To dopiero początek - rozmowa z Przemysławem Mańkowskim, prezesem Pogoni Baltica Szczecin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Oczywiście nie spoczniemy na laurach - już teraz zapowiedział w obszernym wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl prezes Pogoni Baltica Szczecin, Przemysław Mańkowski.

Jakby pan nazwał to, co się wydarzyło w Szczecinie w meczu Pogoni Baltica z Piotrcovią? Cud, szczęście, umiejętności?

- Szczęście oczywiście też, ale przede wszystkim konsekwencja w grze. Myślę, że nasze zawodniczki w pierwszej połowie zdecydowanie prowadząc rozprężyły się. Jak widać Piotrcovia serce do walki i umiejętności miała olbrzymie, co udowodniła. Na takim poziomie trzeba być jednak skoncentrowanym od pierwszej do ostatniej minuty. Jakiekolwiek zachwianie powoduje, że przeciwnik z zimną krwią to wykorzystuje. Końcówka meczu absolutnie dla nas szczęśliwa. Niemniej pokazała, że walczymy do końca. Byliśmy zdeterminowani. Szczęście nam akurat w tym meczu sprzyjało. Oczywiście dla kibica jest to wspaniała sprawa, natomiast my nie powinniśmy do takiej nerwowości doprowadzać.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że marzy się panu 5. miejsce. Jak widać marzenia się spełniają. Z pewnością pana zawodniczki też o takim rozwiązaniu marzyły. "Pomocną dłoń" wysunęły też inne zespoły i ich wyniki.

- To prawda. Tu jest wiele czynników, które do tego doprowadziły. Splot zdarzeń i wyniki na innych parkietach to jedno, druga sprawa to ciężka praca naszych dziewczyn i wreszcie kropka nad i, czyli zwycięstwo jedną bramką z Piotrcovią. Bez tego nie było tej fety. Przed nami są teraz dwa tygodnie odpoczynku, ale i koncentracji, przygotowania się i ciężkiej pracy, po to by w ćwierćfinale mistrzostw Polski godnie reprezentować Szczecin i pokusić się o kolejną niespodziankę.

Przez pierwsze 20. minut Pogoń grała prawie bezbłędnie. Niemniej jednak w końcówce pierwszej połowy cała przewaga została stracona. Przydarzyły się kary, które dodatkowo osłabiły szczecinianki. Kontrowersyjna jest sytuacja faulu Kuryanovich.

- To jest walka. Tego dnia wygrał lepszy, ale żeby tak się czuć i mieć taki komfort to trzeba prowadzić jednak kilkoma bramkami a nie jedną. Mecz na styku zawsze może się różnie skończyć. Tak było z Lubinem w Szczecinie. Tak też było z Koszalinem, gdzie prowadziliśmy wyrównaną walkę. Tam akurat bez happy-endu. Teraz to szczęście było przy nas. Fajnie jest, że kiedy potrzebujemy tego zwycięstwa ono się trafia. Niemniej jednak to pokazuje ile przed nami pracy. To tak naprawdę również buduje atmosferę, zachęca i mobilizuje dziewczyny do tej pracy. Myślę, że trener wyciągnie z tego wnioski. To jest kolejna lekcja, która będzie nas zbliżała do tych tytułów, o których po cichu i nieskromnie marzymy.

Po meczu Pogoni z Piotrcovią w ekipie tych pierwszych zapanowała euforia
Po meczu Pogoni z Piotrcovią w ekipie tych pierwszych zapanowała euforia

Na kilka chwil przed końcem gospodynie przegrywały 30:33. Wierzył pan, że to się tak szczęśliwie skończy?

- Widać było, że Piotrcovia grała praktycznie jedną siódemką. To zmęczenie musiało przyjść. Poza tym zawodniczki z Piotrkowa nie są najmłodsze. Wynik jaki osiągnęły w ostatnich 6. kolejkach ligowych jest naprawdę imponujący. Niemniej jednak zmęczenie musiało nastąpić. Nasze dziewczyny podkręciły tempo i dlatego też taki, a nie inny jest ten wynik. Wymuszone błędy własne Piotrcovii spowodowały, że nasza szczelna obrona i szybki kontratak doprowadziły do takiego horroru, który zakończył się happy-endem.

Uważam, że istotne było to, że w tej końcówce miejscowym nie przydarzyła się żadna głupia dwuminutowa kara. Wówczas bowiem, gdy Pogoń Baltica grała w pięć zawodniczek, to Piotrcovia sprawiała jednak lepsze wrażenie.

