Oświadczenie Tomasza Garbacewicza nt rozstania z Warmią

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Tomasz Garbacewicz postanowił wyjaśnić rzeczywiste powody rozstania z Warmią Traveland Olsztyn. - Kibice nie znają całej prawdy - stwierdza rozgrywający. Przeczytaj jego oświadczenie.

Oświadczenie Tomasza Garbacewicza:

Z dniem 22 lutego olsztyński klub piłki ręcznej Warmia podjął decyzję o zerwaniu ze mną kontraktu. Powodem, dla którego władze klubu zakończyły naszą współpracę było wg nich naganne reprezentowanie barw klubowych, występ w trzech meczach ligowych z szesnastu dotychczas rozegranych, moja rezygnacja z funkcji fizjoterapeuty w klubie spowodowana bardzo dużym obniżeniem mojej pensji, nieobecność na trzech treningach z powodu przeziębienia o którym wiedział trener (Krzysztof Maciejewski - przyp. red.) oraz braku papierkowego zwolnienia z treningów od lekarza.

Po sześciu latach grania dla klubu w ekstraklasowych rozgrywkach wyszło tak, że podpisałem kolejny kontrakt z klubem na sezon 2012/2013, który występuje aktualnie w I lidze. Działacze wydawali się wtedy zadowoleni z mojej decyzji i zapewniali ze wszystko powinno być dobrze jeśli chodzi o pensje itp. Postawa ta zawsze widnieje przez sezonem. W momencie gdy już dochodzi do rozgrywek, przeważnie jest trochę inaczej...

"Tłumacząc" (celowy cudzysłów, ponieważ nie mam sobie nic do zarzucenia) się z powodów zerwania umowy z pierwszego akapitu, chciałem podkreślić kilka faktów widzianych z mojej perspektywy. Po rozegraniu pierwszego meczu ligowego naderwałem mięsień w podudziu i miałem przerwę czterech tygodni. Po wyleczeniu zagrałem dwa bardzo dobre, jak sam klub podkreślał, mecze. W kolejnym pojedynku doznałem kontuzji stawu kolanowego. Rezonans wykazał uszkodzenie jednego z więzadeł. Jedenaście tygodni później gdy już było blisko mojego powrotu na parkiet, kontuzja odnowiła się i trzeba było zrobić drugą diagnostykę. Wynik był taki sam i lekarz powiedział mi wtedy, że jeśli za wcześnie wrócę do treningów mogę całkowicie zerwać więzadło. Dał mi więc kolejne trzy miesiące na leczenie i zakaz treningów oraz zalecił zastrzyki dostawowe w celu szybszej regeneracji. O jego decyzji powiadomiłem natychmiast dyrektora klubu (Leszka Dublewskiego - przyp. red.).

Wspominając o cięciach naszych wynagrodzeń, gdzie mowa była o maksymalnie X złotych, mój kontrakt został pomniejszony o kwotę ponad dwa razy większą. Swoim podpisem potwierdziłem aneks do umowy w którym nie było żadnego pkt o drugim stanowisku fizjoterapeuty, które miałbym pełnić za obniżoną kwotę. Postanowiłem z niego zrezygnować, ponieważ wynagrodzenie które dostawałem za tę funkcję zabrano mi całkowicie.

Kolejnym kluczowym dla zerwania kontraktu wg jednego z działaczy była nieusprawiedliwiona nieobecność na dwóch treningach. Potwierdzić mogę, iż zwolnienia od lekarza nie miałem, ponieważ jeden dzień leżenia w łóżku wystarczył, abym doszedł do siebie. Powiadomiłem jednego z trenerów, że nie będzie mnie na treningu z tego powodu. Nawiasem napisałem również, że już i tak nie zagram do końca sezonu z powodu mojego kolana, ale o tym porozmawiamy jak przyjdę na trening (było to po decyzji lekarza). W odpowiedzi dostałem SMS o treści: "No to kuruj się i do zobaczenia".

Zadałem również pytanie działaczom czy mogę liczyć na sponsoring zastrzyków, które zalecił doktor. Nie otrzymałem od razu odpowiedzi, ponieważ klub chciał to skonsultować z innym lekarzem, współpracującym z klubem. Po ponad tygodniu oczekiwania doczekałem się odpowiedzi ze strony klubu: "Tomek zrywamy z Tobą kontrakt".

Tym oświadczenia chciałem tylko w niewielkim stopniu pokazać niektórym ludziom, którzy nie znają szczegółów, co dzieje się ogólnie w polskim sporcie. Coraz częściej niestety zdarza się, że tak traktowani są sportowcy. Na moim przykładzie widać całkowity brak komunikacji między działaczami, lekarzem klubowym i trenerami, a jest jeszcze wiele innych rzeczy, o których nie chce mówić.

Zawodnik nie zagra do końca sezonu z powodu kontuzji? To nic, że w kontrakcie jest punkt mówiący o zasadach płacy w takim przypadku. Umowy, które są zawierane nie są nic warte. Jak pamiętam na innych przykładach, zawsze w takich sytuacjach były problemy z powodu niewywiązywania się klubu z takich umów jak te dotyczące kontuzji. Ktoś już nie gra, to nie jest potrzebny i postępuje się własnie w taki sposób jak opisałem wyżej. Panowie u góry mają naprawdę wielki tupet i zrobią wiele żeby z zewnątrz wyglądało to zupełnie odwrotnie - to zawsze zawodnik jest tym złym. Po tylu latach współpracy nie usłyszałem nawet słów podziękowania za grę w olsztyńskim klubie...

Tomasz Garbacewicz, były zawodnik i fizjoterapeuta Warmii Traveland Olsztyn  

Źródło artykułu:
Komentarze (6)
KiedyPowiemSobieDość
23.03.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
SŁODKIE CYTRYNY!  
avatar
shmon
21.03.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
a do portalu SF: zakładałem że ten serwis z załozenia spełnia funkcję dziennikarską - chciałbym zatem usłyszeć drugą stronę (klub działaczy, zawodników) co oni o tym myślą bo jak kolega poniżej Czytaj całość
avatar
jelo
21.03.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
kluby maja mało kasy to traktuja tak a nie inaczej zbednych zawodników i to niestety standard. zprp powinno sie ustosunkowac do zerwania tego kontraktu  
avatar
hbll
21.03.2013
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Pewnie obie strony mają troche na sumieniu i nie ma co rozstrzygać kto bardziej zawinił. Ale sprawy Piotrków - Płock, Zydroń - Puławy, Kwiatkowski - Szczecin czy Garbacewicz - Olsztyn nie pomag Czytaj całość