Dramat młodego bramkarza. Szczypiornista zbiera pieniądze na operację
Profesjonalni sportowcy dobrze wiedzą, że ich pasja często łączy się z groźnymi kontuzjami, potrafiącymi zniszczyć nawet najbardziej obiecujące kariery. Ogromnego pecha ma Paweł Dyszer, który trzy razy, rok po roku doznał groźnych urazów.
- Gdy odebrałem wyniki i zobaczyłem opis, byłem w ogromnym szoku. Nie wierzyłem, że to się znowu stało. Ponownie zerwałem graft. Po dwugodzinnej wizycie w klinice i konsultacjach, podjęliśmy decyzję o zabiegu. Musi być on podzielony na dwie operacje, a między nimi jest półroczna przerwa. Pierwszy etap, to usuwanie śrub, ogólne wyczyszczenia kolana oraz zalanie kanałów klinem kościozastępczym. Drugi etap, to rekonstrukcja więzadła krzyżowego z wykorzystaniem sztucznego więzadła - LARS. Te zabiegi nie są refundowane i są bardzo kosztowne - wyjaśnił Paweł Dyszer, który anatomię kolana zna już jak mało kto.
Obiecujące początki
Gdy Paweł Dyszer dziesięć lat temu zaczynał swoją przygodę z piłką ręczną, grał w polu w Samborze Tczew. - Będąc w podstawówce, żadnych przydzielonych pozycji jeszcze nie mieliśmy. Każdy po boisku biegał jak szalony. Od początku gimnazjum gram na bramce - wspomniał szczypiornista.
Właśnie w gimnazjum rozpoczęły się pierwsze drobne sukcesy tczewskiego bramkarza. W jego rodzinnym mieście otwarto klasę o profilu piłki ręcznej. Prowadził go trener Tomasz Śmiełowski i musiał przestawić się na bronienie. - Początkowo nie podobał mi się ten pomysł, bo dla młodego chłopaka lepszą perspektywą było zdobywanie bramek. W końcu przekonałem się do tej roli - zauważył Dyszer, który w liceum wyjechał z domu i pozytywnie zdał testy w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku.
W SMS-ie ZPRP Gdańsk zadebiutował najpierw w II, a następnie w I lidze. Treningi w Szkole Mistrzostwa Sportowego mocno różnią się od tych, jakie mają miejsce w mniejszych klubach. Ma to na celu jak najlepsze przygotowanie do dalszej kariery. Ze względu na konkurencję, nie było mu dane zadebiutować w reprezentacji Polski w swojej kategorii wiekowej, choć poczuł sukcesy. Po ukończeniu szkoły rozpoczął nowy okres kariery - podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt ze Spójnią Gdynia.
ZOBACZ WIDEO Nowiński: ten styl biało-czerwonych... Jestem zaskoczony (źródło: TVP SA)Koszmarne kolano
Po pozostaniu w Trójmieście, Dyszer podjął studia na gdańskim AWFiS. Wszystko rozwijało się więc w prawidłowy sposób - najpierw klub macierzysty, następnie SMS, później klub walczący w I lidze o coś więcej. Niestety, wszystko szybko zmieniło się w koszmar.
11 października 2014 roku - ten dzień zapadnie w pamięci Pawła Dyszera na długo. - Podczas interwencji niefortunnie spadłem na prawą nogę i uciekło mi kolano. W efekcie po raz pierwszy zerwałem więzadła krzyżowe. Operację miałem dopiero na początku lutego. Po zabiegu od razu zacząłem się rehabilitować i wracać do formy. Wszystko szło w dobrym kierunku. Wróciłem do treningów we wrześniu i kolano mi nie dokuczało, jednak podczas meczów nie dostawałem jeszcze szans. Trener Markuszewski chciał powoli wprowadzać mnie do zespołu ze względu na obawy, że kontuzja się powtórzy - opisał sytuację
Jak się okazało, obawy Marcina Markuszewskiego się potwierdziły. Chuchanie i dmuchanie to było niestety za mało. 3 października 2015 roku, niecały miesiąc po powrocie na boisko po 11 miesiącach mozolnej pracy, Paweł Dyszer w 57. minucie wszedł na mecz w Świdnicy z ŚKPR-em. Ponownie niestabilnie upadł na boisko i znów zerwał więzadła. - Pozytywne jest to, że obroniłem wtedy piłkę i skończyłem mecz ze stuprocentową skutecznością - śmieje się teraz bramkarz.
To jednak śmiech przez łzy. W styczniu tego roku Dyszer miał zabieg rekonstrukcji kolana. Przeszczep pobrano mu z więzadła rzepki, co osłabia kolano. Podczas operacji wyszło, że wcześniejszy przeszczep się nie przyjął. Wrócił na mecz w Płocku, gdzie spisał się znakomicie. Pech jednak trwa i teraz ponownie musi się rehabilitować.