Krzysztof Kempski: Jak i kiedy dowiedział się pan o zainteresowaniu działaczy i trenerów Gaz-System Pogoni Szczecin swoją osobą?
Dawid Krysiak: Propozycję rozpoczęcia treningów wraz z obecną drużyną Pogoni dostałem od jednego z jej zawodników, tzn. od Wojciecha Zydronia. Było to jeszcze pod koniec poprzedniego sezonu.
Trzeba przyznać, że taka okazja nie zdarza się często. W związku z tym chyba nie zastanawiał się pan zbyt długo nad przyjęciem propozycji gry u boku takich zawodników?
- To prawda, nie marzyłem nawet o treningach z takimi zawodnikami, a co dopiero o rozpoczęciu gry z nimi w jednej drużynie. Nie można sobie chyba wyobrazić lepszego startu w tak młodym wieku w takim zespole, więc bez dłuższego zastanowienia przyjąłem propozycję.
[ad=rectangle]
Jak ocenia pan okres przygotowawczy? Rozegraliście bardzo dużo gier testowych, była siłownia, treningi biegowe. Słowem, "dostaliście w kość", mam tu na myśli tych młodszych zawodników z panem na czele.
- Okres przygotowawczy był rzeczywiście bardzo trudny i męczący. Odczułem to zwłaszcza na samym początku, ponieważ pierwszy raz w życiu miałem styczność z tyloma jednostkami treningowymi. Myślę, że moi koledzy, którzy dołączyli wraz ze mną do drużyny, powiedzieliby dokładnie to samo.
Przejdźmy do meczu, zaliczył pan bardzo szybki debiut w Superlidze będąc jej najmłodszym uczestnikiem. Wierzył pan w to, że właśnie przeciwko Vive nastąpi ten pierwszy raz?
- Nie, przyznam, że w to nie wierzyłem. Jakieś pół roku temu nawet nie marzyłem o tym, by w ogóle być w tej drużynie i w niej zagrać. Teraz tak się złożyło, że wszedłem na parkiet przy blisko 4 tysiącach ludzi. To było coś niesamowitego. Dla mnie osobiście jest to po prostu nie do opisania.
Kontynuując wątek, co pan czuł, gdy nagle otrzymał sygnał od trenera, że trzeba za chwilę wejść i zastąpić Wojtka Zydronia?
- Na pewno poczułem dreszczyk emocji. Trzeba było wyjść, jakoś "się sprzedać", pokazać, co się potrafi. Nie jest wcale prostym zadaniem zastąpić tak dobrego i zarazem doświadczonego zawodnika, jakim jest Wojtek Zydroń. Robię na treningach wszystko, co w mojej mocy, by jak najlepiej się pokazać.
Spodziewał się pan tego, że będzie to tak zacięte spotkanie?
- Na pewno powalczyliśmy. Z tego miejsca chciałbym podziękować chłopakom za walkę i za wszystko, co zrobili. Niestety, na koniec wyszło jak wyszło. Każdy popełnia błędy. Myślę, że nawet taki wynik, jaki uzyskaliśmy, może być dla nas w pewien sposób satysfakcjonujący. Pokazaliśmy, że możemy na równi walczyć z każdym w tej lidze.
Chrobry - wasz następny rywal ma się czego obawiać?
- Ta drużyna jest na zupełnie innym poziomie. Zobaczymy, jak nam wyjdzie. Będziemy starali się robić wszystko jak najlepiej, rzucać jak najwięcej i jak najcelniej (śmiech). Chcemy zdobyć dwa punkty.
Kibice to był zdecydowanie wasz ósmy zawodnik. Podejrzewam, że sami siebie nie słyszeliście.
- Dokładnie tak. My mieliśmy problem usłyszeć siebie nawzajem siedząc krzesełko obok, a co dopiero na parkiecie. Tam już można tego nie słyszeć. Są momenty, w których po prostu skupiasz się tylko na piłce i na tym, by rzucić bramkę albo zatrzymać w obronie atakującego zawodnika. Doping pomaga nam w momentach, w których tego bardzo potrzebujemy, np. kiedy mamy przestój. Proszę mi wierzyć, blisko 4 tysiące osób naprawdę robi wrażenie.
Ostatnie pytanie: pana największe marzenie sportowe to...?
- Moim największym marzeniem sportowym jest zdobycie złotego medalu w Lidze Mistrzów oraz mistrzostwo świata i mistrzostwo Europy z reprezentacją narodową. Na pewno będę do tego dążył.
No, ale jeśli ledwo skończył 16 lat i już gra na poziomie superligi, trenuje u boku Zaremby, Konitza, Zydronia i Bruny, a debiutuje przeciwko VIVE przy 4000 kibiców, to Czytaj całość