Grzegorz Wojnarowski: Polacy, w Brazylii zagrajcie turniej życia (komentarz)

Chyba jeszcze nigdy żadna z naszych reprezentacji nie miała tak łatwej drogi do awansu na igrzyska olimpijskie. Żeby zagrać w Rio Polacy musieli po prostu sprawy nie spartolić. Nie spartolili. Mam nadzieję, że w Brazylii zagrają turniej życia.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
WP SportoweFakty / Michał Dominik

Osiem lat temu wyjazd na olimpiadę do Pekinu Polacy zapewnili sobie we Wrocławiu, wygrali wówczas z Islandią i zremisowali ze Szwecją. Cztery lata później, walcząc o Londyn, w dramatycznych okolicznościach wypuścili z rąk zwycięstwo z Serbią, potem zostali rozbici przez Hiszpanów, i do Anglii nie pojechali.

Teraz los był łaskawy. Serpentyna olimpijskich kwalifikacji ułożyła się tak, że wszyscy najgroźniejsi rywale trafili do innych turniejów. Wiadomo było, że grając u siebie z Macedonią, Tunezją i Chile tylko trzęsienie ziemi lub tsunami mogłoby sprawić, że nie zajmiemy jednego z dwóch pierwszych miejsc. Epidemia chyba by nie wystarczyła. A jako że ani trzęsień, ani gigantycznych fal u nas nie ma, bo nie leżymy na styku płyt tektonicznych, to awans Polaków stał się faktem bardzo szybko.

W połowie, a może nawet w większym stopniu, ten awans został wywalczony w Katarze. Brąz w tamtym turnieju był kluczowy, bo dzięki niemu w gdańskim turnieju uniknęliśmy handballowych potęg. Trzecie miejsce wywalczyliśmy przy współudziale lekceważonego w Polsce Michaela Bieglera. Wybitnym trenerem Niemiec nie jest, swoje na Euro 2016 zawalił, ale nie można zaprzeczyć, że w awansie na igrzyska pomógł. Być może nawet przyczynił się do niego bardziej, niż Tałant Dujszebajew. Choć trenerem Dujszebajew jest lepszym.

Powinniśmy się cieszyć, że do Brazylii nasi reprezentanci pojadą właśnie z Kirgizem. Dujszebajew atmosferę i specyfikę igrzysk zna doskonale - był na nich cztery razy, raz jako reprezentant Wspólnoty Niepodległych Państw i raz jako Hiszpan. Co więcej, zna nawet smak olimpijskiego złota.

Jestem pewien, że z tym trenerem Polacy w Rio będą mieli w głębokim poważaniu ideę barona Pierre'a de Coubertina, że nie liczy się sukces, a uczestnictwo. Dujszebajew zawsze walczy o pełną pulę, zawsze wychodzi ze skóry, żeby wygrać. No i w przeciwieństwie do Bieglera jest świetnym taktykiem, stawia na żelazną dyscyplinę. A właśnie taktyką i dyscypliną zespoły teoretycznie słabsze pokonują lepsze, tak jak kiedyś mniej liczne armie wygrywały z przeważającymi siłami wroga.

Liczę na to, że turniej życia rozegrają w Brazylii nasze największe asy. Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Bartosz i Michał Jureccy czy Krzysztof Lijewski wiedzą doskonale, o co zagrają. Dla większości to będzie ostatnia szansa na dokonanie czegoś wielkiego, bo na kolejne igrzyska już nie pojadą. Wyświechtany zwrot "teraz albo nigdy" w ich przypadku staje się przerażająco prawdziwy.

Do walki o olimpijski medal Polacy przystąpią w roli, którą Anglicy i Amerykanie określają wdzięcznym mianem "underdoga". To połączenie outsidera i czarnego konia. Dobrze, bo nasi szczypiorniści najlepiej grali wtedy, kiedy nikt na nich nie stawiał. A przykłady Islandii z 2008 roku czy Węgier i Szwecji z roku 2012 pokazują, że taki "underdog" może dokonać cudów.

Jedną drużynę na igrzyskach już mamy, a jestem przekonany, że wkrótce do piłkarzy ręcznych dołączą siatkarze. O ile naszych szczypiornistów Rio przyjęło z ramionami otwartymi tak szeroko, jak posąg Chrystusa Zbawiciela, o tyle drużynie Stephane'a Antigi raz za razem zdaje się mówić "Não passarão" - "Nie przejdziecie". Spokojnie - chociaż a to muszą zawracać, a to iść na około, w końcu też przejdą.

Zobacz wideo: Ani słowa o sporcie: Tałant Dujszebajew (część 1.)
 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×