Sousa, czyli profesor dezercji

Wielu kibiców reprezentacji Polski wciąż nie może wyjść z szoku, jak Paulo Sousa mógł zostawić naszą kadrę w takim momencie. Każdy z tych fanów może podać sobie jednak rękę z kibicami Bordeaux... i FC Basel..., a także Videotonu, Swansea, Maccabi...

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
Paulo Sousa WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Paulo Sousa
"Dziś zostałem poinformowany przez Paulo Sousę, że chce rozwiązać za porozumieniem stron kontrakt z PZPN z powodu oferty z innego klubu. To skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera" - te dwa zdania zamieszczone przez prezesa PZPN, Cezarego Kuleszę na Twitterze zna już na pamięć niemal każdy kibic w Polsce.

To właśnie ten wpis rozpoczął burzę związaną z osobą Paulo Sousy. "Szczur", "dezerter", "zdrajca"... W internecie momentalnie zaroiło się od przeróżnych określeń mających oddać stosunek Polaków do postawy Portugalczyka. Dla większości niepojęte było, jak można w kluczowym momencie porzucić zespół.

Taka postawa była niewyobrażalna dla każdego. Każdego poza ludźmi dobrze znającymi Sousę. Portugalczyk w kwestii dezercji mógłby bowiem spokojnie ubiegać się o tytuł profesora.

ZOBACZ WIDEO: "Piłkarze czują się oszukani". Były reprezentant grzmi po zachowaniu Paulo Sousy

Dzień dobry... a w zasadzie do widzenia

QPR, Swansea, Leicester, Videoton, Maccabi Tel Aviv, Basel, Fiorentina, TJ Quanjian, Girondins Bordeaux, Polska - to pełen przebieg kariery trenerskiej Paulo Sousy. 13 lat. 10 drużyn. Doliczając pobyty na bezrobociu wychodzi około rok na zespół. Bilans niebezpiecznie zbliżający się do średniej innego znanego w naszym kraju Portugalczyka - Ricardo Sa Pinto.

Tak jak jednak ten drugi od początku uchodził za furiata, który nigdzie nie potrafi zagrzać na dłużej miejsca, tak Sousa wydawał się zupełnie innym typem człowieka.

Obyty, elegancki, czarujący słowem... Gdyby jednak zawczasu przyjrzeć się jego przeszłości, to dziś nikt nie byłby zdziwiony, że w zasadzie z dnia na dzień zmienia front o 180 stopni.

Sousa zdradza po raz pierwszy

19 czerwca 2009 roku. Paulo Sousa, stawiający pierwsze kroki w zawodzie trenera, obejmuje drugi klub w karierze - Swansea City. Mimo skromnego doświadczenia szkoleniowca, w Walii są oczarowani przybyszem z Półwyspu Iberyjskiego.

"Oficjalnie ujawniony jako nowy szef Swansea, Portugalczyk wkroczył do swojego nowego domu z całą pewnością siebie i urokiem, jakiego można oczekiwać od bliskiego kumpla Jose Mourinho" - pisał portal walesonline.co.uk.

- Chcę umieścić ten klub na mapie świata. Nie tylko Anglii czy Walii. Całego świata - zapowiadał na powitalnej konferencji Portugalczyk.

- Kiedy to się stanie? Krok po kroku. Nie obchodzi mnie jak długo to potrwa. To co mnie interesuje, to nieustanny rozwój - dodawał.

Brzmi znajomo?

- Tutejsze wsparcie dla menadżera jest ważniejsze niż pieniądze. Najważniejsze są wizja i tożsamość klubu - kontynuował nawijanie makaronu na uszy niczego nieświadomych fanów.

Ta wizja, miłość i szacunek do "Łabędzi" potrwała niemal dokładnie rok. Aż do drzwi Sousy zapukał nowy, ciekawszy projekt, jakim było Leicester City. Sousie nie przeszkadzał fakt, że kilka dni wcześniej prezes klubu publicznie deklarował, że po rozmowie z Portugalczykiem jest pewien jego dalszej pracy w klubie.

Już wówczas, na początku jego kariery, padały tak znane dziś oskarżenia: - Po raz kolejny pokazał brak lojalności - grzmiał były reprezentant Walii Ian Walsh.

Czy to jakkolwiek ruszyło samego Sousę? Raczej nie. W tym czasie zaczynał już kolejną bajkę w Leicester.

- Cieszę się, że tu jestem, to wspaniały klub ze wspaniałymi kibicami i bogatą historią. Jestem bardzo podekscytowany tym wyzwaniem - mówił na powitalnej konferencji prasowej.

Co jednak ciekawe, cztery lata później Portugalczyk przyznał się do błędu. I to także rzecz, która w jego karierze lubi się powtarzać.

- Z perspektywy czasu tak, oczywiście popełniłem błąd, opuszczając Swansea. Wtedy czułem jednak, że przeprowadzka do Leicester daje mi najlepszą szansę na karierę. Wszyscy popełniamy błędy w życiu, ale liczy się to, co robisz później - kajał się w jednym z wywiadów. Rzecz w tym, że później było tylko weselej.

"Wciąż tu będę"... no chyba, że nie

24 maja 2014 roku. Paulo Sousa, który od roku prowadzi drużynę Maccabi Tel Awiw, zabiera głos w rozmowie ze stroną maccabi-tlv.co.il. Portugalczyk wypowiada się m.in. na temat zdobytego mistrzostwa czy różnic między piłką w Izraelu a Premier League. W pewnym momencie poruszony zostaje także temat przyszłości Sousy w klubie.

