Początki Marka Motyczyńskiego w Puławach nie były łatwe. Liczne kontuzje, kilka porażek na początku sezonu spowodowały, że coraz głośniej zaczęło mówić się o jego zwolnieniu. Później zespół wzmocniono Grzegorzem Gowinem, zawodnicy wrócili po urazach i od razu wyniki zaczęły się poprawiać. W końcu też zawiązała się prawdziwa nić porozumienia pomiędzy trenerem a jego podopiecznymi, którzy wreszcie zaczęli rozumieć realizowaną koncepcję. W ostatniej kolejce puławianie niespodziewanie przegrali z NMC POWEN-em Zabrze. To stało się pretekstem do podjęcia decyzji o zwolnieniu Motyczyńskiego.
- Ja żadnego problemu nie miałem, zawodnicy również. Mamy 18 punktów i praktycznie pewne miejsce w ósemce - mówi były szkoleniowiec w Kurierze Lubelskim. - Po ostatnim meczu w Zabrzu rozstaliśmy się z prezesem, życząc sobie dobrych świąt. W Puławach byłem przed sylwestrem, ale odbyliśmy tylko luźną rozmowę. [...] Jeżeli decyzja już zapadła, to poza mną, bo ze mną nic nie zostało ustalone - dodaje.
We wtorek prezes Jerzy Witaszek zaprezentuje nowego szkoleniowca. Dzień wcześniej sam poprowadzi zajęcia z zawodnikami. - Mam uprawnienia trenerskie i to ja poprowadzę pierwszy trening w nowym roku - podkreśla prezes, który nie chce mówić o powodach zwolnienia. - Zgodnie z decyzją zarządu, nie komentuję tego - kończy.
Jedyną zagadką pozostaje teraz kto zostanie nowym trenerem Azotów Puławy. Czy będzie to nowa twarz czy kolejny raz... Bogdan Kowalczyk, który dwukrotnie już obejmował to stanowisko. Pytaniem jest tylko co mają dać tak częste roszady na stanowisku szkoleniowca. Wszak wiadomo, że budowa zespołu nie trwa miesiąc, dwa czy nawet pół roku, ale znacznie dłużej. Ciągła niepewność pracy nie spowoduje realizacji długofalowej wizji, która w przyszłości pozwoli osiągać bardzo dobre wyniki.