Nie myli się ten, kto nic nie robi - rozmowa z Mariuszem Jurasikiem, rozgrywającym Vive Targów Kielce

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Mariusz Jurasik będzie jednym z wielkich nieobecnych zbliżających się Mistrzostw Europy w Serbii. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl zawodnik Vive Targów Kielce opowiada m. in. o reprezentacji Polski oraz pobycie w Rhein-Neckar Löwen.

Jakub Szczęsny: Brak Ciebie w kadrze na ME w Serbii jest pewnego rodzaju niespodzianką dla kibiców. Bogdan Wenta poinformował Cię wcześniej o tym, że nie pojedziesz do Serbii czy być może brak powołania był dla Ciebie zaskoczeniem?

Mariusz Jurasik: Nie liczyłem na żadne powołanie. Od Mistrzostw Świata w Szwecji nie zagrałem w reprezentacji, ominęły mnie turnieje towarzyskie, więc nie spodziewałem się nagłej zmiany. W tym roku zagrałem na prawym skrzydle tylko w turnieju o "dziką kartę". Bogdan Wenta nie poinformował mnie bezpośrednio, że nie pojadę do Serbii. Dowiedziałem się o tym z mediów i nie mam do nikogo pretensji.

W reprezentacji występowałeś zazwyczaj na skrzydle, pomimo tego, że w klubie grałeś na rozegraniu. Chyba nie miałeś kłopotów ze zmianą pozycji, gdyż wyglądało to dobrze na MŚ w 2007 i 2009 oraz na igrzyskach w Pekinie i ME w 2010?

- Wiadomo, że trzeba przeprowadzić kilkanaście treningowych na nowej pozycji, ale rzeczywiście nie miałem kłopotów z przestawieniem się na skrzydłowego. Gdy brakuje intensywności potrzebujesz czasu na zgranie. Mistrzostwa w Szwecji mi nie wyszły, ale poza tym wydaje mi się, że pozostałe imprezy mogę zaliczyć do udanych.

Jaka jest podstawowa różnica między grą na skrzydle a rozegraniu?

- Skrzydłowy jest uzależniony od rozgrywających. Samemu można wypracować 2-3 sytuacje, lecz resztę stanowią podania od kolegów z rozegrania. Inną sprawą jest kontratak. Większość klubów wychodzi z założenia, że sukces w piłce ręcznej daje skuteczna kontra. Po dobrej interwencji bramkarza może pójść podanie i trzeba do niego biec. Wtedy prawdopodobieństwo zdobycia bramki jest duże.

Na MŚ w Szwecji zagrałeś słabo. Co sprawiło, że na poprzednich turniejach nagła zmiana nie robiła różnicy, a w Skandynawii było widać, że czegoś brakuje?

- Większość poprzedniego sezonu była kiepska w moim wykonaniu. Po 2-3 latach dobrej gry w klubie i reprezentacji przyszło "zmęczenie materiału". Czułem się wypalony. Na całe szczęście przerwa wakacyjna zadziałała na moją korzyść. Wydaje mi się, że odbudowałem się i mogę być z siebie zadowolony.

Kończąc wątek kadry to bramka dająca zwycięstwo w finale Superpucharu 2007 ze Szwecją to Twoje najważniejsze trafienie dla reprezentacji?

- W swojej paro letniej karierze zdobywałem wiele bramek, które okazywały się ważne w końcowym rozrachunku. To była bardzo ważna bramka, ale na pewno nie najważniejsza. Mój rzut dał nam zwycięstwo w ostatnich sekundach. Zdobyliśmy Superpuchar, który był ważnym trofeum w naszej kolekcji.

Prestiżowy francuski magazyn "L'Equipe" wybrał Cię w 2009 roku najlepszym prawo skrzydłowym. To dla Ciebie najważniejsze wyróżnienie indywidualne w karierze?

- Jest to sytuacja podobna do poprzedniego pytania. Byłem w "siódemce" MŚ 2007, podczas obchodów z okazji 90 lecia Związku Piłki Ręcznej w Polsce wybrano mnie najlepszym skrzydłowym w historii. Francuski magazyn jest wielką marką, w której głos mają nie tylko kibice z Polski. Traktuję to jako wielki zaszczyt, gdyż znalazłem się w jednym gronie z mistrzami świata, Europy czy igrzysk olimpijskich.

