Arkadiusz Moryto śrubuje rekordy w Superlidze. "Dla mnie nie ma to znaczenia"

Zagłębie Lubin wróciło ze Szczecina bez zdobyczy punktowej w rozgrywkach PGNiG Superligi mężczyzn. Znów najjaśniejszą postacią w ekipie Miedziowych był Arkadiusz Moryto, który mimo trzynastu bramek nie miał zadowolonej miny.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
Materiały prasowe / ZAGŁĘBIE LUBIN

Zagłębie przegrało w stolicy Pomorza Zachodniego 28:30 z Sandra Spa Pogonią. Kibice mogli czuć satysfakcję nie tylko z końcowego wyniku, ale i poziomu gry obu drużyn. - Mecz do końca był wyrównany, do końca chcieliśmy w nim zwyciężyć. Po raz kolejny zabrakło nam detali, prostych nierzuconych sytuacji - przyznał tuż po meczu Arkadiusz Moryto.

Jako kolejny z powodów braku sukcesu wskazał na bramkarza szczecinian. - Edin Tatar wybronił nas w sytuacjach, w których powinniśmy zdobyć bramkę i niestety przegraliśmy kolejne spotkanie.

Trzeba jednak oddać, że w pewnym momencie Miedziowi mieli nie lada problem. Przegrywali już 21:16, ale złapali kontakt bramkowy (22:21). - Nie ma co się poddawać. Nie ma znaczenia czy przegrywamy pięcioma, czy dziesięcioma. My zawsze chcemy wygrać, szczególnie, że dla nas było to bardzo ważne spotkanie. Niestety nie udało się, dalej musimy szukać punktów - dodał.

Skrzydłowy znów był najgroźniejszym zawodnikiem w zespole z Dolnego Śląska. Przed tygodniem dołożył 12 bramek. Tym razem oddał aż 13 celnych rzutów. - Te bramki nie mają dla mnie naprawdę żadnego znaczenia. Proszę mi uwierzyć, gdybyśmy wygrali, bardzo bym się cieszył. W tym momencie liczy się dobro drużyny, a niestety przegrywamy i nie ma żadnej radości - stwierdził.

ZOBACZ WIDEO Niespodziewana porażka SSC Napoli. Zobacz skrót meczu z Atalantą [ZDJĘCIA ELEVEN]

Gospodarze swoje akcje kończyli rzutami z drugiej linii, albo podaniami do koła. Tego lubinianie się spodziewali, ale nie znaleźli skutecznego rozwiązania. - Wiedzieliśmy, że mają dużą siłę rażenia z tyłu. Na początku meczu nie wychodziliśmy wyżej do Bartka Konitza i innych zawodników. Trochę nas za to pokarali. W drugiej, kiedy wiedzieliśmy, co mamy robić, zaczęli grać z Arkadiuszem Bosym i praktycznie nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić - oznajmił skrzydłowy.

Z kolei taktyką Pawła Nocha były szybkie wznowienia po stracie bramki. Ten manewr jego drużynie wychodził niemal idealnie, do pełni szczęścia zabrakło czegoś innego. - Mamy szerszą ławkę niż Pogoń i dysponujemy zawodnikami, którzy mogą grać po piętnaście minut czy po pół godzinie meczu, dlatego też biegamy przez cały czas, niezależnie od tego jaki jest wynik na tablicy i która minuta spotkania - podsumował Moryto.

Czy Arkadiusz Moryto ma szansę zdobyć tytuł króla strzelców PGNiG Superligi w tym sezonie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×