"Król Artur" uniknął ścięcia. Ale to panowanie już się powinno zakończyć [OPINIA]

Artur Boruc po skandalicznym zachowaniu w meczu z Wartą dostał karę, która mogłaby być zdecydowanie surowsza. Znany piłkarz odepchnął rywala z boiska, a następnie popchnął operatora kamery.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Artur Boruc Newspix / Na zdjęciu: Artur Boruc
Były reprezentant Polski wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Schodząc odepchnął operatora z kamerą, który mało nie upadł. A po meczu w mediach społecznościowych zabłysnął, propagując wpis, że "Sędzia ch…". Kara: 3 mecze pauzy w ekstraklasie i 25 tysięcy złotych grzywny.

Legia w niedzielę z Wartą Poznań przegrała na swoim stadionie 0:1. Grała beznadziejnie, czym ani kibice, ani Boruc zaskoczeni być nie powinni. Bo skoro jesienią była słaba, to i po krótkiej przerwie, pozbawiona trzech najbardziej kreatywnych graczy w poprzedniej rundzie (Luquinhas, Emreli, Josue) - musi być jeszcze słabsza. I właściwie jedynym zaskoczeniem jest to, że mentalnie nie wytrzymał ten, na którego najbardziej liczono - Artur Boruc. Znany i popularny piłkarz odegrał marny "teatr" niegodny legendy klubu.

Niestety, to, co dopadło Boruca w 72. minucie niedzielnego meczu, nie chciało go później opuścić jeszcze bardzo długo. Jeśli ktoś próbowałby jeszcze na siłę znaleźć jakieś wytłumaczenie dla zachowania bramkarza Legii na boisku (no bo się chłop "zagotował", dał się sprowokować, itp.), to już w przypadku tego, co się działo dalej, trudno znaleźć dla Artura jakiekolwiek usprawiedliwienie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w tej roli Lewandowskiego jeszcze nie widzieliśmy. Co on trzyma w dłoni?

Chamskie popchniecie - przy linii bocznej - operatora telewizji oburzyło ludzi nawet bardziej, niż głupie zachowanie Boruca na boisku. W komentarzach pojawiły się pytania, czy "król Artur" to teraz "gbur Artur" i nie były one, niestety, bezpodstawne. Braku szacunku do innych nie można tolerować. Popchnięcie człowieka, który pracował przy meczu, w strefie, w której miał prawo być tylko dlatego, że Borucowi spieszyło się przybić piątkę z wchodzącym na boisko Misztą, zasługuje na surową karę.

Niestety, napięcie nie puściło bramkarza Legii jeszcze długo po meczu. W poniedziałek (14 lutego) udostępnił na swoim InstaStory wpis innego użytkownika Instagrama, który do zdjęcia przedstawiającego Boruca dodał podpis "Sędzia ch…". Po pewnym czasie bramkarz Legii usunął kontrowersyjny wpis, ale screen zaczął już krążyć w mediach społecznościowych. Czy można sobie (i ukochanemu klubowi) mocniej zaszkodzić? To kompletnie niezrozumiałe zachowanie Boruca.

Mając na względzie sekwencję tych trzech zdarzeń z niedzieli i poniedziałku, trzeba się było liczyć z tym, że sankcje Komisji Ligi będą dotkliwe. Pewnie nawet spodziewano się bardziej surowych. Kara karą, ale mam przekonanie, że to, co się stało w meczu i po meczu z Wartą, jest jednak fragmentem większej całości. Sposobu zarządzania klubem, zatrudniania w nim niewłaściwych osób, funkcjonowania Legii w stanie ciągłego i niekończącego się kryzysu. Powstaje wrażenie, że nikt nie panuje nad całością. A gdy jest bezhołowie, to silne jednostki robią, co chcą. Bo mogą. Boruc jest ważnym zawodnikiem Legii, ale - z tak silnym poparciem trybun - jest też trudny do prowadzenia. Warto jednak przypomnieć fundamentalną zasadę: żaden zawodnik nie może być ponad drużyną, nie może funkcjonować w niej na specjalnych prawach. Oczywiście wszędzie wokół najlepszych chodzi się na paluszkach, ale decydujące jest to, żeby umieć stawiać granice. W drużynach, w których pozwolono największej gwieździe na więcej, z reguły źle się to kończyło.

Jak jest w Legii? Moim zdaniem Borucowi wydaje się, że jemu wolno więcej. Jest na to sporo przykładów, m.in. rzucenie piłką w kolegę z drużyny - Mateusza Wieteskę. Nikt z klubu tego wówczas publicznie nie napiętnował. Szkoda, bo był czas, żeby zawrócić z tej drogi.