- To prawda. Piotrcovia dysponuje wspaniale rozumiejącą się obroną, a ona w drugiej połowie była imponująca. Proszę zauważyć, że w pierwszej części meczu rzuciliśmy 20 bramek, a w drugiej już znacznie mniej. Powinno być odwrotnie. W ostatnich minutach możliwość błędu jest większa, z uwagi na to zmęczenie. Wtedy tych bramek może wpaść znacznie więcej. Potwierdza się, że wygrywa ten, który gra do ostatniej minuty.

Tym meczem zakończyliście sezon zasadniczy. Proszę krótkie o podsumowanie tej rundy, jak i całego sezonu.

- Jeszcze trochę za wcześnie na takie podsumowania. Emocje po tym spotkaniu są jeszcze zbyt wysokie. Oczywiście cel, który mieliśmy, czyli awans do play-offów został zrealizowany. Natomiast wynik, który osiągnęliśmy jest bonusem, na który nikt z nas przed sezonem nie liczył. Piąta pozycja tej drużyny po drugiej rundzie jest czymś co zmusza mnie osobiście do jeszcze bardziej wytężonej pracy, aby ten zespół dalej szlifować, motywować, ale tak naprawdę zabezpieczać dla niego wszelkie rzeczy około sportowe, które w obecnym sporcie są bezsprzecznie konieczne.

W hali na Twardowskiego nie brakowało kibiców z Koszalina. Powtórka jest pewna
W hali na Twardowskiego nie brakowało kibiców z Koszalina. Powtórka jest pewna

Wybiegając w przyszłość play-offy z Politechniką są dla was najlepszym rozwiązaniem pod kilkoma aspektami, nie tylko tym sportowym, ale również ekonomicznym.

- To bardzo cieszy, że możemy grać z Koszalinem, ale myślę, że mamy tu dodatkowe aspekty. Jednym z ważniejszych elementów jest promocja piłki ręcznej na wybrzeżu. W naszym województwie i Koszalin i Szczecin mają obecnie dwie klasowe drużyny, jak na polskie warunki. Z tego powinniśmy być dumni. Jeżeli do tego dołożymy bardzo dobre relacje i ciepły klimat między kibicami obu ekip to wówczas mamy absolutnie festiwal piłki ręcznej. To mocno służy naszej dyscyplinie. Mam nadzieję, że w województwie zostanie to dostrzeżone i że wkrótce będziemy mogli uzyskać wsparcie i pomoc władz wojewódzkich. To, co bowiem robimy jako klub jest potrzebne i korzystne dla województwa zachodniopomorskiego.

Nawiążę do pana ostatniego zdania. To, ile się robi i jak się robi zależy głównie od samych działaczy klubowych. Miasto Szczecin powinno to zauważać i zdaje się, że zauważa i docenia.

- W mojej ocenie miasto to dostrzega. Ta właśnie transparentność działań miasta i wspierania drużyn piłki ręcznej, zarówno męskiej jak i żeńskiej, jest widoczna i to nie od wczoraj, ale od kilku już lat. My swoją energią, ekspresją spłacamy to zaufanie, jakim zostaliśmy obdarzeni. W dalszej konsekwencji wyniki, które osiągamy absolutnie predysponują nas do dalszego rozwoju szczypiorniaka w Szczecinie. Oczywiście nie spoczniemy na laurach, bowiem, tak jak już wspomniałem, przed nami mnóstwo ciężkiej pracy, aby następnych sponsorów namawiać i wspierać, ale tak naprawdę, aby oni promowali się przez nasze sukcesy. Być może w przyszłym sezonie będzie to możliwe już na arenie międzynarodowej.

Można powiedzieć, że Szczecin piłką ręczną stoi. Nie ma bowiem, o ile się nie mylę, drugiej takiej dyscypliny sportowej, w której to miasto miałoby aż dwóch reprezentantów w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.

- Na pewno tak. Proszę pamiętać, że te tradycje w Szczecinie są bardzo dalekie. One sięgają już kilkudziesięciu lat. Najważniejszym jest, że młodzieżowy ośrodek Kusego w Szczecinie powoduje, że młodzież jest tu bardzo dobrze szkolona. My z tych dobrodziejstw będziemy korzystali, stąd też projekt drugiej ligi - Kusy Baltica Szczecin, który walczy z powodzeniem w lidze. To są juniorki, które doskonale dają sobie radę z seniorkami, ale właśnie po to, by te dziewczyny ogrywać, przygotowywać do różnych sytuacji, które mają miejsce w dorosłej piłce ręcznej. Myślę, że z tego narybku będziemy hojnie czerpać. To jest chyba prawda, którą podzielą wszyscy działacze w różnych dyscyplinach sportowych, że własny wychowanek kosztuje klub znacznie mniej niż transfer i pozyskiwanie z zewnątrz nowych zawodników.

Z Olą Kicińską zakończono już współpracę
Z Olą Kicińską zakończono już współpracę

A propos kadry zawodniczej. Jak ona wygląda na chwilę obecną? Ostatnio nie grają już w klubie Ada Gryglicka, Ola Kicińska oraz Agata Szymczak.