- Jutro, pojutrze... wciąż będę tutaj. Zobaczycie mnie ponownie także 10 czerwca. Nie będę komentował żadnych spekulacji, ponieważ mam bliskie i profesjonalne relacje z zarządem i graczami - zapewniał Sousa.

Pięć dni później na tej samej stronie widniał już news "Paulo Sousa opuszcza Maccabi". Od tej pory Portugalczyk miał już bowiem bliskie relacje z szefami FC Basel.

Oczywiście po latach okazało się, że wciąż kocha Maccabi i gdyby tylko mógł to najchętniej wciąż siedziałby na ławce trenerskiej w Izraelu.

- Gdy tylko będę miał możliwość powrotu, wrócę, bo chcę przeżyć trochę więcej emocji, które do dziś wypełniają moje serce - mówił o możliwości powrotu do Maccabi w 2018 roku.

Warto też dodać, że przed Maccabi Sousa spędził półtora roku w węgierskim Videotonie, który porzucił na rzecz New York Red Bulls. Wówczas jednak negocjacje z Amerykanami wysypały się już po tym, jak zdecydował się odejść z dotychczasowego miejsca pracy, przez co został na kilka miesięcy na lodzie.

Żadnych więcej "Sousów"

W zasadzie nie było klubu, z którego Sousa odszedłby bez żadnych "kwasów". Wydawałoby się, że skoro tak bardzo zależało mu na dołączeniu do Bazylei, to tam da z siebie wszystko, by jak najbardziej rozwinąć ten projekt.

- Tu, w Bazylei, czuję się prawie jak w domu - mówił na dzień dobry.

Rzecz w tym, że Portugalczyk nigdy nie był specjalnym domatorem. Gdy tylko pojawiła się możliwość przeprowadzki do Włoch, nie wahał się ani chwili. Oczywiście rozmowy prowadził bez wiedzy pracodawcy.

O tym, jak po wszystkim był postrzegany w Szwajcarii wiele mówił chociażby pewien wdzięczny tytuł. "Krowa zeszła z lodu" - tak tekst o odejściu z Sousy zatytułował jeden z miejscowych portali. Dalej mogliśmy przeczytać, że po przygodach z Sousą w Bazylei będą chcieli raczej postawić na kogoś z bliższego kręgu kulturowego. Od tamtej pory w klubie pracowali wyłącznie Szwajcarzy.

Jak widać nie tylko u nas Sousa zniechęca do zagranicznych eksperymentów.

Biała flaga

Jedno trzeba Paulo Sousie oddać - bardzo rzadko był zwalniany. Nawet w chińskim TJ Quanjian, w którym kompletnie zawiódł, wygrywając w końcowej fazie swojej przygody zaledwie 1 z 12 meczów, to on poprosił o rozwiązanie kontraktu.

Prawdziwy popis dał jednak dopiero w kolejnym miejscu pracy - francuskim Girondins Bordeaux. Jak opisywał na Twitterze Marcin Jabłoński, założyciel GirondinsPolska, Sousa zepsuł wszystko co się dało.

"Przyjechałeś do Bordeaux zadbany, pięknie uczesany, z elegancką siwizną. W cudowny sposób opowiadałeś na konferencjach o drużynie, że widzisz potencjał, że wierzysz w zawodników" - zaczął list do Sousy Jabłoński.

Rzecz w tym, że tak jak w każdym innym miejscu pracy, tak i tutaj były to jedynie miłe złego początki. Ostatecznie Portugalczyk całkowicie rozczarował, a po wszystkim, gdy zdecydował się porzucić drużynę, oczekiwał jeszcze odszkodowania za przedwczesne rozwiązanie umowy.

"Zamiast powiedzieć 'do widzenia' zażądałeś 3,36 mln euro. Naprawdę? Nie chcesz być trenerem naszej drużyny, Ty chcesz odejść, nikt Cię nie zwalniał i jeszcze mamy Ci za to zapłacić? A dzisiaj dowiedzieliśmy się, że prowadzisz rozmowy z Benfiką, mimo, że Twój agent temu zaprzeczał" - brzmi dalsza część wpisu Jabłońskiego. Po raz kolejny - jakby znajomo.

Przecież teraz już będzie inaczej

Mając na uwadze całą historie Sousy, poszerzoną właśnie o epizod z kadrą Polski, zatrudnianie go można porównać do twierdzeń bitej żony, która zapewnia, że teraz mąż już się na pewno zmienił.

W każdym razie w taką wersję uwierzyć postanowiło Flamengo. Zaczyna się jak zawsze - przychodzi elegancki, elokwentny siwy pan i roztacza wizje o potędze.

"Witam, Najwięksi Fani na Świecie! To do Was piszę. Robię to z wielką dumą i wielką satysfakcją spełniając swoje marzenia o reprezentowaniu tak wielkiego klubu. Nadszedł czas, by ciężko pracować, by dać radość i tytuły, by zakochać się w ponad 40 milionach fanów. Zagramy razem!" - napisał na dzień dobry na Twitterze Sousa.

W tym miejscu pozostaje tylko napisać: Oni jeszcze nie wiedzą...

Czytaj także:
Paskowy "Wiadomości" w TVP przeszedł samego siebie ws. Sousy!
Zawodnik PSG na celowniku Milanu. Zimowe porządki w Paryżu rozpoczęte?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×