Mam wrażenie - to moje osobiste odczucie - że w przypadku Artura pewną granicę przekroczono, gdy zagrał w ubiegłym roku w reklamie piwa. Nie przypominam sobie przypadku, żeby aktywny piłkarz, który nadal gra i jest gwiazdą ligi, został twarzą intensywnej kampanii reklamowej alkoholu. Nie wiem, kto się na to zgodził. Dziwię się, że nikt się wtedy nie oburzył (a są do tego powołane stosowne instytucje), ale może nie powinno mnie to zaskakiwać. Bo naszym kraju standardy etyczne mocno się ostatnio rozregulowały. Wystarczy, że nie masz zarzutów i już możesz być selekcjonerem reprezentacji. To co tam szkodzi małe piwko idola młodzieży, prawda?

Boruc ma bogatą karierę i równie bogatą "kartotekę". Gdyby spisać wszystkie jego - większe i mniejsze - wyskoki, powstałaby pokaźna księga wielkości encyklopedii. Wkurzył się chociażby Leo Beenhakker po "aferze lwowskiej", gdzie w hotelu działy się już naprawdę grube cuda. Takie, że nawet urwana umywalka w toalecie jednego z pokoi kadry nikogo nie zaskoczyła, bo znakomicie wpisywała się w ówczesny klimat rozbawienia. A ostatnie lata Artura na zgrupowaniach kadry, jeszcze za Nawałki? Spuśćmy na to zasłonę milczenia. Bo w sumie nie o to chodzi, żeby wypominać Borucowi historie z całej jego kariery. Co byśmy tu nie napisali, to chłop, który ma 42 lata, powinien wiedzieć, co robi.

Lepiej za to się zastanowić nad wspólną przyszłością Legii i Artura. Może się jeszcze długo przebierać w coraz obszerniejsze bluzy bramkarskie, ale czasu nie zatrzyma. Mam świadomość, że ważny zawodnik dla Legii, nie wiem czy - patrząc na cały ten sezon - w ogóle nie najlepszy. Ale skoro Juventus potrafił się rozstać z Gianluigim Buffonem, to i w Legii podobna operacja powinna się udać. Gdy jesienią Boruc doznał kontuzji i przez kilka tygodni nie mógł grać, kibice byli mocno zaskoczeni, że młodzi następcy Artura prezentują się tak przeciętnie, że są niegotowi na Legię.

Otóż tak długo jak w Legii będzie jako "jedynka" Artur Boruc, żaden poważny bramkarz, z ambicjami na grę, na Łazienkowską nie przyjdzie. Bo tu hierarchia jest ustalona, a rywalizacja z legendą klubu i pieszczochem trybun, z góry jest skazana na niepowodzenie. Legia przez lata "produkowała" bramkarzy i dobrze na tym zarabiała. To nie przypadek, że teraz takich możliwości nie ma. Bo "młody", żeby się drogo sprzedał, musi grać, zbierać doświadczenie.

Nie twierdzę, że Legia powinna się Boruca pozbyć, bo przecież ciągle jest w niej najlepszy, ale może można by powtórzyć manewr z Juventusu, gdzie Wojciech Szczęsny wchodził do drużyny przy takiej postaci jak Buffon i tam legenda klubu zgodziła się siadać na ławce rezerwowych. Dla dobra tego klubu.

Świadomość faktu, że dzisiaj w Legii wszystko wisi na Borucu, powinna nakładać na Artura jeszcze większe poczucie odpowiedzialności za losy drużyny. Może tym razem Cezary Miszta wykorzysta szansę od losu, ale doświadczenia z jesieni wskazują, że młodzi golkiperzy Legii, ilekroć byli w ostatnim sezonie wrzuceni na głęboką wodę, to spektakularnie się topili. Ktoś słusznie zauważył, że Boruc osłabił i tak słabą już drużynę. I to jest niewybaczalne.

Ja mam inną pretensję do Boruca. Zgadzam się z tymi komentarzami na legijnych forach, w których kibice podnoszą kwestię, że zabrakło im zdecydowanej reakcji Artura, gdy bandyci pobili w autobusie jego kolegów z drużyny. Że to był najlepszy moment, żeby pokazać odwagę, siłę i zdecydowanie. I zabrać głos w mediach społecznościowych. Bo lider jest także od trudnych spraw. Może nawet od trudnych w pierwszej kolejności.

Jest w Legii wiele spraw do poukładania. Incydent z Borucem pokazuje tylko tyle, że jeśli cały mechanizm źle działa, to w najważniejszym momencie, może puścić nawet to - zdawałoby się - najmocniejsze ogniwo. Arturowi podpowiadam, że warto osobiście przeprosić kilka osób. A popchniętemu operatorowi wysłać np. bilet VIP na mecz reprezentacji. Bo z każdej trudnej sytuacji da się wyjść z klasą.

Dariusz Tuzimek

Zobacz też:
"Fryzjer" by tego nie wymyślił [OPINIA]
Dariusz Tuzimek: Tak nowy selekcjoner zdobywa sobie szatnię [OPINIA]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×