Mariusz Jurasik zadebiutował w reprezentacji Polski w 1997 roku

Trafiłeś po raz pierwszy do Kielc w 1996 roku. Następnie przeniosłeś się do Płocka. Czujesz się "handballowym" Luisem Figo?

- W moim pierwszym podejściu zupełnie inni ludzie pracowali w Kielcach. Sponsorami dawnej Iskry byli odpowiednio Ceresit i Kolporter. Na temat działaczy wolałbym się nie wypowiadać. Musiałem odejść z klubu i tyle. Los sportowca bywa dziwny. Uważam, że na tamten moment transfer do Płocka był dobrą decyzją i wybrałem najlepiej jak mogłem. Obecne fakty są takie, że Vive i Wisła dominują w Polsce.

W 2009 wróciłeś do Vive. Na parkiecie doskonale rozpoczęła wyglądać Twoja współpraca z Rastko Stojkoviciem. Widać, że rozumiecie się na parkiecie i poza nim. Nadajecie na tych samym falach?

- Odpowiada mi jego styl gry. Przez 6 lat gry w Lwach z Mannheim grałem z równie dobrymi zawodnikami. Rastko gra podobnie do Białorusina, występującego w reprezentacji Niemiec Andreja Klimovetsa. Andrej jest wyższy od Serba, ale zachowuje się podobnie na parkiecie. Po 2-3 treningach wiedziałem jak grać ze Stojkoviciem.

Pojawienie się w drużynie Denisa Bunticia sprawiło, że zostałeś rezerwowym. Jak się czujesz w roli zmiennika?

- Zmieniam Denisa, dając mu odpocząć i staram się realizować założenia taktyczne w 100 proc. Chorwat jest bardzo dobrym zawodnikiem i gra lepiej ode mnie w obronie. Być może dlatego zaczyna mecze od pierwszej minuty. Vive ma 16 graczy i od żadnego nie czuję się gorszy. Sezon jest bardzo długi. Liczę, że będą dostawał swoje szanse i być może będzie ich jeszcze więcej niż obecnie.

Przed sezonem 2011/12 wydawało się, że zabraknie Cię w Vive i będziesz musiał szukać nowego pracodawcy. Po drodze wyszły na jaw twoje zarobki, których musiałeś się zgodzić na drastyczne obniżenie w nowym kontrakcie. Byłeś nieugięty, lecz w ostatnim momencie zmieniłeś zdanie. Co wpłynęło na Twoją decyzję?

- Nie zamierzałem potwierdzać spekulacji mediów, dotyczących moich zarobków. Z zarządem usiedliśmy do rozmów i osiągnęliśmy consensus. Chciałem grać w Vive, tworzyć historię tego klubu, być jego częścią i budować jego potęgę. Dogadaliśmy się i wszyscy jesteśmy z tego zadowoleni.

"Józek" wrócił do Kielc w 2009 roku

Byłeś od początku budowania na potęgę Rhein-Neckar Löwen. Twoim zdaniem popełniono, w którymś momencie błąd ? Klub miał zdobywać trofea, a tylko otarł się m.in. o Final Four Ligi Mistrzów czy podium Bundesligi?

- W klubie pojawił się Thorsten Storm, który pogubił się w swoich działaniach. Lwy są bardzo bogate i co sezon wymieniają pół drużyny. Obecnie sytuacja nie uległa zmianie, gdyż 6-7 zawodników wchodzi do zespołu. Rhein-Neckar Löwen nie mieli dużo czasu na zgranie i jesień zazwyczaj mieli słabą. W wiosennych meczach było już dużo lepiej, lecz straty były nie do odrobienia. Gdyby utrzymali skład z poprzedniego sezonu na pewno mielibyśmy z nimi większe problemy w tegorocznym finale turnieju o "dziką kartę".

Wychodzi na to, że menadżer Thorsten Storm rozstaje się z polskimi szczypiornistami w trakcie trwania sezonu. Jak wyglądało Twoje rozstanie i wasze relacje?

- Przez jakiś czas nie mogliśmy się dogadać. Sytuacja się zmieniła, gdy zostały mi 3-4 miesiące do wypełnienia kontraktu. Rozstaliśmy się w koleżeńskiej atmosferze, także nie chowam do niego żadnej urazy.