- Ze względu, że nasza ławka rezerwowych była dość długa i, że mieliśmy ponad dwadzieścia zawodniczek zarząd klubu podjął decyzję o okrojeniu tego składu. Trener chciał też zintensyfikować sposób przeprowadzania treningów. Widać, że ten ruch poszedł w dobrą stronę. Zarząd klubu podziękował przed meczem z Piotrcovią właśnie paniom, o których pan wspomniał. To są wychowanki Kusego Szczecin, które przez wiele lat reprezentowały barwy naszego klubu. Niemniej jednak na chwilę obecną cele, o które chcemy grać, o których marzymy, ba, których oczekują od nas sponsorzy zmuszają nas do podejmowania decyzji o ewolucji i fluktuacji naszego zespołu. Jest to normalna kolej rzeczy, że ktoś odchodzi, ktoś przychodzi. Staramy się to robić w sposób absolutnie systematyczny, przewidywalny, opanowany i z dużą konsekwencją. Nie jest to tajemnicą, że w nowym sezonie czekają nas zmiany kadrowe, bo to jest normalna sprawa. Otworzy się rynek transferowy. Każdy klub, mający świadomość swoich braków, będzie szukał i pozyskiwał zawodniczki, które będą wzmocnieniem. To czeka również nas. Najważniejszym jednak aspektem jest fakt, że poparty wynik sportowy naszego zespołu gwarantuje, że potencjalne nowe zawodniczki chętniej będą chciały do nas przychodzić i bić się o coraz to wyższe cele.

Od pewnego już czasu nie pojawia się także bramkarka Karolina Sagała. Rozumiem, że tej szczypiornistce też już podziękowano za współpracę?

- Tak potwierdzam. Postanowiliśmy za porozumieniem stron rozwiązać nasz kontrakt. Ta ławka, tak jak powiedziałem wcześniej, była zbyt długa. Nie ma nic gorszego dla zawodnika kiedy nie jest w stanie się przebić do składu meczowego, a wiele miesięcy ciężko trenuje. Uważam, że nasze działania są zgodne z etyką sportową. Największy cel, jaki nam jako Zarządowi przyświeca to dobro tego klubu.

A jak ta kadra wygląda pod względem liczbowym?

- Kadra nasza liczy obecnie siedemnaście zawodniczek. Praktycznie rzecz biorąc wszystkie dziewczyny łapią się w protokole meczowym. Każda może wejść na parkiet, czuje tę adrenalinę, jest w zespole i może tej drużynie pomóc. To jest wielka też rola i zadanie jakie wykonał trener motywując poszczególne zawodniczki do ciężkiej pracy, ale też wyznaczając im konkretne zadania w meczu. Dla mnie jest to coś fajnego, coś co cieszy kibiców i coś co pokazuje, że naprawdę zmierzamy w dobrym kierunku.

Trener Struzik wysoko ocenia pracę zawodniczek, ale widzi też braki
Trener Struzik wysoko ocenia pracę zawodniczek, ale widzi też braki

Trener Struzik zwracał już uwagę na to, jakie konkretne potrzeby ma ta drużyna? Była taka rozmowa między panami?

- Nie, nie. To widać gołym okiem, że potrzebujemy wzmocnienia na rozegraniu, czy jednym, czy drugim. Potrzebujemy zawodniczki, która będzie obdarzona silnym rzutem z drugiej linii. To jest nasz niewątpliwy mankament, który nam mocno doskwiera. Oczywiście potrzebujemy też zmienniczki na lewym skrzydle. Kasia Sabała ma zmienniczkę, ale szukamy też szczypiornistki, która rzuca lewą ręką. Przy tak szybkiej piłce ręcznej to jest konieczność.

Pytanie czysto hipotetyczne: które miejsce pana zdaniem zajmie Pogoń Baltica na koniec play-offów?

- Przewiduję, że te mecze obecne z Politechniką będą bardzo ciężkie. To będą spotkania strasznie trudne, które będą wymagały wielkiej woli walki. Mam nadzieję, ze nie przegramy 0:2. Może sprawimy niespodziankę. Gdyby nam się trafiła czwórka to byłby to szczyt marzeń. To by było coś, czego nie mogłem się spodziewać. Myślę, że jest szansa i tę szansę autentycznie trzeba wykorzystać.

Będzie najazd kibiców na Koszalin?

- Fajnie by było (śmiech). Ta grupka, która była z nami w Koszalinie (20 osób) była na tyle głośna, że słyszano nas na hali. Potwierdzają to zresztą też kibice gospodarzy. Jeśli ta grupa się podwoi to czemu nie.

Źródło artykułu: