Habemus Tałant. Kim pan jest, panie Dujszebajew?
Tałant Dujszebajew został selekcjonerem reprezentacji Polski. Kiedyś był najlepszym piłkarzem ręcznym globu. Dziś trenuje Vive Tauron Kielce. Na parkiecie raptus, w domu spokojny człowiek. Mówi, że jest obywatelem świata. U nas czuje się jak w domu.
47-latek często powtarza, że na życie trzeba mieć plan. On swój realizuje wzorowo. Jako zawodnik zdobył wszystko. Wygrywał Ligę Mistrzów i mistrzostwo świata. Dwa razy był najlepszym zawodnikiem globu, stał na szczycie olimpijskiego podium. Półka w domu ugina mu się od pucharów i medali. Teraz zwycięską ścieżką kroczy jako trener. Dwa razy zwyciężył już w LM z BM Ciudad Real. - Wszystko, co mam w życiu, osiągnąłem dzięki piłce ręcznej - mówi.
Lepszy niż Smuda
Urodził się w Kirgistanie. Wraca tam co roku. Ostatnio tylko z żoną, kiedyś także z synami. - Odwiedzamy przyjaciół, rodzinę. Mam tam dom matki i ojca. To był dla mnie najlepszy kraj, mam stamtąd cudowne wspomnienia - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty.
Językiem posługuje się znakomicie. To wzór. Po przyjeździe do Polski zapowiadał, że daje sobie rok. Udało się. Złośliwi podkreślają, że już po kilku miesiącach mówił lepiej niż Franciszek Smuda. A zna też hiszpański, angielski i niemiecki. Ma do tego dryg.
"Byłem jak robot. Tylko praca, praca i praca"
Z Kirgistanu do Moskwy wyjechał w wieku osiemnastu lat. To były jednak podobne klimaty. Szok przeżył, kiedy z dwunastomilionowej metropolii przeprowadził się do malutkiego Santander. Tam zaczął się uczyć wielkiej piłki ręcznej. Później były jeszcze TuS N-Lübbecke, GWD Minden oraz BM Ciudad Real. W tym ostatnim klubie zaczął karierę trenerską.
Występował w czterech reprezentacjach. Między ZSRR, Wspólnotą Niepodległych Państw i Rosją była ciągłość. W barwach WNP sięgnął po najważniejsze trofeum w karierze - olimpijskie złoto. Później zaczął grać dla Hiszpanii. Został mistrzem świata, na IO zdobył dwa kolejne krążki - brązy w Atlancie i Sydney. Zgarnął też trzy medale mistrzostw Europy.Nie żałuje także tego, że półtora roku temu podjął pracę w roli selekcjonera reprezentacji Węgier. Objął drużynę, gdy zawaliła eliminacje do mistrzostw świata. Pracował z Madziarami przez piętnaście miesięcy. Odszedł przez politykę. Zmienił się zarząd federacji, zmieniły się cele i założenia. - Popełniłem błędy, ale jestem z mojej pracy naprawdę zadowolony. Z dwudziestej ósmej drużyny świata zrobiłem dwunastą - mówi.
Kielce zamiast podróży
Trenerem Vive został na początku 2014 roku. Na stanowisku zastąpił Bogdana Wentę. Do Polski trafił, gdy z powodu kłopotów finansowych rozpadło się Atletico Madryt. A plany miał całkiem inne. - Chciałem zrobić sobie rok przerwy. Odpocząć. Pojechać do Australii, Argentyny. Odwiedzić synów. Bertus Servaas wywarł jednak na mnie sporą presję - opowiada z uśmiechem.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: ostre wejście Teveza