Futbol w cieniu inwazji. Piłkarze Jagiellonii mają rodziny na Ukrainie
Cały świat z niepokojem obserwuje od kilku dni inwazję Rosji na Ukrainę. To szczególnie trudny czas dla dwójki piłkarzy Jagiellonii Białystok, którzy urodzili się za naszą wschodnią granicą i mają tam swoje rodziny.
Tego samego dnia o godz. 12:30 kilkaset kilometrów dalej w Polsce zaplanowany jest mecz Jagiellonii Białystok z Wartą Poznań. W składzie zespołu gospodarzy znajdą się najprawdopodobniej Taras Romanczuk i Andrzej Trubeha, dla których ostatnie kilkadziesiąt godzin musi być szczególnie trudne.
Romanczuk i Trubeha urodzili się na Ukrainie i tam spędzili pierwsze lata życia. Później los zaprowadził ich do Polski, której obecnie jako jedynej obywatelstwo posiadają. Na miejscu wciąż mają jednak swoich bliskich.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w tej roli Lewandowskiego jeszcze nie widzieliśmy. Co on trzyma w dłoni?Romanczuk pochodzi z Kowla oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów od granicy i tam właśnie spędził większość swojego życia. Dopiero w 2013 roku trafił do Polski wypatrzony przez Legionovię Legionowo. Po kilku latach z uwagi na korzenie rodzinne otrzymał nasz paszport i musiał zrzec się ukraińskich dokumentów. W tym kraju bywa jednak często z uwagi na m.in. mieszkających tam wciąż rodziców.
Trubeha ma nieco inną historię. On przyszedł na świat w również przygranicznym Jaworowie, ale przeprowadził się do naszego kraju już jako kilkuletnie dziecko. Obywatelstwo otrzymał jako nastolatek, a szerzej opowiadał o tym kilka miesięcy temu na naszych łamach. Z krajem naszych wschodnich wciąż łączy go jednak dalsza rodzina i sporo znajomych.
- Wszyscy przeżywamy to co w tej chwili się dzieje. Możemy tylko wspierać naród ukraiński, a na boisku pokazać naszą siłę i to, że jesteśmy ponad to - dodał 57-latek.