W Mannheim przez długi czas byłeś najlepszym strzelcem w historii klubu. Nie dawno wyprzedził Cię w tej klasyfikacji Uwe Gensheimer. Uważasz, że to największy od lat talent niemieckiej piłki ręcznej? Gdy pojawił się w klubie było widać od razu, że ma zadatki na wielkiego zawodnika?

- Uwe trafił do klubu w wieku 17 lat i od początku było widać jego umiejętności. Moim zdaniem jest najlepszym lewo skrzydłowym na świecie. Jego przegląd sytuacji boiskowych sprawia, że mógłby grać nawet na rozegraniu. Bardzo dużo myśli, dlatego jest tak dobry.

Kibice reńskich lwów wywiesili transparent "Wir fordern Mariusz muss bleiben" ("Mariusz, musisz pozostać"). Czujesz się w jakiś sposób ikoną klubu, z którym byłeś od początku jego tworzenia?

- Czułem się wyróżniony. Sportowiec gra nie tylko dla klubu i pieniędzy, ale przede wszystkim dla kibiców. Na moje ostatnie pół roku gry do hali przychodziło 11-12 tysięcy widzów i to było wspaniałe. Gdy kibice stoją za tobą murem to wiesz, że praca nie idzie na marne.

Podczas pobytu w Niemczech farbowałeś włosy. Sięgnęła Cię tamtejsza moda czy po prostu chciałeś zmienić swój wizerunek?

- Zarówno jedna i druga teza jest bliska prawdy. Chciałem zmienić swój wizerunek. W Niemczech wielu zawodników farbowało włosy, więc ja też spróbowałem.

Polski szczypiornista był ulubieńcem kibiców z Mannheim

Której z niewykorzystanych sytuacji ze skrzydła żałujesz najbardziej?

- Najbardziej ubolewam nad sytuacjami z finału MŚ 2007. To był mój najsłabszy mecz w tym turnieju. Zmarnowałem 3-4 wyśmienite okazje. Gdybym trafił być może zostalibyśmy mistrzami świata? Ten mecz to już historia, ale wielka szkoda, że nie udało się ugrać więcej. Nie myli się ten, kto nic nie robi. Mam nadzieję, że przede mną jak najmniej podobnych sytuacji.

Żagańska Akademia Piłki Ręcznej to Twój autorski pomysł?

- To pomysł 2-3 ludzi, który został mi przedstawiony bardzo dawno temu. Nie namyślałem się długo i wsparłem tą inicjatywę. Dariusz Kudła zajął się organizacją, a ja dałem swój wizerunek. Nie mam zbyt wiele wolnego czasu, więc nie brałem czynnego udziału w promocji żagańskiej akcji.

Skąd wzięła się Twoja pasja do motocykli?

- Odkąd sięgnę pamięcią zawsze interesowały mnie motocykle. Musiałem do nich dorosnąć. Na początku nie miałem zbyt dużo czasu, następnie byłem zbyt młody na kupno motocykla. Motocykl ma 2 kółka nie 4, więc nie chciałem zrobić sobie i innym krzywdy. Gdy miałem 21 lat młodzieńcza fantazja mogła mnie ponieść tak daleko, że mógłbym nie udzielić tobie wywiadu. Wróciłem do Polski w dobrym wieku i od 2 lat staram się realizować swoją pasję, jaką jest jazda motocyklem.

Nie ukrywasz, że lubisz dobrze zjeść. Masz słabość do słodyczy i fast-foodów czy chodzi może o domową kuchnię?

- Wbrew pozorom nie przepadam za słodyczami. Dla mnie mogłyby nie istnieć. Kuchnia domowa to jest to. Lubię dużo potraw. W okresie świątecznym uważałem na siebie, bo wiem czym to grozi. Zrzucanie kilogramów jest strasznie męczące. (śmiech)

Nucisz sobie przy goleniu przebój Bajmu "Józek, nie daruję Ci tej nocy"?

- Nie. Skupiam się tylko na pozbyciu zarostu. (śmiech)

Zbliża się koniec roku. Masz jakieś postanowienia?

- Chciałbym odzyskać mistrzostwo Polski, a w Lidze Mistrzów wyjść z grupy B. Jeżeli wyjdziemy zwycięsko z tak wyrównanej stawki, dalej może być tylko lepiej. Być może zagramy nawet w 1/4 Champions Leauge?

Prawy rozgrywający Vive Targów Kielce jest zmiennikiem Denisa Bunticia

Źródło artykułu: