Fabian Drzyzga: Wciąż mam marzenia

- Dopóki będzie mi na to pozwalać zdrowie i będę miał poczucie, że jestem dość dobry, nigdy nie odmówię drużynie narodowej - mówi nam Fabian Drzyzga. - Jeśli selekcjoner będzie chciał, na pewno przyjadę.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Fabian Drzyzga Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Fabian Drzyzga

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Mam wrażenie, że znalazłeś się w nietypowej dla siebie sytuacji - jesteś ostatnio bardzo chwalony.

Fabian Drzyzga, zawodnik Asseco Resovii Rzeszów, dwukrotny mistrz świata: Nie emocjonuję się ani pochwałami, ani krytyką. Jestem na to dość odporny. Nigdy nie przejmowałem się opiniami, że reprezentacja Polski albo mój klub przegrały mecz przeze mnie. Zawsze staram się robić wszystko najlepiej, jak potrafię, i wiem, kiedy zagrałem dobrze, a kiedy nie. To mi wystarczy, a jeśli chodzi o oceny, to interesuje mnie tylko ta, która pochodzi od trenera mojej drużyny.

Powiedziałeś, że wiesz, kiedy zagrałeś dobrze. Zatem na pewno zdajesz sobie sprawę, że początek sezonu masz udany?

Cała drużyna Resovii zaczęła dobrze. Dobrze działamy jako zespół, dzięki czemu gra mi się łatwiej.

W tym roku nie grałeś w reprezentacji Polski, a na starcie sezonu ligowego pokazujesz wysoką formę. Jak można powiązać te dwie rzeczy?

Nie mam pojęcia. Nie wiem, jak bym grał, gdybym latem występował w kadrze, dlatego nie mogę powiedzieć, że spisuję się lepiej, bo odpocząłem. Choć przyznaję, że skorzystałem na tym, że miałem spokojniejszy sezon przygotowawczy. Mogłem zadbać o zdrowie, co bardzo mi się przydało.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siatkarz romantyk. Taką niespodziankę sprawił partnerce
Kiedy w maju Nikola Grbić zadzwonił i powiedział ci, że nie powoła cię do reprezentacji, musiało to być dla ciebie trudne.

Było trudne. Miałem swoje ambicje i marzenia, których przez tą decyzję nie mogłem zrealizować. Potrzebowałem czasu, żeby przyswoić tę informację. Powiedziałem o tym Marcelo Mendezowi, ówczesnemu trenerowi Resovii, poprosiłem o wyrozumiałość przez dwa, trzy dni. Okazało się, że przełknięcie tej żaby zajęło mi trochę więcej czasu, ale w końcu mi się udało. Myślę, że to była normalna reakcja ambitnego zawodnika, który nigdy nie odmówił reprezentacji i zawsze grając w biało-czerwonej koszulce starał się dawać z siebie wszystko. Czas zrobił jednak swoje, zaleczył rany. W tym momencie jestem szczęśliwym człowiekiem.

Postawiłeś sobie za punkt honoru, żeby przed powołaniami na kolejny sezon nie dać Nikoli Grbiciowi możliwości pominięcia cię?

Absolutnie nie. Nie jest to ani mój cel, ani coś, co mnie nakręca. Gdybym był kilka lat młodszy, może czułbym potrzebę pokazania komuś, że się co do mnie pomylił. Uważam jednak, że przez całą swoją karierę pokazałem już wystarczająco, żeby można było mnie ocenić jako siatkarza. Nikomu nie muszę niczego udowadniać. Pogodziłem się z sytuacją, robię swoje. Życie pokaże, czy jeszcze kiedykolwiek będę miał przyjemność zagrania w reprezentacji, czy nie wystąpię w niej już nigdy.

Wakacje w okresie letnim to było dla ciebie coś dziwnego?

Coś nietypowego, ale bardzo przyjemnego. Było super mieć trochę wolnego po raz pierwszy od kilkunastu lat. Spędziłem dużo fajnego czasu z rodziną. Takich wakacji życzę sobie i swoim bliskim zawsze.

Jakie to było uczucie, oglądać mecze kolegów w telewizji albo z trybun?

Pierwsze dwa spotkania chłopaków trudno mi się oglądało. Potem mi przeszło, trzymałem kciuki za naszą kadrę, a przed telewizorem byłem takim kibicem-trenerem. Mocno przeżywałem te mecze i komentowałem poszczególne akcje. Prawie po każdej miałem coś do powiedzenia. Mam nadzieję, że żona nie miała mnie przez to dość.

Mówisz, że nie możesz wiedzieć, jak byś się teraz prezentował w lidze, gdybyś miał za sobą sezon reprezentacyjny. Ale możesz chyba powiedzieć, czy czujesz, że po dłuższym odpoczynku masz więcej energii do grania?

Nie jestem zmęczony, to na pewno. Czuję głód siatkówki, co jest dla mnie jedną z ważniejszych rzeczy. Na zdrowie nie narzekam i oby ten stan rzeczy utrzymał się jak najdłużej. Nie tylko u mnie, ale i u moich kolegów z zespołu.

Odnoszę wrażenie, że na twoim przykładzie widzimy, że gdyby reprezentanci grali w ciągu roku trochę mniej, a trochę więcej odpoczywali, na boisku oglądalibyśmy ich inne, lepsze wersje.

Myślę, że tak by było. Bylibyśmy zdrowsi, co przełożyłoby się na poziom naszej gry. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, że zawodnicy, których widzą na boisku co trzy dni, w ciągu tygodnia muszą opuszczać treningi, a potem przed meczem biorą magiczne tabletki i wszystko jest fajnie. To działa na krótką metę, ale na dłuższym dystansie nie da się funkcjonować w ten sposób. Prędzej czy później zawsze przyjdzie kryzys formy albo pojawią się problemy zdrowotne, których tabletki już nie stłumią. Nie ma na to silnych, nie jesteśmy przecież robotami. Gdybyśmy w każdym roku mieli miesiąc całkowitego odpoczynku od siatkówki, głowa by odpoczęła, a ciało mogłoby się trochę zregenerować. Potem mielibyśmy więcej werwy do grania, czy to w lidze, czy w reprezentacji. Jakość, którą pokazywalibyśmy na boisku, też byłaby moim zdaniem większa.

Nie będąc w reprezentacji, poznałeś też inną perspektywę - siatkarzy, którzy nie dostają powołań i od maja do października albo nie grają wcale, albo tylko w sparingach. Pięć miesięcy to chyba aż za dużo czasu, żeby poczuć głód rywalizacji?

Zdecydowanie tak. Ja w tym okresie szukałem sportu. W końcu mogłem nauczyć się grać w tenisa, kiedy miałem taką możliwość grałem w plażówkę. Dla rozrywki, ale też dla podtrzymania jako takiej formy, bo nie będę przecież tylko leżał i czekał na okres przygotowawczy. Bez wątpienia dla siatkarzy niegrających w drużynach narodowych okres bez grania jest aż za długi.

W PlusLidze twoja Asseco Resovia wygrała pięć pierwszych meczów, co nie zdarzyło się jej od dobrych kilku lat. To jest wreszcie ten sezon, w którym rzeszowianie powalczą o medale?

Tego życzę sobie i wszystkim ludziom Resovii. Cieszymy się z udanego startu, gramy fajnie, jednak na razie to tylko pięć spotkań. Czas pokaże, czy to faktycznie będzie przełomowy sezon.

Wrócę jeszcze na chwilę do tematu reprezentacji. Jeśli trener Nikola Grbić wiosną 2023 roku wyśle ci powołanie, przyjedziesz na zgrupowanie?

Dopóki będzie mi na to pozwalać zdrowie i dopóki będę miał poczucie, że jestem dość dobry, nigdy nie odmówię drużynie narodowej. Jeśli selekcjoner będzie mnie widział w kadrze, na pewno przyjadę. Jednak póki co to dla mnie odległa perspektywa.

Jeszcze bardziej odległa to kolejne igrzyska olimpijskie. Gra w Paryżu w 2024 roku jest na liście twoich celów?

Wciąż mam swoje marzenia.

Chciałbym poruszyć jeszcze jedną bardzo ważną kwestię. W poniedziałek cały polski sport otrzymał niezwykle smutną wiadomość - zmarł Tomasz Wójtowicz, wybitny siatkarz, mistrz olimpijski i mistrz świata. Kim był dla twojego pokolenia zawodników?

Mieliśmy mocno ograniczone możliwości, żeby oglądać, jak grał, natomiast zawsze wskazywano go nam jako wzór, ideał, do którego należy dążyć. Wychowywaliśmy się jako zawodnicy na legendzie, którą Tomek stworzył. Ja akurat miałem okazję poznać go trochę lepiej, ponieważ mój tata się z nim przyjaźnił. Kiedy przebywało się w jego towarzystwie, czuć było aurę wielkiego sportowca i dobrego człowieka.

Kiedy zachwycałeś się jakąś późniejszą gwiazdą siatkówki, zdarzało ci się słyszeć od ojca: Wójtowicz był lepszy?

Takich konkretnie słów nie pamiętam, natomiast z opowieści, których słuchałem, wyłaniał mi się obraz sportowca klasy Michaela Jordana albo Rogera Federera - gigantów swojej dyscypliny i całego sportu. Pewnie gdyby Tomek grał w obecnych czasach, lałby wszystkich z uśmiechem na ustach. I bez wątpienia byłby jeszcze większą gwiazdą, niż wtedy, kiedy grał.

Rozmawiał Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×