Sześć lat oczekiwań biało-czerwonych. "Tęskniłyśmy za mistrzostwami"

Po długim okresie sześciu lat, naznaczonym często upokarzającymi wpadkami i porażkami z europejskimi tuzami, polskie szczypiornistki powracają na mistrzostwa świata. Historia zatoczyła koło.

Maciej Wojs
Maciej Wojs
- Pewnie, że warto było czekać! Boże, to jest takie przeżycie, że nawet nie wiem co powiedzieć. Nie da się tego opisać! Bardzo się cieszymy i myślę, że należał się nam ten awans - mówiła po końcowym gwizdku rewanżowego meczu ze Szwecją Katarzyna Koniuszaniec. Ekstaza radości w jaką wpadły polskie szczypiornistki długo nie pozwalała im opisywać swych uczuć. Gdy emocje już opadły, biało-czerwone ze łzami szczęścia dodawały: "Tęskniłyśmy za mistrzostwami".

Od ich ostatniego występu na dużej międzynarodowej imprezie mija w tym roku sześć lat. Mistrzostwa świata w 2007 roku we Francji były dla naszego zespołu z grubsza udanym turniejem, w trakcie którego nawiązaliśmy walkę ze światowymi tuzami szczypiorniaka. Najpierw w fazie grupowej Polki pokonały Tunezję i Chiny, przegrywając jedynie z późniejszym półfinalistą, Rumunią. W drugiej rundzie biało-czerwone postraszyły zaś faworyzowane Węgierki, Koreanki i Niemki, a z Hiszpanią wygrały 30:29. Mecz o 11. miejsce także rozstrzygnęły na swą korzyść, pokonując Macedonię 33:31. Później nie było już tak dobrze...

Eliminacje do mistrzostw Europy w 2008 roku to upokarzająca wyjazdowa porażka z Portugalią 24:35, po pewnym i przekonującym zwycięstwie dziewięcioma bramkami w Elblągu. W kolejnych latach lepsze od naszych zawodniczek okazywały się Słowaczki (el. MŚ 2009), Czarnogórki (el. ME 2010), Rosjanki (el. ME 2010), Dunki (el. MŚ 2011) i ponownie Czarnogórki wraz z Rosjankami (el. ME 2012). Krystalizujący się wówczas pod okiem Kima Rasmussena zespół powoli rósł w siłę, po drodze rozbijając m.in. Rosjanki 30:22. W sobotę wspiął się na swój szczyt, przełamując sześcioletnią klątwę i zapewniając sobie miejsce na turnieju w Serbii.
Ten awans to ogromna zasługa wspomnianego już Rasmussena i współpracującego z nim Antoniego Pareckiego, co po meczu podkreślała Karolina Kudłacz: - Mamy świetny team trenerski, który wyłożył nam Szwecję doskonale. Wiedziałyśmy nawet w jakich skarpetkach chodzą spać i w jakich chodzą po hotelu (śmiech). Wiedziałyśmy dosłownie wszystko i niczym nie mogły nas zaskoczyć. Kudłacz jest jedną z niewielu szczypiornistek, która uczestniczyła w MŚ w 2007 roku. Oprócz niej w tej imprezie brały też udział Kinga Grzyb i Kinga Byzdra, a w kadrze na mecze ze Szwecją była też Aleksandra Paluch. Wspomniana Grzyb przyznaje, że powrót na MŚ będzie dla niej czymś wyjątkowym: - Niesamowicie cieszę się, że po tych sześciu latach wracamy na mistrzostwa. Szczerze mówiąc, bardzo czekałam na to, bo wiem jaki jest na ich klimat, jeździłam i strasznie tęskniłam za tym - mówi, a Byzdra dodaje: - Ten awans kosztował nas wiele pracy. Niestety, w losowaniach nie miałyśmy zbyt wiele szczęścia, teraz trafiłyśmy na Szwecję. Myślę, że to był właśnie zespół w naszym zasięgu, co udało się nam tutaj potwierdzić.

Wyeliminowanie szwedzkiego rywala sprawiło, że w pewnym sensie historia zatoczyła koło, bowiem przed ośmioma laty kadra polskich szczypiornistów pod dowództwem Bogdana Wenty powróciła na światowe salony pokonując właśnie utytułowanych Szwedów. Nikomu nie trzeba przypominać jakie wyniki biało-czerwoni osiągnęli w kolejnych latach. Polki stać na powtórkę takich rezultatów?

- Nie ukrywam, że jestem przez dłuższy okres z dwuletnią przerwą przy kadrze i cały czas wierzyłam w sukces tego zespołu i możliwości awansu. Nie ma sensu wyłącznie przyjeżdżać na kadrę by spotkać się z dziewczynami, zawsze cel jest niezwykle ważny. Mamy świetny zespół, niezwykle zgrany i ambitny. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym, nawet najlepszym na świecie - uważa Kudłacz. Szansę potwierdzenia tego otrzymają już w grudniu w Serbii. Swych grupowych przeciwników poznają zaś w sobotę 15 czerwca.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×