, że "Lewy" aż tak daleko zajdzie?
Myślę, że Haaland może zagrozić Robertowi. A BVB - Bayernowi. Bo to jest tak, że w Niemczech na Bayern mobilizują się wszyscy w sposób wyjątkowy. A spotkanie z BVB dla innych rywali to po prostu kolejny mecz, bez takiej "napinki" jak na Bayern. Dlatego w jakimś sensie i Haalandowi, i BVB może być łatwiej. Ale oczywiście to Bawarczycy są zawsze faworytami.
"Lewy" strzela od lat dla Bayernu, a pan lubił strzelać Bayernowi. Ten mecz, kiedy wbił pan trzy gole monachijczykom na ich stadionie, a Wattenscheid zremisowało 3:3, jest pana ulubionym?
Oglądał pan powtórki tych akcji, czy raczej ich pan unikał?
Widziałem je najwyżej 2-3 razy. Z reguły starałem się omijać te sytuacje szerokim łukiem. To jednak nie jest przyjemne wspomnienie. Miałem w karierze o wiele piękniejsze chwile, jak choćby mecze z Bayernem, o których wspomniałem, lub bramki dla reprezentacji. Bo przecież mojego dorobku wstydzić się nie muszę. 20 meczów, 10 goli, w tym bramka strzelona Holandii… A mogło być tego więcej. No ale wiadomo, jak potoczyła się moja historia.
Ta pierwsza akcja, po której był pan bliski strzelenia gola, była czołówką telewizyjnego programu piłkarskiego przez dłuższy czas…
Tak, to też pamiętam. Przynajmniej człowiek jakoś ludziom zapadł w pamięć. Ale tak naprawdę o Leśniaku pamiętają niektórzy do dziś. Niedawno przyjechałem odwiedzić mamę do rodzinnego Nowogardu. Na mojej ulicy mieszka może 200 rodzin, ale chyba tylko cztery zostały z moich starych czasów. A mimo to gdzieś informacja się "niesie”, bo gdy ostatnio spacerowałem z mamą, to podeszła pani i tak od słowa do słowa mówi: „A to pan tak ładnie w piłkę grał”. Teraz spędziłem z mamą trochę czasu, ale poprzednio miałem pecha. Mama była w szpitalu, przejechałem ponad tysiąc kilometrów, żeby ją odwiedzić, ale to był szczyt pandemii. Nie pomogło nawet nazwisko. Nie wpuścili mnie… A wracając do tych goli. Generalnie, co do tej pierwszej sytuacji, to gdyby mnie ktoś obudził o 2:30 w nocy i kazał to powtórzyć, to bym trafił.
A ta druga?
To tak o 3:30 bym to wbił. A już na serio: nie miałem szczęścia tamtego dnia.Dbaniem o roślinność. Mam zlecenia od prywatnych firm, które na przykład mają siedzibę z ogrodem. Dbamy o to, aby ładnie to wszystko wyglądało. Sadzimy rośliny, przycinamy je, kosimy trawę, stawiamy płoty jak trzeba…
Mówi pan "my"…
Tak, gdy roboty jest dużo, to wtedy dzwonię po pomocników. Jednym z nich jest mój syn Wojtek. Mamy dobre ceny, konkurencyjne. Dbam na przykład o roślinność u burmistrza mojej miejscowości. To chyba dobra rekomendacja, bo przecież burmistrz dziadostwa by nie tolerował.
Da się z tej działalności dobrze żyć?
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.